Drugi dzień nie przyniósł zmiany pogody, ale mimo wszystko, przyciągnął jeszcze więcej widzów. A wraz z widzami pojawiły się nowe cykle filmowe.
Poranek to kolejne spotkanie z kinem włoskim. Z bohaterami „Skóry” Liliany Cavani przenieśliśmy się do słonecznego Neapolu, aby poznać losy reportera wojennego, Curzio Malaparte. Natomiast Roberto Rossellini w filmie „Rzym, miasto otwarte”, uchwycił działalność ruchu oporu i wojenne rozterki bohaterów. Obydwa filmy podejmują tematykę rozliczeń wojennych. „Rzym, miasto otwarte” jest uznawany przez specjalistów za film dający początek neorealizmowi włoskiemu, a obydwa filmy stanowią klasykę nurtu. Na wstępie o neorealizmie opowiedziała profesor Maria Kornatowska, znawczyni włoskiego kina, krytyk filmowy, wykładowca i znana na świecie eseista.
Ważnym punktem dnia, było otwarcie sekcji „I Bóg stworzył aktora”.Tegoroczną gwiazdą był Zbigniew Zamachowski, którego na festiwalu można było zobaczyć w różnych odsłonach. Na początku w norweskim filmie, zrealizowanym zgodnie z zasadami Dogmy – „Kiedy noce robią się długie”. Seans poprzedziło spotkanie z twórcami, wspomnianym już Zbigniewem Zamachowskim oraz reżyserką Moną Hoel. Film jest godny polecenia. Reżyserka w nietypowy sposób uchwyciła święta rodziny polsko-norweskiej spędzone w chatce. Małe pomieszczenia, prześwietlone zdjęcia, nadają filmowi klaustrofobiczny, dokumentalny wręcz charakter. Nic dziwnego, że niektóre sceny przywodzą na myśl obrazy z naszych rodzinnych świąt. Reżyserka z bliska obserwuje bohaterów oraz konfrontuje tradycje polskie i norweskie. Na jaw wychodzą wszelkie tajemnice, rodzinne konflikty i różnice kulturowe. Film przesycony jest czarnym humorem. Jednak po przejmującym finale uśmiech zamieniamy na powagę. Nic nie jest takie, jakie się wydawało. Proza życia wygrywa.
Mockumentaries to kolejny cykl filmów przygotowany przez organizatorów Dwóch Brzegów. Na początek głośny mock dokument(fikcja udająca dokument) Casey’ego Afflecka – „Jeszcze żyję”. W 2008 roku amerykański aktor Joaquin Phoenix zakończył karierę zawodową. Niedługo po tym wyznaniu w mediach znowu zawrzało, ponieważ ogłosił, że rozpoczyna karierę muzyczną. Zmiana wizerunku i jego hip-hopowe wyczyny były głównym tematem serwisów plotkarskich i tabloidów. Jak się okazało, miał być to żart i swoistego rodzaju promocja filmu, którego Joaquin jest zresztą bohaterem. Ciekawy pomysł nie jest gwarantem ciekawego filmu. Najprościej mówiąc – nuda. Próba szokowania widzów też się nie udaje. Reżyser się pogubił. Rozwiązania fabularne miesza z dokumentalnymi. A widz tak naprawdę nie wie, czy przemiana Joaquina Phoenixa od początku była żartem, prowokacją czy film był dla niego ostatnią deską ratunku po nieudanej karierze muzycznej.
Wieczorem, w spektaklu muzycznym „Zamach na MoCarta”, nieliczni szczęśliwcy zobaczyli kolejne oblicze Zbigniewa Zamachowskiego. Natomiast ci, którzy mieli mniej szczęścia mogli nadrobić zaległości bądź przypomnieć sobie doskonały film Xaviera Dolana „Zabiłem moją matkę”.