Czy Warsaw Shore to Big Brother po liftingu?

Dla ratowania swoich finansów MTV Polska zdecydowała się na odświeżenie starego, sprawdzonego formatu reality show. Wbrew totalnej krytyce, płynącej z wielu stron na program, „Warsaw Shore” wydaje się być niczym innym, jak nowym, bardziej ekstremalnym w formie „Big Brotherem”. Eksperci są zdania, że jego pojawienie się nie jest przełomem na miarę TVN-owskiego hitu sprzed 13 lat.

Paweł proponuje Mariuszowi seks grupowy z dwiema spotkanymi w klubie dziewczynami. Ten, po chwili wahania, odmawia, bo „gąski” (kobiety – przyp. red.) mu się nie podobają. Pawłowi pozostaje więc trójkąt. Zabiera obie dziewczyny do willi, jak nazywają swoją siedzibę uczestnicy programu, jednak tam jedna z nich rezygnuje z udziału w zabawie. Siada obok i obserwuje swoją koleżankę uprawiającą seks z Pawłem.

Z pierwszego czworokąta w historii formatu nic nie wyszło, tym niemniej w nowym hicie MTV – „Warsaw Shore – Ekipa z Warszawy” wrażeń nie brakuje. Emisja dwóch sezonów programu postawiła znajdującą się w kryzysie stację telewizyjną na nogi, kilkunastokrotnie podnosząc jej udziały na rynku. Razem z popularnością, na program spadła fala krytyki. Krytykowali eksperci i tabloidy, nagłówki krzyczały: „Czy można upaść niżej?”, internauci zakładali strony w rodzaju „Sosnowiec przeprasza za Trybsona” (jednego z uczestników). Nowy hit MTV zaatakowała także Martyna Wojciechowska, prowadząca „Big Brothera” – pamiętnego reality show emitowanego na antenie TVN. Nie brakuje jednak bardziej zachowawczych opinii.

WS 1.png„Ekipa” z drugiego sezonu, zdjęcie z oficjalnego fanpage’a na Facebooku

– Po pobieżnych obserwacjach wydaje mi się, że to się za bardzo nie różni od „Big Brothera” – mówi dr Mirosław Pęczak, dziennikarz „Polityki” i wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim. Wtóruje mu profesor Mrozowski, medioznawca i były Dyrektor Rady Programowej TVP:

– Warsaw Shore nie jest żadnym niebezpieczeństwem. Żyjemy w świecie bogatych ofert i młody człowiek szybko się zorientuje, że to nie jest program, który otwiera mu jakieś drzwi. Z moich obserwacji wynika, że młodzi ludzie to oglądają, ale poznają też mnóstwo innych rzeczy, a z tego sobie szydzą.

Ekipa spoza Warszawy

Na temat amerykańskiego pierwowzoru, „Jersey Shore” powstawały w Ameryce prace socjologiczne, poświęcono mu także odcinek popularnego, prześmiewczego serialu „South Park”. Formuła programu była prosta: zamknąć czterech mężczyzn i cztery kobiety w luksusowej willi, dać im nielimitowany dostęp do alkoholu, prezerwatyw oraz okolicznych klubów i zacierać ręce w oczekiwaniu na rozwój sytuacji. Dla pewności zadbano, by uczestnicy byli odpowiednio młodzi, piękni i lubili się bawić.

Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, a uczestnicy „Jersey Shore” z dnia na dzień stali się gwiazdami. Dorobili się własnych programów telewizyjnych i występowali w innych, na przykład w amerykańskim „Tańcu z gwiazdami”.

– Chodzi o modę we wszystkich zakresach: także językowym, behawioralnym – twierdzi Wiesław Godzic, medioznawca, filmoznawca i socjolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Ale to nie jest jakiś totalny wzór – raczej cząstkowy: ten fajnie się uśmiecha, ów ma niezłe powiedzonka, ta ładny biust i pupę. Ja też chciałbym takie mieć – marzy telewidz.

Od 2009 do 2012 ukazało się sześć edycji na kanale MTV. Powstały także zagraniczne edycje: angielska Geordie Shore, walijska The Valleys, hiszpańska „Gandia Shore” oraz rosyjska „Wakacje w Meksyku”. W listopadzie zeszłego roku rozpoczęła się emisja polskiej wersji popularnego formatu.

– Ta decyzja wynika z naszej globalnej strategii programowej. Tam, gdzie ma to sens, MTV stara się produkować lokalne wersje swoich sprawdzonych formatów – komentuje Jerzy Dzięgielewski, dyrektor programowy MTV Polska, dla portalu Wirtualne Media.

