Na ekranach kin pokazywany jest „Baczyński”, podnosząca wątek powstańczego mitu opowieść o życiu poety, który poświęcił się w walce dla ojczyzny. Niedługi, trwający tylko nieco ponad godzinę film od początku szafuje widza brawurową formą, rzucającą go w wir obrazów i słów, w której biografia samego Baczyńskiego jest niemniej ważna co jego twórczość.
Reżyser, skądinąd mało znany szerszej publiczności Kordian Piwowarski (równocześnie autor scenariusza) skomponował swoje dzieło w ramach trzech odrębnych narracji, które jednak świetnie się ze sobą komponują. Pierwsza to fabularyzowana historia życia samego Baczyńskiego. Sama w sobie nie trzyma się już konwencji filmu biograficznego (co w tym przypadku jest ogromną zaletą), mówi się w niej głównie obrazami, szczędząc aktorom linii dialogowych. Są to zresztą obrazy nie byle jakie, bo piękne zdjęcia Tatr czy warszawskie plenery to wielka zaleta tego filmu. O poecie zamiast aktorów opowiadają osoby, które rzeczywiście go znały, głównie jego towarzysze z Powstania. I to jest druga narracja, historyczna, w ramach której pojawiają się także od czasu do czasu archiwalne nagrania (niezwykle zapada w pamięć materiał z getta warszawskiego). Ten sposób opowiadania o Baczyńskim oszczędził reżyserowi konieczności kreowania własnej rzeczywistości, własnego mitu, mówią za niego umęczone twarze powstańców, uderzające młodsze pokolenia swoją autentycznością i bliskością wojny, której świadkowie wciąż przecież żyją.
Jest jeszcze trzecia narracja, którą Piwowarski wprowadza widza w subtelny świat poezji. Przez cały seans bowiem towarzyszą mu słowa twórczości Baczyńskiego. Recytują je młodzi ludzie, zaproszeni przez twórców na wieczorny slam do warszawskiego klubu Sen Pszczoły w 90. rocznicę urodzin autora. Ich twarze wyłaniają się z czarno-białej scenerii, głos rozbrzmiewa w ciszy. Po chwili sceneria przechodzi w surowy obraz wojny, słowa jednak nie milkną, toczą się dalej, jakby substytut dla odgłosu spadających bomb. I nie są bynajmniej dla tej wojny tylko tłem, wręcz przeciwnie – stanowią jakby jej opokę; osobną opowieść, którą poeta stworzył, by opisać zastaną rzeczywistość, a której rekonstrukcję widz dostaje na ekranie. Tworzy to niezwykłe poczucie obcowania z czymś naprawdę wielkim. I choć tylko w połowie jest to zasługą reżysera, który musi uchylić się przed talentem Baczyńskiego, to filmowa interpretacja naprawdę budzi szacunek unikalnością i rozmachem przedsięwzięcia na skalę absolutnie wyjątkową w polskiej kinematografii.
Można czynić zarzut Piwowarskiemu, że jego obraz jest zbytnio wyidealizowany, nie było jednak wcale jego ambicją ukazać nam prawdy o Baczyńskim. W jego wizji stoi on na piedestale chwały, na którym postawiła go zbłąkana kula hitlerowca, jemu samemu odbierając życie. Reżyser ciągnie więc utrwalony przez pokolenia mit powstańczy, który od lat kreuje w młodych Polakach ideał bohatera. Pytanie jednak, czy jest to naprawdę wadą, że w filmie o człowieku człowiek ten gubi się gdzieś pomiędzy wierszami literackiej impresji?
Odpowiedź na to pytanie jest niejednoznaczna. „Baczyńskiego” ogląda się bowiem tak, jak czyta się poezję, w zaciszu własnej wrażliwości. Stąd ile ludzi, tyle opinii i dlatego warto samemu się przekonać, czy obraz ten jest dostatecznie przekonywujący. Nie ma jednak wątpliwości, że na ekrany polskich kin zawitał film naprawdę wyjątkowy.
http://www.youtube.com/watch?v=9qOHWWcbUc8
Baczyński
scenariusz i reżyseria: Kordian Piwowarski
czas: 70 minut, premiera: 15 marca 2013 roku