Zamach na Juliusza Cezara: Senat we krwi
Lotem błyskawicy wszystkie uliczki, pałace i ogrody Rzymu obiegła mrożąca krew w żyłach informacja – Cezar nie żyje! Większość mieszkańców miasta, od najbiedniejszego niewolnika do najzamożniejszego z patrycjuszy, zadawało ze strachem w oczach jedno pytanie – jak mogło do tego dojść?
15 marca 44 r. n.e. Gajusz Julisz Cezar, wielki zwycięzca spod Farsalos, człowiek który pojmał wodza galów Wercyngetoryska, ukochany syn Rzymu wyszedł ze swego domu i w asyście kilku zaufanych ludzi udał się na odbywające się właśnie posiedzenie senatu. Cezar był już trochę spóźniony, ponieważ przed wyjściem grupa jego najbliższych przyjaciół wiedząc, że część senatorów jest mu przeciwna i może planować zamach na jego życie, odradzała mu wychodzenie z domu. Po krótkim namyśle dyktator zbagatelizował ich ostrzeżenie i uznał, że w otoczeniu senatorów nic złego nie może mu się przecież stać.
„Tyran!!!”
Widząc już zdobione kolumnami i pięknymi rzeźbami wejście do jednego ze skrzydeł ogromnego i wspaniałego Teatru Pompejusza, gdzie odbywały się obrady senatu, Cezar postanowił przyspieszyć kroku. Wiedział, że jest spóźniony, a nie chciał przecież drażnić zebranych w sali senatorów, szczególnie, że część z nich już była przeciwna jego osobie i temu, że skupiał w swoich rękach coraz więcej władzy cywilnej i wojskowej. „Chce obalić republikę”!!!, „To zamach na naszą świętą demokrację”, „Tyran”!!! – Cezar uśmiechnął się sam do siebie przypominając sobie co część z senatorów szepcze między sobą po kątach o jego osobie.
W końcu dyktator wszedł do prostokątnej sali pełnej kolumn i pomników, gdzie na marmurowych ławach siedzieli odziani w biel senatorowie Republiki Rzymskiej. Po krótkim przywitaniu i wymienieniu uprzejmości Cezar zasiadł na zwyczajowo dla niego przygotowanym pozłacanym krześle. Gdy już miały zacząć się zwyczajne obrady przed Cezarem stanął jeden z senatorów Tiliusz Cymber i zaczął prosić dyktatora o łaskę dla swego wygnanego brata. W jednej chwili ze swoich miejsc zaczęli wstawać inni zebrani w sali, w tym bliski przyjaciel Cezara Marek Brutus, i powoli otaczać tron imperatora. Gdy rozzłoszczony tą niecodzienną sytuacją pierwszy obywatel Rzymu zerwał się ze swego miejsca poczuł nagłe szarpnięcie. Ktoś próbował zedrzeć mu z rąk togę. To był znak. Znak dla zamachowców.
I ty Brutusie?
Drugą rzeczą, którą poczuł Cezar było pchnięcie. W jednej chwili z lewego ramienia Cezara zaczęła lecieć krew, plamiąc białą szatę. Dyktator został pchnięty nożem przez jednego z otaczających go mężczyzn. Kątem oka ranny zdołał tylko dojrzeć jak reszta zamachowców także wydobywa ze swych szat noże. Próbował się bronić, ale było za późno, a napastników zbyt wielu. W końcu jak mówi przysłowie „Nec Hercules contra prules”. Zrozpaczony i otoczony Cezar mógł już tylko patrzeć zamglonym wzrokiem jak kolejni spiskowcy przeszywają jego ciało coraz to nowymi ciosami sztyletów. Mimo otrzymania 22 ran Gajusz Juliusz Cezar wciąż żył. Chwiejąc się na nogach i ociekając krwią zobaczył, jak z nożem w ręku podchodzi do niego jego bliski i zaufany przyjaciel Marek Brutus. Gdy ten zadawał ostatni, śmiertelny cios Cezar miał powiedzieć „I ty Brutusie przeciw mnie?” Po tych słowach wódz Rzymu padł martwy u stóp swego złotego tronu.
Kobieca intuicja
Mordercy Cezara wkrótce po zamachu postanowili uciec i na jakiś czas zniknąć z Rzymu. Wierzyli, że uratowali Republikę przed tyranem, który chciał przejąć władzę, ogłosić się cesarzem, rozwiązać senat i tym samym zagrozić rzymskiej demokracji. Mimo powodzenia zamachu żaden z nich długo nie cieszył się odniesionym sukcesem. Większość spiskowców dosięgnęła zemsta przyjaciół Cezara. W przypadku śmierci Juliusza Cezara sprawdza się także wiara w kobiecą intuicję. Dzień przed posiedzeniem senatu żona Cezara ostrzegała męża przed zamachem. Podobno widziała we śnie jak jej mąż umiera.