Wbrew nazwie programu, nikt spośród uczestników nie pochodzi ze stolicy. Nikt nie jest też przedstawicielem innej rasy, religii, narodowości czy orientacji seksualnej, a najstarszy z uczestników ma 27 lat, co wiąże się z grupą docelową MTV (widzowie w wieku 13 – 29). W efekcie nowy hit tej stacji ma wyjątkowo jednorodną pod każdym względem grupę bohaterów. Paradoksalnie, ten stale oskarżany o szokowanie program jest w tym punkcie wręcz wzorowo konserwatywny, w przeciwieństwie do „Geordie Shore”, gdzie jeden z uczestników był gejem, „Baru” (udział czarnoskórego i ateisty) czy „Big Brothera” (transseksualista).

Największą gwiazdą pierwszego sezonu Warsaw Shore był 22 – letni Paweł „Trybson” Trybała z Sosnowca. W czołówce programu mówił o sobie: „Jestem największym pogromcą wszystkich gąsek”. Na Facebooku, gdzie jego profil „polubiło” 160 tysięcy fanów, zaroiło się od poświęconych mu stron, jak: „Trybson Ruchacz”, „Angielski z Trybsonem” czy „Zamiast tęczy pomnik Trybsona”. Youtube pęczniał od filmików przedstawiających jego pijacko – uwodzicielskie perypetie. Status celebryty, na który zasłużył dzięki udziałowi w Warsaw Shore, potwierdziło zaproszenie do programu Kuby Wojewódzkiego.

– Nie wróżę Trybsonowi i innym kariery medialnej – mówi Wiesław Godzic. – Efekt nowości minął, teraz trzeba mieć pomysł na tworzenie jakiegoś Ja z moim udziałem. Osobnicy z lepszymi bicepsami i pupami tworzą kolejkę za drzwiami wytwórni telewizyjnych. To musi być coś radykalnie nowego: może zwrócić się do skrajnie innych środowisk?

Podobne stanowisko reprezentuje dr Mirosław Pęczak:

– To mieści się w obszarze kultury szybkiego sukcesu, co jest charakterystyczne dla tej odmiany kultury masowej, która obecnie dominuje. Z definicji są to krótkotrwałe kariery.

Sex sells

Jeszcze w pierwszej połowie 2013 roku widzów MTV Polska dałoby się bez problemu pomieścić na „Żylecie” (trybunie fanatycznych kibiców) stadionu warszawskiej Legii. Każdy program oglądało średnio 7 tysięcy ludzi. Wśród kanałów muzycznych królowało Polo TV grające muzykę disco polo. Z kolei największą oglądalność z kanałów młodzieżowych miała Viva Polska. Wystarczył jeden przebój – „Warsaw Shore” – by pomóc tej niegdysiejszej telewizji muzycznej odbić się od dna.

Oglądalność pierwszego sezonu „Ekipy z Warszawy” przerosła wszelkie oczekiwania. Każdej niedzieli przygody uczestników oglądało średnio 178 tys. osób. Był to najlepszy wynik spośród wszystkich programów MTV Polska od momentu notowania danych oglądalności poszczególnych programów, czyli od 2006 roku. O ile przed listopadem 2013 roku oglądalność w grupie docelowej stacji oscylowała w okolicach 0,5 %, to już po premierze pierwszych odcinków programu przekroczyła 7%. „Warsaw Shore” jest także, jako pierwszy program w historii polskiego MTV, emitowany w innych krajach europejskich, m.in. w Niemczech, Szwecji i Holandii. W czasie emisji „Ekipy” MTV pokonała wszystkich swoich konkurentów (telewizje Eska TV, Viva Polska i 4fun TV), mając od nich nawet sześciokrotnie większą oglądalność. Drugi sezon odnotował niewiele gorsze wyniki, był oglądany przez średnio 160 tysięcy telewidzów.

– Wielu przewidywało, że po pierwszym sezonie format się wyczerpie, a okazało się, że wokół programu utworzyła się grupa wiernych, zaangażowanych fanów – mówi Jerzy Dzięgielewski.

– Chodzi o podglądanie tego, kto-wie-że-jest-podglądany. „Pokaż normalnego człowieka w trudnej sytuacji i obserwuj jego reakcje” – tak brzmi główna dewiza tych programów – tłumaczy założenia reality show Wiesław Godzic.

