Są miejsca na świecie, których mury emanują wydarzeniami z historii. Niesamowity klimat zostaje jednak szybko zastąpiony turystycznym amokiem. Lwów bardzo ostrożnie wchodzi w świat komercyjnej turystyki. Dzięki temu mamy jeszcze możliwość odwiedzenia miasta, które funkcjonuje normalnie i nieraz drwi sobie z naiwności przybyszów.
Powietrze lwowskie uzależnia. Pierwszy wdech i człowiek od razu pragnie więcej. Historia jest wszędzie, trzeba tylko ją znaleźć. Lwów wciąga. Im dłużej się go zwiedza, ogląda i podziwia, tym bardziej chce się dotrzeć w nieznane miejsca i zacząć żyć po lwowsku. To miasto żyje, ale nie biegnie. Ludzie na ulicach rozmawiają, dyskutują, grają, śpiewają, a nawet tańczą. Harmider jest tu muzyką, a ruch uliczny tańcem.
Wystarczy kilka godzin, aby stwierdzić, czy Lwów się kocha, czy też nienawidzi. Nie da się Lwowa poznać częściowo, na raty. Atmosferę trzeba chłonąć. Wtedy nawet McDonald’s nie skusi nas nowym Happy Mealem.
Czym dotrzeć?
Możliwości połączeń na linii Warszawa–Lwów jest sporo. Po pierwsze: autobus. Kosztuje około 70 zł w jedną stronę i jest bezpośredni. Kursy są zarówno dzienne, jak i nocne. Plusem jest to, że podróż odbywa się bez przesiadki. Minusem jest długie oczekiwanie na przejściu granicznym. O ile na wjazd na Ukrainę czeka się około godziny (w nocy), to w drodze powrotnej trzeba się nastawić na około 3-, 4-godzinny postój. W dzień ten czas oczywiście się wydłuża.
Jest również pociąg. Kursuje na relacji Kraków–Lwów. Do Krakowa z Warszawy jeździ wiele pociągów, w tym TLK i IR. Do Lwowa jedzie nocny pociąg EuroCity. Cena w jedną stronę wynosi około 140 zł. Tak więc wersja kolejowa będzie kosztować nas około 170 złotych.
Najtańsza wersja jest jednocześnie opcją dla osób żądnych przygód. Zakłada ona wiele przesiadek. Najpierw dostajemy się na przejście graniczne w Hrebennem. Można bezpośrednim autobusem z Warszawy albo na raty. Na granice jeżdżą lokalne busy z Tomaszowa Lubelskiego i Zamościa. Można również próbować stopem. Granicę przechodzimy na piechotę, czego zazdrościć nam będą kierowcy. Odprawa zajmie nam maksymalnie pół godziny. Stąd jeżdżą już busy, tzw. marszrutki do Lwowa. Koszty tej wyprawy będą najniższe, choć ciężko jest policzyć, ile dokładnie mogą wynieść. W granicach 55 zł powinniśmy się zmieścić.
Za Rynkiem zaczyna się Lwów
Na rynek trzeba pójść. Mimo że zamiast ukraińskiego usłyszymy głównie język polski i angielski, warto obejść plac dookoła i zobaczyć wyremontowane kamienice, których już jest niewiele we Lwowie. Wystarczy skręcić w boczną uliczkę odchodzącą od rynku i już naszym oczom ukazuje się widok prawdziwego miasta. Kamienice są normalnie użytkowane, na balkonach suszy się pranie, a na chodnikach dzieci grają w piłkę. Im dalej od rynku, tym Lwowianie coraz głośniej rozmawiają, komentują wydarzenia czy po prostu po ludzku się kłócą.
Bazar w programie musi się znaleźć. Regionalne produkty, olbrzymie arbuzy i słodkie winogrona, dziwaczne ryby i domowe wędliny zapełniają każdą alejkę. Ceny są wymarzone, a więc warto zaopatrzyć się w kosz owoców i warzyw. Negocjowanie i targowanie się jest nie lada wyczynem. Po kilku minutach uporczywego tłumaczenia ceny w trzech językach (polskim, ukraińskim i rosyjskim) sprzedawczyni machnie ręką i weźmie tyle hrywien, ile naszykowaliśmy.
Targ starych książek to mekka wszystkich szukających wydawniczych perełek. Przy pomniku drukarza na foliach i wózeczkach widnieje morze starych, dawno zapomnianych książek. Można wśród nich znaleźć egzemplarze z początku XX wieku. Za Pana Tadeusza z 1920 roku zapłacimy zaledwie kilka złotych. Możemy oczywiście spędzić godziny na przeszukiwaniu kolejnych stoisk i zaczytywaniu się w lekturę. Na tym małym placyku prowadzone są nierzadko poważne rozmowy, żarliwe dyskusje i rozważania filozoficzne. Czasem warto przysiąść z boku na murku i obserwować wydarzenia.
