Niecałe dwa tygodnie temu kanadyjski duet kryjący się pod nazwą Cleopatrick, który charakteryzują moce, gitarowe brzmienia, sample syntezatora i energetyzująca perkusja, dzięki którym słuchacze na koncertach mogli z zapałem rzucać głową w przód i w tył lub oddać się w objęcia śmiertelnego kręgu zwanego mosh pitem, wydał swój drugi album zatytułowany „FAKE MOON”. Fani, przyzwyczajeni do mocniejszych brzmień i ostrego, chrapliwego wokalu Lukego Gruntza 14 marca nie mogli ukryć rozczarowania. „Cały album po prostu zlewa się w jedno” czy „To nie jest to” to jedne z łagodniejszych komentarzy pod postem informującym o wydaniu płyty na Instagramie. A takich informacji zwrotnych jest tam mnóstwo. Czy krótka kariera zespołu właśnie się kończy?
Czy w Kanadzie grają rocka?
Cleopatrick to projekt utworzony w 2015 roku w Cobourg w Kanadzie przez Lukego Gruntza i Iana Frasera grający gatunki z pogranicza rock’a. Jak dotąd za sprawą swojej własnej wytwórni Nowhere Special Recordings wydali trzy EP-ki („14”, „the boys” i „DOOM”) oraz dwa pełnoprawne albumy („BUMMER” oraz wspomniany „FAKE MOON”). Jednak w tym roku, wydając ostatnią płytę, wyraźnie zmienili kierunek, w którym zmierzają, co spotkało się z niezadowoleniem fanów.
Cleopatrick od początku był zespołem zapewniającym mocniejsze wrażenia swoim słuchaczom. Wystarczy posłuchać starszych utworów, takich jak „DEEMED!”, „hometown”, „THE DRAKE” czy „FAMILY VAN”. Mają nie tylko intensywną, wręcz agresywną i osaczającą linię melodyczną, ale też mocne teksty. Zespół, który już wcześniej miał okazję koncertować nie tylko w Kanadzie, ale również w Europie, skutecznie przyciągał fanów na swoje koncerty, pomimo iż nie jest tutaj dość znany. Nie mieli co prawda okazji zagrać w Polsce, ale w roku 2022 wystąpili w Berlinie w klubie Hole44, gdzie tłum przyjął ich bardzo serdecznie i z ogromnym zaangażowaniem pomimo problemów technicznych z nagłośnieniem.
Były znaki
Głosy o wydaniu nowej płyty krążyły już od połowy 2024 i niedługo później zespół wydał pierwszy singiel z płyty – „HAMMER”. Piosenka jest wolna i spokojna, z nieco mocniej zaakcentowanym refrenem, co jednak nikogo nie zaskoczyło zważając na to, że tworzył on już wcześniej podobne utwory. Jednym z nich był emocjonalny singiel „2008”, który moim zdaniem jest jednym z ich najlepszych utworów. Chłopacy pokazali więc, że potrafią tworzyć nie tylko mocne brzmienia, ale też nostalgiczne ballady. I tutaj „HAMMER” wpisywał się idealnie.
Drugim singlem z płyty jest „PLEASE”, i o ile zrozumiała dla mnie jest koncepcja piosenek płynnie zmieniających się jedna w drugą (występuje ona bowiem zaraz po pierwszym singlu), przez którą utwory muszą być do siebie zbliżone melodią, o tyle „PLEASE” jest podobne aż nadto. A do tego jeszcze bardziej spokojne, już bez mocnego refrenu. Ostatnim na ten moment singlem jest „BAD GUY”, również bardzo spokojne, bez charakterystycznego dawniej dźwięku gitary.
Nadchodzi rozczarowanie
Nadal łudziłam się, podobnie pewnie jak inni fani, że na nowej płycie pojawią się jeszcze nieco mocniejsze utwory, i z wypiekami na twarzy oczekiwałam 15 marca. Tego dnia jednak nadeszło rozczarowanie, w którym nie byłam odosobniona. Po szybkim przesłuchaniu płyty okazało się, że na próżno szukać tam utworów, jakie dawniej tworzył zespół. Jest spokojnie, jest melancholijnie, jest nostalgicznie. Nie jest to płyta zła, ale jest to zupełnie co innego niż to, do czego przyzwyczaił nas zespół i czego spodziewali się słuchacze.
Utwory znajdujące się na „FAKE MOON” stanowiłyby idealny soundtrack dla kolejnej gry z serii „Life Is Strange”, ale to wszystko. Czy z zapałem będę odtwarzać ją w samochodzie w drodze do pracy? Być może zrobię to, owszem, kilka razy, kiedy będę wracać do domu, gdy opuszczę szybę a przez otwarte okno wpadać będzie zapach niedawnej burzy, a ja będę akurat w nastroju na wspominanie przeszłości. Ale nie oszukujmy się, takie chwile przychodzą do nas niezwykle rzadko. Na pewno nie jest to płyta, która będzie zagrzewać mnie do działania i dodawać energii na początku dnia i nie sądzę, abym przesłuchała jej więcej niż dziesięć razy.
Ewolucja
Niektórzy bardziej zagorzali fani bronią zespołu, twierdząc, że się rozwija i zmienia i że nie możemy oczekiwać, iż zawsze będzie grać to samo. Oczywiście jest to jak najbardziej słuszne spostrzeżenie z którym poniekąd się zgadzam. A poniekąd nie. Wszyscy się rozwijamy i idziemy do przodu, ale nie zawsze tyczy się to muzyki. Czy blink-182 przestał grać punka dlatego, że członkowie zespołu są już w zasadzie starszymi panami? Niektóre zespoły od dziesięcioleci grają to samo i ich odbiorca dzięki temu nie zmienia się bo wie, czego może się spodziewać i że nie zostanie zawiedziony ani zaskoczony.
W wypadku Cleopatrick obawiam się, że zmiana może odbić się na popularności. A nawet jeżeli nie, to odbiorca po prostu się zmieni. Ja osobiście nie wyobrażam sobie koncertu, podczas którego grane są nowe kawałki. Jak na razie zespół znalazł na to sposób, z nagrań wynika bowiem, że nowe single grane są w nieco mocniejszej aranżacji niż na płycie. Ale co będzie kiedyś? Czy to znowu nie uderza w osoby, które zaczną słuchać ich teraz, po wydaniu „FAKE MOON”, i idąc na koncert, będą spodziewać się spokojnych ballad? Czas pokaże, czy ten eksperyment zespołu przetrwa próbę czasu.
fot.pixabay