 

Historia podglądania

Gatunek reality show od samego początku przyciągał masową uwagę i wzbudzał kontrowersje. Pierwszym tego rodzaju programem było „An American Family” powstałe w 1973 roku w USA. Widowisko składało się z 12 odcinków pokazujących życie kalifornijskiej rodziny Loudów. Program miał w Stanach dziesięciomilionową publiczność, śledzącą budzące wielkie emocje wydarzenia, w tym rozpad małżeństwa i ujawnienie homoseksualizmu ich syna, Lance’a. Rodzina Loudów pojawiła się na okładce Newsweeka, a program został współcześnie okrzyknięty jednym z 50 najlepszych show wszechczasów przez tygodnik TV Guide. Na fali jego popularności już w 1974 powstała wersja brytyjska – The Family. Po 10 latach nakręcono jeszcze godzinny dokument American Family Revisited o dalszych losach rodziny, po kolejnych dwudziestu – odcinek opowiadający o śmierci Lance’a.

W roku 1997, w Holandii, narodził się przełomowy dla gatunku reality show pomysł. John de Mol, zainspirowany pisarstwem George’a Orwella, postanowił zamknąć nieznających się ludzi w naszpikowanym kamerami domu, gdzie uczestnicy byliby odcięci od jakichkolwiek informacji. Mieszkając w „Domu Wielkiego Brata” musieli wykonywać polecenia twórców programu zaaranżowane tak, by wywołać napięcia i uczynić show atrakcyjnym. W ten sposób narodził się jeden z najpopularniejszych reality shows na świecie: Big Brother.

Pierwszym reality show w Polsce był Agent, zrealizowany na licencji belgijskiego De Mol, pokazywany na antenie TVN w latach 2000 – 2002. Polską edycję prowadził Marcin Meller. W programie brało udział 12 uczestników, którzy wyjeżdżali za granicę. Ich zadaniem było wykonywanie określonych zadań, za które dostawali nagrody pieniężne. Wśród nich był Agent – osoba, która miała przeszkadzać pozostałym uczestnikom w wykonywaniu zadań i jednocześnie nie dając się wykryć. Zwycięzcą drugiej edycji był późniejszy minister zdrowia, Bartosz Arłukowicz.

Wielką popularność zyskał również polsatowski Bar, także bazujący na zagranicznym (szwedzkim) formacie. Program polegał na śledzeniu losów kilkunastu uczestników programu zarówno podczas pracy w barze, jak i we wspólnym domu. Uczestnicy odpadali co tydzień decyzją SMSowego głosowania widzów. Na zwycięzcę czekały pieniądze, mieszkanie (druga edycja), sztabki złota (czwarta) lub samochód (piąta). Dzięki programowi sławę zyskał prowadzący Krzysztof Ibisz oraz jedna z uczestniczek – Doda. Oprócz podglądania uczestników, „Bar” oferował także inne, niekoniecznie zaplanowane atrakcje. Były wśród nich zarówno pozytywne wydarzenia, jak ślub dwojga bohaterów, były też skandale. Jeden z uczestników piątej edycji zdradził w programie żonę, po czym opuścił show, by ratować swoje małżeństwo.

 

Wielki Brat patrzy i rządzi

Prawdziwym przebojem w Polsce i na świecie był Big Brother. Program wymyślono i stworzono w Holandii, jego pierwsza edycja wystartowała we wrześniu 1999. Była to najdroższa telewizyjna produkcja w dziejach tego państwa: jej całkowity koszt wyniósł ok. 5 mln dolarów. Program okazał się nieprawdopodobnym sukcesem: oglądało go 1,5-2 mln osób, czyli jedna trzecia dorosłych telewidzów w Holandii. Błyskawicznie powstały edycje: niemiecka, szwedzka, szwajcarska i brytyjska. Zwłaszcza ta ostatnia była niezwykle popularna. Kiedy wyjątkowo nielubiany uczestnik, nazywany Paskudnym Nickiem, został wyrzucony z programu, informowały o tym wszystkie gazety, i to na pierwszych stronach (jedynie Financial Times na trzeciej).

Orwellowskie show trafiło do Polski w roku 2001, za pośrednictwem TVN. W sumie powstało 5 nadwiślańskich edycji wyprodukowanych przez Endemol Polska. Średnia oglądalność programu znacznie przerosła oczekiwania producentów – w tygodniu wynosiła 4,5 miliona widzów, co dawało TVN 30% udziały w rynku. Finał pierwszej edycji był najchętniej oglądanym programem telewizyjnym w Polsce w 2001 roku (prawie 10 milionów widzów).

Do największych wygranych pierwszego „Big Brothera” należą Janusz Dzięcioł i Manuela Jabłońska (wtedy Michalak). On był zwycięzcą programu i zdobywcą czeku na pół miliona złotych. Po programie zagrał samego siebie w filmie Jerzego Gruzy „Gulczas, a jak myślisz…” z udziałem innych uczestników. W 2007 roku został posłem z ramienia Platformy Obywatelskiej. Ją widzowie nazywali „wulkanem energii”. Zajęła drugie miejsce, a zaraz po zakończeniu programu dostała pracę w TVN – przez kilka lat prowadziła „Maraton Uśmiechu”. Zajmuje się także szkoleniami z zakresu marketingu.

