Przez ostatni tydzień można było obserwować internetową falę nienawiści. W ciągu kilku dni hejterzy pokazali, że można szydzić ze śmierci czternastoletniego chłopca i mieszać z błotem zmarłą blogerkę modową. Negatywnych komentarzy nie oszczędzono także pisarzowi Szczepanowi Twardochowi, kiedy pochwalił się, że został ambasadorem marki Mercedes–Benz.
Internet to potężne narzędzie, bez którego trudno nam wyobrazić sobie życie. Korzystamy z niego do zdobywania wiedzy, pozyskiwania informacji ze świata, komunikacji międzyludzkiej. Wszyscy wymieniamy tam swoje opinie i komentujemy wydarzenia. Ale niektórzy traktują Internet jak miejsce, w którym mogą pokazać swoje niezadowolenie, wyrzucając z siebie całą nienawiść, przy okazji obrażając i wyzywając innych. Te zachowania nie są niczym nowym i nadzwyczajnym na portalach plotkarskich, na których negatywne opinie o celebrytach liczone są w tysiącach. Zaskakują jednak, kiedy są umieszczane na facebookowym profilu gimnazjalisty, który popełnił samobójstwo.
Śmiertelna nienawiść
Kilka dni temu całą Polskę obiegła wiadomość, że czternastolatek z Bieżunia (woj. mazowieckie) powiesił się w domu, ponieważ był szykanowany przez rówieśników. Wszyscy byli wstrząśnięci faktem, że chłopiec zgłaszał swoje problemy nauczycielom, ale żaden z nich nie zareagował na skargi. Jego mama próbowała w tej sprawie interweniować u dyrektora. Niestety bezskutecznie.
Dominika wyzywano od „pedziów”. Poniżano, bo dbał o fryzurę, nosił rurki i słuchał muzyki Dawida Kwiatkowskiego. Chłopak był dręczony przez kilka miesięcy. W końcu nie wytrzymał napięcia. Przed śmiercią zostawił na biurku list, w którym napisał „jestem zerem” i przeprosił mamę. Tłumaczył, że nie jest temu winna. To, co nastąpiło po jego śmierci jest jeszcze bardziej szokujące i dramatyczne. Szkolna agresja z korytarza przeniosła się do Internetu. Dręczycielom czternastolatka nie wystarczyła samobójcza śmierć ofiary. Na Facebooku powstał profil o nazwie „Dominik Szymański – dobrze, że zdechł”. Nienawistne wpisy użytkowników sieci hańbią pamięć zmarłego i po raz kolejny poruszają opinię publiczną. „Szkoda niema kogo gnoić” (pisownia oryginalna), „jednego pedała w rurkach mniej”. To tylko przykłady zatrważających hejterskich komentarzy.
Umarła, bo sobie na to zasłużyła?
W społeczeństwie jeszcze nie zdążyły opaść emocje po ataku na Dominika, a Internet zalała następna fala hejtu. Tym razem znieważono Maddinkę, blogerkę modową, piszącą o stylizacjach i kosmetykach. Dziewczyna zmarła w wieku 27 lat. Na jej blogu 7 lipca zamieszczono post: „Jest to ostatni wpis na blogu. Maddy już z nami nie ma. Odeszła nad ranem, w ubiegły wtorek, w szpitalu. Dziękuję wszystkim za wsparcie. #thetwoofus przestało istnieć”. Po tej publikacji na jej facebookowym profilu pojawiły się wulgarne komentarze. „Szkoda, że umarła tak młodo, ale widocznie zasłużyła na śmierć”, „Jednego hipstera mniej hurra teraz pogrzeb i trumna z logo sturbucks”.
