Prawie trzy lata po zakończeniu aresztu domowego Romana Polańskiego w Szwajcarii i prób jego ekstradycji do Stanów Zjednoczonych, na temat których w polskich mediach wypowiedział się chyba każdy moralny (i niemoralny) autorytet, do naszych kin niepostrzeżenie wszedł dokument „Roman Polański: Moje życie”. Film będący głosem reżysera w swojej sprawie i próbą podsumowania własnego życia
Polski podtytuł „Moje życie”, zamiast oryginalnego „A Film Memoir” może zwodzić. Reżyserem dokumentu nie jest Polański ani nawet rozmawiający z nim Andrew Braunsberg, a Laurent Bouzereau – twórca prawie dwustu filmów dokumentalnych. Prawie wszystkie z nich to typowe, kilkunastominutowe „making of” do wydań DVD klasyków kina. Bouzereau tworzy kilkanaście takich „produkcyjniaków” rocznie, nic zatem dziwnego, że dokument o Polańskim w swojej formie jest bardzo tradycyjny i zdecydowanie brak mu własnego reżyserskiego rysu.
Wywiad rzeka, jakim zasadniczo jest „Moje życie”, został przez twórcę „Dziecka Rosemary” zupełnie zdominowany. Przeprowadzający wywiad Andrew Braunsberg, wieloletni przyjaciel i współpracownik Polańskiego, nie jest równym partnerem do rozmowy. Oczarowany i wpatrzony w Polańskiego, pewne tematy omija szerokim łukiem, w inne nie próbuje wchodzić głębiej. I choć przyjaźń między nim a Polańskim sprawia, że reżyser otwiera się bardziej niż zrobiłby to przed pierwszym lepszym pismakiem, twórca „Pianisty” skutecznie kieruje rozmową. „Roman Polański: moje życie” jest bardziej tym, co sugeruje oryginalny angielski tytuł – filmowym pamiętnikiem z całą wybiórczością tej formy – niż czasem gorzką, bo rodzącą się podczas trudnej rozmowy, opowieścią o własnym życiu.
Choć nie brakuje w nim momentów niezwykle szczerych. Najciekawsze są wspomnienia z czasów dzieciństwa spędzonego w okupowanej Polsce. Namiętnie gestykulujący reżyser opowiada o tym strasznym i nieznanym szerszej publiczności okresie swojego życia barwnie, nie kryjąc wzruszenia. Chwile wymownej ciszy, szukania słów, które oddałyby ból po stracie matki czy tęsknotę za ojcem dotykają czegoś głębokiego i intymnego.
„Roman Polański: Moje życie” wydaje się odpowiedzią na zrealizowany rok przed aresztowaniem głośny dokument Mariny Zenovich „Polański: ścigany i pożądany”, do którego twórca „Chinatown” odmówił komentarza, a nawet sugerował po wydarzeniach w Zurychu, że przyczynił się on do ponowienia przez amerykański wymiar sprawiedliwości prób ekstradycji. „Ścigany i pożądany”, choć skupiał się głównie na skandalu z nieletnią Samantą, w przenikliwy sposób ukazał człowieka niejednoznacznego, balansującego na krawędzi, skrzywdzonego przez życie, ale również czerpiącego z niego garściami – portret prawdziwego artysty. W „Moim życiu” Polański rozmyśla czemu jego życie nie jest linią prostą, a ciągłym splotem wzlotów i upadków, mówi „zastanawiam się czy wolna wola istnieje”. Geniusz, enfant terrible kina próbuje przekonać nas, że jest bezwolną drobinką rzuconą w wir okrutnych wydarzeń.
Może gdyby Roman Polański nie zwracał się do nas przez pośredników, a dokument choć na chwilę uciekł od dosłowności i rzewnej muzyki Alexandre’a Desplata, odkrylibyśmy, co siedzi w głowie genialnego reżysera. Póki co pozostaje nam szukać odpowiedzi w jego filmach. Pozornie okiełznany Polański, na ekranie wciąż pozostaje nieprzenikniony.
„Roman Polański: Moje życie”
reżyseria: Laurent Bouzereau
zdjęcia: Paweł Edelman
produkcja: Wielka Brytania
rok produkcji: 2012, czas trwania: 90 min.
dystrybutor w Polsce: Film Point Group