"Russendisko", czyli Rosjanie w Berlinie
Jak poradzi sobie trzech młodych rosyjskich Żydów bez zawodu rzuconych do zjednoczonych dopiero co Niemiec? W lekkiej komedii „Russendisko” reżyser Oliver Ziegenbalg adaptuje bestsellerowe autobiograficzne opowiadania Wladimira Kaminera, który wraz z przyjaciółmi znalazł się w takiej sytuacji.
Rok 1990. Wladimir (najważniejsza postać i narrator opowieści), Misza i Andrej zostają wysłani przez rodziców do nowej-starej stolicy Niemiec, gdyż tam mają na nich czekać lepsze perspektywy. Z wdziękiem, choć nie bez problemów, bohaterowie radzą sobie wpierw w hotelu dla imigrantów, a później w realiach kapitalistycznego Berlina. W ekspresowym tempie wynajdują nowe pomysły na biznes (od sprzedaży kawałków świeżo co obalonego Muru Berlińskiego po tytułową rosyjską dyskotekę) i zabiegają o serca przybyłych również z Rosji tancerek.
„Russendisko”, mimo że jest oparte na faktycznych zdarzeniach, ogląda się jak bajkę dla dzieci. Bohaterowie to prości, dobrzy chłopcy, którzy mężnie i z uśmiechem na ustach stawiają czoła przeciwnościom losu, przeważnie nienajcięższego kalibru. Całe szczęście, że chociaż jednego z nich, Andreja, cechuje lekkie zblazowanie i flegmatyczność. Jego obecność dodaje filmowi nieco psychologicznego dystansu i realizmu, których bardzo brakuje w przedstawieniu poczynań Wladimira i Miszy. Ci dwaj, gdyby mogli, w pół roku, tańcząc, biegając i uśmiechając się, staliby się królami Berlina i chyba tylko idea trzymania się prawdziwych wydarzeń powstrzymała Olivera Ziegenbalga od takiego rozwiązania.
Sam reżyser twierdzi, że chciał stworzyć własną „Amelię”. Tam jednak, przy całym ładunku ciepła i pokrzepienia, w filmie czuć było także melancholię, rozterki, świadomość trudności związanych z podejmowaniem decyzji. Czuć było życie. W „Russendisko” życia nie ma, jest tylko nudnawa i zwykle mało zabawna przypowiastka o gonitwie bohaterów za zarobkiem. Wątki miłosne poprowadzone zostały bądź sztampowo, bądź nieprzekonująco i w zasadzie jedyne, co w filmie jest warte obejrzenia, to odtworzony dzięki scenografom Berlin z 1990 roku. Miasto to, a zwłaszcza jego wschodnia część, arena większości scen, już pełne jest różnorakich imigrantów i innych ludzi stęsknionych za wolnym rynkiem. Uderzają też kompletnie niekojarzone z niemieckością zaniedbanie i bieda.
Debiutu Olivera Ziegenbalga nie można zaliczyć do udanych. „Russendisko” w zamierzeniu miało bawić i krzepić, a długimi momentami nuży. Do sympatycznego zespołu niemieckich aktorów młodego pokolenia ciężko się przyczepić, tu zawiódł scenariusz Ziegenbalga i to na całej linii. Inną sprawą jest, czy pomysł, żeby Niemcy robili komedię rosyjskich Żydach, mógł w ogóle wypalić.
Film jest grany w polskich kinach od 19 lipca 2013 roku.
„Russendisko” (Russendisko)
Niemcy 2012
reż.: Oliver Ziegenbalg
100 min.
Nasza ocena: 3/10