Ucztowanie
Knajp we Lwowie nie brakuje. Możemy skosztować smaków całego świata. Ale kuchnia ukraińska nie ma sobie równych, zwłaszcza jeśli chodzi o jej prawdziwy barszcz. Polski barszcz ukraiński we Lwowie jest nazywany po prostu barszczem, ale smakuje jak nigdzie indziej. Ten smak pozostaje w ustach na długo i ciężko jest po powrocie do domu przestać o nim myśleć. Dlatego przy każdej wizycie na Ukrainie trzeba się najeść do pełna tej aksamitnej i aromatycznej zupy.
Do wyboru mamy oczywiście liczne rodzaje pierogów i pierożków, zarówno na słono, jak i na słodko. Porcja pierogów z mięsem polanych kwaśną śmietaną kosztuje około 5–6 zł. Godne polecenia są śniadania, których nieodłącznym składnikiem są kanapki z kawiorem. Bardzo często hostele w cenę noclegu wliczają już śniadanie, więc na własną rękę musimy zatroszczyć się jedynie o obiad i kolację.
Za pełny obiad (zupa, drugie danie, sałatka i napój) zapłacimy już około 10-20 zł. Warto zajrzeć do samoobsługowych restauracji „Puzata Chata”. Jest to cała sieć lokali oferujących tradycyjną ukraińską kuchnię w bardzo przystępnych cenach. (ul. Strzelców Siczowych, około 8 minut pieszo od rynku).
Alkohol na Ukrainie jest bardzo tani. Ale trzeba również pamiętać o limicie w ilości wywożonego alkoholu z Ukrainy [1 litr alkoholu wysokoprocentowego LUB 2 litry wina LUB 5 litrów piwa]. Piwo ukraińskie (0,5 l) możemy kupić za 2-3 zł. Wina krymskie kosztują już od 10 zł (a najniższa cena nie oznacza od razu najgorszej jakości).
Marszrutki i tramwaje
Prawdziwym fenomenem Lwowa jest jego komunikacja miejska. Miasto oferuje nam linie tramwajowe i autobusowe. Bilety kosztują 2 hrywny, czyli około 70 gr. Warto więc wydać tę sumę i podjechać kawałek, a przy okazji podpatrzyć, jak się się jeździ we Lwowie. Po pierwsze jest ciasno, zwłaszcza w godzinach szczytu. Bilety najczęściej kupuje się u kierowcy. Co się robi, gdy tłok uniemożliwia nam przedostanie się do konduktora? Pieniądze podaje się z ręki do ręki, a więc nasze dwie hrywny wędrują samotnie z jednego końca pojazdu na drugi. Wracając ktoś stojący najbliżej kasownika kasuje bilet. Na koniec dostajemy skasowany bilet do ręki i bezstresowo kontynuujemy podróż. Mechanizm ten robi wrażenie zwłaszcza rano, gdy ludzi jest tyle, że drzwi ledwo się domykają. Bilety i pieniądze wędrują nieustannie ponad głowami pasażerów, i mimo tego pozornego bałaganu każdy otrzymuje zamówiony bilet.
Marszrutki to żółte autobusiki, które zdominowały ulice Lwowa. Prywatni przewoźnicy oferują nam wszystkie możliwe trasy, zarówno w obrębie miasta, jak i poza nim. W marszrutce jedzie się jak w puszce. Jest to plus podróży, ponieważ kierowcy autobusów traktują je jak samochody osobowe. Ścinają zakręty, co nieraz kończy się zdemolowaniem słupków albo barierek, przeciskają się przez wąskie uliczki. Przy ciągłym manewrowaniu marszrutki ścisk wewnątrz powoduje, że nie obijamy się o ściany i ludzi.
Noclegi
Lwów oferuje bardzo bogatą bazę noclegową. Są tu zarówno hotele, na iście europejskim poziomie i równie europejskich cenach, jak i tańsze hostele. Jadąc w 4 osoby za noc w tańszym hostelu wraz ze śniadaniem zapłacimy około 25 zł (za osobę). Pokój dwuosobowy to koszt rzędu 70-80 zł. W okolicach centrum (do 10 minut od rynku) znajduje się wiele miejsc noclegowych, które bez większych problemów możemy znaleźć na stronach http://polish.hostelworld.com lub http://hostels.com.
Hrywny i złotówki. Ile wziąć ze sobą?
Jadąc w 4 osoby nocnym autobusem z Warszawy do Lwowa (tą samą opcją wracając). Mieszkając przez 3 noce w nienajdroższym hostelu. I jedząc do syta, ale nie przesadnie. Kupując pamiątki i prezenty, będziemy musieli się nastawić na wydanie około 450 zł.
Koszty wyjazdu można dodatkowo zmniejszyć poprzez wymianę złotówek w kantorach na miejscu. Kurs hrywny będzie dla nas dużo korzystniejszy we Lwowie, niż gdybyśmy kupowali w Warszawie.
Oficjalna strona miasta: http://lviv.travel/
Inne serwisy o Lwowie: http://www.lvivcenter.org/ http://lviv-online.com/
Rozkład autobusowy na Ukrainie: http://bus.com.ua/
Rozkład kolejowy na Ukrainie: http://railway.lviv.ua/