Któż z amatorów fotografii nie chciałby w krótkim czasie robić o wiele lepszych zdjęć? Poznać tajniki mistrzów, a przynajmniej jednego z nich? Scott Kelby dla wielu ludzi jest prawdziwym guru. Czy słusznie?
Kelby jest autorem ponad 30 książek o fotografii, które w większości są bestsellerami, w tym „Sekretów mistrza fotografii cyfrowej”. Czwarta część tej serii zawiera prawie dwieście porad i wskazówek, które mają pomóc czytelnikowi robić „lepsze, ostrzejsze, ciekawsze, bardziej kolorowe i profesjonalnie wyglądające zdjęcia”. Na książkę składa się dwanaście rozdziałów, głównie dotyczących portretów, przy świetle zastanym, jak i studyjnym. Są też rozdziały o fotografii podróżniczej, sportowej, HDR-ach, czy filmowaniu lustrzanką. Wszystko to jednak nie jest podręcznikiem, a zbiorem różnych, samodzielnych porad, czy wręcz „sztuczek”. Każdy taki podrozdział zajmuje jedną, maksymalnie dwie strony i jest opatrzony zdjęciem.
W każdym rozdziale natknąć się można na zbyt nachalną autopromocję. Każdy rozdział zaczyna się też od wstępu, który ma być zabawnym przerywnikiem w lekturze. Jednak rzadko jest zabawny. Kelby ma specyficzne poczucie humoru i na pewno nie do każdego ono trafi. Na czytanie tych wstępów po prostu szkoda czasu. Autor na pewno jest lepszym markretingowcem niż dowcipnisiem.
Zwolennicy Kelbiego za taką formę go właśnie kochają. Nie muszą przebijać się przez nudną teorię, wszystko mają podane „na tacy” i jeszcze napisane prostym, zrozumiałym językiem. Nasuwa się tu jednak od razu skojarzenie z jedzeniem typu fast food. Niezdrowe, ale bardzo popularne.
Popularny jest także Kelby, a jego książki rzucają się w oczy w każdej księgarni i biją rekordy sprzedaży. Jest on więc mistrzem, ale przede wszystkim… marketingu. Bo kiedy jedni się nim zaczytują, inni zarzucają mu błędy merytoryczne, których przykładów jest wiele na fotograficznych forach, zwłaszcza z poprzednich tomów (podobno można w studio fotografować w trybie preselekcji przesłony, tyle że to recepta na prześwietlone zdjęcia). Zawsze jednak zaznaczają, że i ciekawych porad w jego książkach jest sporo.
Dobre technicznie zdjęcia, jednocześnie budzące emocje u oglądającego, to marzenie każdego fotografa. Jednak ci, którzy dopiero zaczynają swoja przygodę z aparatem, powinni rozważyć dogłębną naukę niezbędnych podstaw. A ci bardziej zaawansowani mają na rynku spory wybór innych książek rozwijających warsztat i kreatywność, autorstwa uznanych fotografów, jak Joe McNally, czy Bryan Peterson.
Czy warto sięgać po kolejną książkę tego autora? Tak, jeśli ktoś czytał już inne jego książki, zwłaszcza poprzednie części „Sekretów”. Wtedy wiadomo, czego się spodziewać. Zresztą, pod każdą szerokością geograficzną znajdą się amatorzy fastfoodów.
„Sekrety mistrza fotografii cyfrowej. Lekcje ze Scottem Kelbym”
Wydawnictwo Helion, miękka okładka
liczba stron 230 stronstrona autora: http://kelbytraining.com/