Trzeci sektor w Polsce wciąż pozostaje niszowym środowiskiem na rynku pracy. Czy warto w niego inwestować czas i siły, by znaleźć w nim swoje miejsce? W rozmowie z PDFem o zaletach i problemach organizacji pozarządowych opowiada Piotr Adamiak z zespołu badawczego Stowarzyszenia Klon/Jawor, działającego w największym skupisku organizacji pozarządowych w stolicy – Centrum Szpitalna oraz wydawcy ogólnopolskiego portalu dla sektora porzarządowego, ngo.pl
Jak zaczęła się Pańska kariera w trzecim sektorze?
Oczywiście na studiach – studiowałem socjologię na „uniwerku” i w okolicach trzeciego roku stwierdziłem ze warto zacząć robić coś „zawodowego” – trafiłem do Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę” i wziąłem udział w prowadzonym przez nich projekcie badawczym. To było moje pierwsze samodzielne badanie poza uczelnią, poznałem nowych ludzi i w ten sposób wsiąkłem w trzeci sektor. Po studiach pracowałem jeszcze w dwóch agencjach badania rynku, ale w pewnym momencie miałem dosyć, no bo ile można robić badania na temat proszku do prania czy kociej karmy?
Z pewnością krótko…
Nie mówię, że praca w agencji badania rynku zawsze tak wygląda, bo były tez ciekawe zadania, ale tych nieciekawych było więcej. Dlatego wróciłem do NGO. Akurat ukazało się ogłoszenie Klonu, że szuka badacza. To była otwarta rekrutacja – przyszedłem, udało się i jestem tu już od półtora roku.
I co może Pan po półtora roku powiedzieć o tej pracy?
Akurat Klon jest organizacją dużą, opartą właściwie w całości o pracowników etatowych, a takich organizacji w Polsce jest mało. W ogóle organizacje w Polsce są bardzo rożne, działają na różną skalę, zajmują się wieloma rzeczami – sportem, kulturą, edukacją, w szczególności obywatelską, ochroną zdrowia, pomagają potrzebującym. Organizują warsztaty, debaty, konferencje, często współpracują ze strukturami władzy, by wprowadzać zmiany w życiu społecznym. Jeśli chodzi o sposób funkcjonowania, połowa z nich opiera się wyłącznie na pracy społecznej, część działa też zupełnie sporadycznie. Klon jest takim stowarzyszeniem, które funkcjonuje na co dzień – pracuje tu 17 osób, więc jest trochę jak w firmie tylko cele są inne.
To znaczy?
Jakkolwiek górnolotnie by to zabrzmiało, w NGO pracuje się dla pewnej misji i ona jest cały czas obecna – żadna organizacja pozarządowa czy pożytku publicznego nie jest nastawiona na zysk, więc musi być nastawiona na cos innego i to jest właśnie misja. Może to być np. pomoc innym lub budowanie postaw obywatelskich.
Co dziś może usłyszeć młody człowiek, który opuszcza mury uczelni i – chcąc znaleźć swoje miejsce – puka do drzwi NGO?
Może spotkać się z różnymi reakcjami, w zależności od tego, do jakiej organizacji się zgłosi. Są takie, które gdzieś na wsi organizują festyn dla dzieciaków raz na pół roku i tam nie może liczyć na jakąkolwiek umowę – te zadania wykonują wyłącznie społecznicy. Są też organizacje wielkie i profesjonalne, gdzie wymaga się określonych kompetencji zawodowych i oferuje się normalną pracę. Przede wszystkim jeśli ktoś chce się związać z trzecim sektorem, najlepiej, żeby wiedział do jakiej konkretnie organizacji chce przyjść, posiadał określone kompetencje merytoryczne i dobrze znał tę organizację. Jeśli chce pracować w trzecim sektorze „bo tak”, to będzie ciężko i może się rozczarować.
Wobec tego NGO jako organizacja „bezetatowa” jest nieatrakcyjna.
Faktem jest, że na umowę zatrudnia tylko 19% polskich organizacji, przy czym to nie oznacza, że wszyscy, którzy są tam zatrudnieni, pracują na cały etat. Często są to formy mieszane, część osób pracuje społecznie, część na umowę o dzieło, zlecenie, jeszcze inni na cząstki etatu, więc praca w pełnym wymiarze godzin w organizacji pozarządowej to faktycznie rzadkość.
Co ma w takim razie organizacja pozarządowa, czym inne podmioty na polskim rynku pracy nie mogą się pochwalić? Co ją wyróżnia?
