Magia rutyny – recenzja filmu Perfect Days
Jaki jest Twój idealny dzień?
Większość ludzi zmaga się z rutyną życia codziennego. Każdego ranka wstają o tej samej godzinie, pokonują zawsze taką samą drogę do pracy, wykonują w niej ciągle te same czynności, po czym wracają do domu, gdzie czekają kolejne nudne obowiązki, i każdego wieczora tak samo zmęczeni kończą dzień. Dlatego też z łatwością można utożsamić się z głównym bohaterem filmu Wima Wendersa „Perfect Days” z ubiegłego roku, który prezentowany był podczas festiwalu w Cannes. Ale czym różni się w takim razie życie bohatera tego filmu od życia innych ludzi? Główna postać, Hirayama, grana przez Kōji Yakusho, każdy dzień pokonuje z wdzięcznością, uśmiechem na twarzy, poszukując wyjątkowych, małych momentów w tej ogólnej powtarzalności.
I udaje mu się je znaleźć. Czy to przygody wywołane przez niesfornego współpracownika, czy to rozgrywka w kółko i krzyżyk z tajemniczym przeciwnikiem albo niespodziewana wizyta siostrzenicy, Niko, dla której to właśnie jego życie, choć mogłoby się zdawać monotonne, jest wyjątkowe i niesamowite, ponieważ ona sama funkcjonuje w zupełnie innej bańce, którą tworzy dla niej jej matka, siostra Hirayamy.
Przenikanie światów
Na każdym etapie filmu poznajemy inną osobę, która wkracza w świat głównego bohatera, wprowadzając odrobinę zamieszania i różnorodności, dzięki czemu śledzimy te krótkie przedstawienia relacji międzyludzkich z zainteresowaniem. Są to postacie o wyraźnych i zupełnie przeciwnych osobowościach niż głównego bohatera – czy to zwariowany współpracownik Takashi, nowopoznana przez niego dziewczyna zakochująca się w starych kasetach Hirayamy, kobieta o pięknym głosie pracująca w jego ulubionej restauracji, lub jej były mąż, z którym Hirayama, krztusząc się papierosowym dymem, odnajduje wspólny język nad puszką piwa. Jednocześnie jednak nie wchodzimy w światy tych osób, widzimy tylko tyle, ile widzi w danym momencie Hirayama. Jak wygląda życie Niko i dlaczego uciekła z domu, dlaczego płakała niedoszła dziewczyna Takashi, z kim Hirayama stoczył rozgrywkę w kółko i krzyżyk? Tego już nigdy się nie dowiemy.
Bohater nie tylko zaakceptował codzienną rutynę, ale także zdaje się do wszystkich i wszystkiego odnosić z równym szacunkiem – z niezwykłą starannością oddaje się czyszczeniu toalet, które jest jego pracą, a każdą napotkaną osobę pozdrawia uśmiechem i skinieniem głowy, nawet jeśli gesty nie są odwzajemnione. Bohater w ciągu dnia musi zrealizować stałe punkty – zjeść drugie śniadanie w parku, gdzie zawsze robi zdjęcie zaprzyjaźnionego drzewa starym aparatem kompaktowym, wyszorować się w łaźni publicznej, czy udać się na posiłek do jednego ze znanych mu, zaprzyjaźnionych miejsc. I takie właśnie miejsca Hirayama zdaje się lubić najbardziej, sam nigdy celowo nie dąży do tego, aby znaleźć się w nowej przestrzeni – dzieje się to tylko pod wpływem osób, które zna. To pokazuje, że każdy z nas żyje w swojej bańce, która stanowi naszą strefę komfortu i z której ciężko jest się nam wydostać. Zazwyczaj dzieje się to właśnie na skutek przenikania się naszej bańki z bańkami innych ludzi.
Bez pośpiechu
Odtwórca głównej roli, Koji Yakusho, który w ciągu całego filmu mówi w zasadzie tyle, co nic, mimo wszystko ma w sobie ogromną głębię, przez którą nie sposób oderwać od niego wzroku. Yakusho gra Hirayamę całym sobą, mogłoby się zdawać, że z takim samym oddaniem, z jakim główna postać czyści toalety. Sam film natomiast pełen jest pięknych, powolnych ujęć, pokazujących nam życie w Japonii. Nawet tokijskie toalety publiczne, w których bohater spędza większość swojego dnia, są miłe dla oka i bardzo różnorodne – w porównaniu z europejskimi szaletami mogą stanowić małe arcydzieła architektury miejskiej. Gdyby nie wewnętrzna walka głównej postaci pomiędzy tym, co było kiedyś, a tym, co jest teraz, sceny te mogłyby się wydawać aż nazbyt idylliczne. Nie można też zapominać o tym, co w dużej mierze również buduje ten film, czyli o soundtracku. Przywołuje on u odbiorcy nostalgię, a fani brzmień dawnych zespołów na pewno wyjdą z tego filmu zadowoleni. Nic dziwnego, że koleżanka Takashiego była zafascynowana kasetami Hirayamy.
W poszukiwaniu sensu
W miejscu głównego bohatera moglibyśmy postawić jakąkolwiek inną osobę, każdy bowiem pod płaszczem zwykłej codzienności skrywa własne problemy i potyczki. To sprawia, że film może jednych znudzić, a innych skłonić do refleksji i wyrażenia wdzięczności. Nie da się ukryć, że podczas oglądania, bardziej niż nagłych zwrotów akcji, należy spodziewać się długich ujęć, ciszy towarzyszącej głównemu bohaterowi i rutyny zwyczajnego, poukładanego życia. Jest ono jednak rozświetlane przez małe, mogłoby się zdawać nic nie wnoszące, przebłyski. To one mają tutaj największe znaczenie i sprawiają, że życie zarówno głównego bohatera filmu jak i nasze, staje się wartościowe, o ile tylko pozwolimy tym drobnym, niezwykle ulotnym momentom rozbłysnąć.
Patrycja Biernat
fot.pixabay