Takie zachowanie użytkowników sieci jest przerażające i niepokojące. Prawdopodobnie większość z tych, którzy pisali obraźliwe komentarze pod adresem Maddinki, nigdy nie czytało jej bloga, a być może nawet o niej nie słyszało. Blogerka nie była ani zbyt popularna ani kontrowersyjna. Jeszcze bardziej zdumiewa to wtedy, gdy od osób z branży modowej dowiadujemy się, że Martyna Ciechanowska, bo tak się nazywała, była miłą, sympatyczną i zawsze uśmiechniętą młodą kobietą.
Pisarz musi być biedny
Nie jest tajemnicą, że wielkie firmy poszukują ambasadorów marki, którzy swoją osobą i renomą wypromują ją w mediach. Mercedes–Benz z taką prośbą zwrócił się do pisarza Szczepana Twardocha, który propozycję przyjął. W zamian dostał granatowego mercedesa CLS400 4MATIC. Zdjęcie z nowym autem wrzucił na Facebooka podpisując, że kocha samochody. Wywołał tym lawinę hejtu. Zazdrośnicy i zawistnicy zaczęli zgodnie twierdzić, że się sprzedał, stał się celebrytą, dlatego stracili do niego zaufanie. Krytycznymi uwagami podzielił się ze wszystkimi Paweł Dunin–Wąsowicz, dziennikarz, publicysta, krytyk literacki Napisał, że nie może już poważnie traktować Twardocha jako pisarza.
Pod spodem dopisał jeszcze „Nie wiem, może się mylę, ale wydaje mi się, że jeżeli chciałeś zakwestionować etos literatury, w której języku tworzysz to świetnie się udało”. Oczywiście fani Twardocha bronią jego decyzji, tłumacząc, że autor nie zawsze musi być biedny, przymierający głodem, w rozciągniętych ubraniach wyszperanych w lumpeksach. Sam pisarz odpowiedział: „ja się do tego etosu nigdy nie zapisywałem i w ogóle doń się nie poczuwam. Nigdy też nie składałem ślubów ubóstwa. Prestiż zawodu pisarza wydaje mi się stosunkowo wysoki, skoro wygenerował taką propozycję – którą przyjąłem bo kocham samochód”.
Dlaczego tyle w nas nienawiści?
Interenet z założenia jest obszarem swobodnej wymiany poglądów i opinii. Wolność słowa to jedna z najcenniejszych wartości ustroju demokratycznego, jednak wydarzenia z ostatnich dni każą zadać pytanie, czy z dobrodziejstwa tego powinni korzystać wszyscy. Opisane wydarzenia świadczą o istnieniu grupy ludzi, którzy czerpią satysfakcję z wyzywania innych, poniżania, zastraszania, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że na portalach społecznościowych nie są anonimowi, a ich zachowanie może podlegać karze pozbawienia wolności do roku (Kodeks karny, art. 216).
Skąd bierze się agresja słowna i chęć zmieszania innych z błotem? Dla niektórych niewątpliwie jest to sposób dowartościowania. Nie wyszło nam, nie osiągnęliśmy sukcesu, dlatego wyżywamy się w sieci, dając upust swoim negatywnym emocjom. Kilka kąśliwych uwag pod adresem znanego pisarza i od razu samopoczucie się poprawia.
Pastwienie się nad zmarłymi i zadawanie bólu członkom ich rodzin, którzy czytają nienawistne komentarze na temat bliskich, to już zupełnie inny poziom nienawiści. O ironię zakrawa fakt, że większość hejterów ustawiła tęczowy awatar, symbol równouprawnienia oraz tolerancji. Czy postępująca technologia, supernowe i superszybkie komputery odebrały nam empatię? Czy rodzice wiedzą, co ich dzieci piszą na portalach społecznościowych i jakie wrzucają zdjęcia? Zapewne nie. Nie zwracają na nie uwagi, zapracowani i zaaferowani swoimi sprawami. Młodzież wychowuje się sama. Z tabletem i smartfonem w ręku. Ich jedynym zmartwieniem jest za mała liczba lajków pod zdjęciem.