Wbrew pozorom większe pole do rozwoju zawodowego, bo jest większa dowolność w tym, co się robi. W normalnej firmie dostajemy jakieś zadania z góry, musimy je przemielić i wykonać. Tutaj jest możliwość kształtowania sobie tych zadań samemu. My przeprowadzamy badania, które chcemy przeprowadzić i uważamy, że są potrzebne i sensowne – mamy na nie wpływ. Oczywiście musimy na nie pozyskać pieniądze, ale potem projekt, który sobie sami wymyśliliśmy – realizujemy. Przede wszystkim jednak organizacja pozarządowa wyróżnia się odmienną atmosferą pracy.
Jaka ona jest?
Chodzi tu o grupę ludzi, którzy mają w życiu podobne cele. W ogóle są podobni, wyznają te same wartości, mają zbliżone spojrzenie na pewne sprawy i chcą razem coś zrobić, niekoniecznie dla zysku. Jeśli te wszystkie elementy zagrają wspólnie, to robi się „miło i sympatycznie”. Po drugie to większa elastyczność. Ja na przykład lubię pracować w domu, nie muszę być w biurze cały czas. Nie muszę pracować od 9 do 17, jeśli mam ochotę, mogę przyjść o 14 i wyjść o 22, a więc pełna dowolność. No i plusem jest to, że nie trzeba chodzić pod krawatem.
A co z pieniędzmi?
Wiadomo, że w trzecim sektorze się mniej zarabia. Średnia pensja z 2010 roku w sektorze to 2 800 zł, gdy ogólnopolska wynosiła 3 200 zł. Trzeci sektor daje prace 130 tys. ludzi, dla których ta praca to jedyne źródło utrzymania. To nie jest duża liczba – w tym sensie można powiedzieć, że to nie jest miejsce, gdzie łatwo jest się dostać i pracować. Z drugiej strony organizacje są otwarte na wolontariuszy, bo zwyczajnie ich potrzebują ze względu na uszczuplone zasoby kadrowe. Organizacje pozarządowe trochę przyzwyczaiły się do pieniędzy samorządowych, a gdy to źródełko się kończy, nie wiedzą, gdzie jeszcze mogłyby zdobyć środki. Nie wykorzystywana jest filantropia, nie najlepiej ma się też pozyskiwanie pieniędzy od firm prywatnych.
Dziś w haśle „wolontariat”, o którym Pan przed chwilą wspomniał, jasno przebija się do świadomości młodzieży „praca za darmo”, która budzi w nich negatywne skojarzenia.
Trzeba traktować wolontariat jako działanie z którego odnosi się konkretne korzyści, nie ma w tym nic złego. Nie są to korzyści finansowe – to oczywiste, inaczej nie byłby to już wolontariat. Korzyścią w tym wypadku jest doświadczenie zawodowe, poznawanie nowych ludzi, możliwości wyjazdów w Polskę lub za granicę, szkolenia i wreszcie szumnie nazwana „samorealizacja”. Dla części ludzi jest to wartość i chcą się angażować, natomiast jest też ta część, która odbiera wolontariat jako coś, co nie ma sensu, jako wyzysk czy „frajerstwo”. Spodziewałem się, że takich ludzi będzie większość, ale jednak mam wrażenie, że nie jest tak źle z odbiorem wolontariatu.
Zgodzi się Pan z tezą, że do części z tych działań trzeba też samemu dołożyć?
Trzeba pogodzić się z tym, że nie każdy w to wejdzie, nie każdy, bo nie każdy jest skłonny zrobić coś bezinteresownie. Na pewno problemem jest to, że wolontariat kojarzy się wielu ludziom z czymś trudnym, z jakimś wyzwaniem, ze zobowiązaniem czasowym i dużą odpowiedzialnością, np. w pracy w hospicjum albo z chorymi ludźmi, stykając się z nieszczęściem. Przez to niestety wolontariat staje się nieatrakcyjny. Powinno być inaczej, bo wolontariatów jest bardzo dużo i są bardzo różne, a my jako organizacje pozarządowe powinniśmy pokazywać na zewnątrz inne dostępne formy aktywności, bo mam wrażenie, że wiedza na ten temat w społeczeństwie jest niewielka.
Jak zmienić w takim razie profil sektora, by stał się on bardziej atrakcyjny?
Myślę, że krokiem w dobrą stronę byłoby upodabnianie się tych najlepszych, największych organizacji do biznesu, przy zachowaniu tych początkowych celów społecznych, które sobie kiedyś postawiły. Im bardziej będzie profesjonalnie, im więcej otwartych rekrutacji, a warunki pracy będą bardziej zbliżone do przedsiębiorstw, tym łatwiej będzie tę pracę w trzecim sektorze znaleźć.