Bez wątpienia do tego zbioru nie pasuje Monika Sewioło. Widzowie zapamiętali ją jako urodziwą blondynkę, niestroniącą od flirtów z innymi uczestnikami. Po zakończeniu programu dostała swoje pięć minut sławy: miała sesję w Playboyu, nagrała płytę. Jednak popularność, podobnie jak jej małżeństwo, nie przetrwała próby czasu. Przez udział w programie rozpadł się także związek Ireneusza Grzegorczyka. Był jednym z najbardziej barwnych uczestników, utrzymywał, że ma kontakt z kosmitami, szokował zachowaniem i wyglądem. Po dwóch miesiącach wyprowadzono go z Domu i umieszczono w szpitalu psychiatrycznym, gdzie spędził kilka tygodni. Po tym wydarzeniu Polskie Towarzystwo Psychologiczne wystosowało list otwarty, w którym wyraziło opinię, że ludziom, którzy dają się zamknąć w Domu Big Brother, grozi niebezpieczeństwo.

big brother.pngDemoniczny Wielki Brat z powieści „1984” George’a Orwella (autor: Frederic Guimont)

Sprzyjały temu zabiegi producentów – robiono wiele, by zwiększyć napięcie pomiędzy domownikami. Uczestnicy dostawali bardzo skąpe ilości papierosów, co musiało irytować palaczy. Widownią wstrząsnęła scena gorączkowego poszukiwania niedopałków w popielniczce. Równie poniżający był komunikat „Ciepła woda będzie przez 10 minut” wysyłający domowników pod prysznic. Podobnie było z zaopatrzeniem. Spiżarnię otwierano na minutę, a uczestnicy musieli jak najszybciej wynieść z niej to, czego potrzebowali. Nie mogli jednak przekroczyć ustalonego budżetu pod groźbą utraty tych produktów. Do tego wszystkiego dochodziła obietnica wielkiej wygranej.

– „Big Brother” był kwintesencją zewnątrzsterowności. Tam chodziło o to, żeby zaskarbiać sobie zaufanie innych po to, aby ich eliminować – mówi dr Mirosław Pęczak. – To show było zorganizowane wokół rywalizacji, która była nadrzędna. Na tym polegało zło programu, bo uczył on oszukiwania. „Warsaw Shore” jest o wiele prostszą formułą.

Niegroźna „Ekipa”

Od emisji pierwszego sezonu „Big Brothera” minęło 13 lat, więc obecni krytycy nowego przeboju MTV mogli zapomnieć o nagim ciele Moniki Sewioło pod prysznicem, czy skandalach kolejnych edycji, na czele z igraszkami dwojga uczestników w wannie. Paradoksalnie, oparte na imprezowaniu „Warsaw Shore”, gdzie seks uprawia się pod kołdrą, oszczędza widzom takich scen. W porównaniu do wyżej wymienionych programów, „Ekipa z Warszawy” mniej szkodzi swoim uczestnikom. Żaden związek się nie rozpadł przez udział w tym reality show, przeciwnie – powstały dwa nowe. Alicja, która za murami willi zostawiła chłopaka, po kilku odcinkach do niego wróciła przy aprobacie reszty domowników. Kiedy Trybson i Eliza ogłosili, że opuszczają program, bo będą mieć dziecko, wszyscy uczestnicy gratulowali im osobiście, a także w wypowiedziach na offie czy wpisach na Facebooku i Twitterze. Choć często atakowani przez internautów, uczestnicy wydają się być zadowoleni z udziału w programie. W jednym z wywiadów Ania zapewniała, że nie chciałaby cofnąć czasu.

Wielu ekspertów sceptycznie podchodzi do opinii, jakoby nowy hit MTV był przełomem w dziedzinie szokowania na małym ekranie.

– Różne rzeczy już pokazywano. Pamiętam dokument „This is America”, z nagraniem egzekucji na krześle elektrycznym. Nie sądzę, by coś równie mocnego ukazało się później, a to było dawno, w 1977r. – przekonuje dr Pęczak. Podobne zdanie ma profesor Mrozowski:

– Szokujące są materiały, na których fundamentaliści islamscy podrzynają gardła dziennikarzom. To, że uczestnicy „Warsaw Shore” się kłócą, wymyślają sobie od „kurew”, to jest przecież samo życie. Nie widzę tu żadnego niebezpieczeństwa demoralizacji, jedyne zagrożenie tkwi w idącym za tym programem przekonaniem, że można stać się kimś będąc nikim.

Podobnie jest z oskarżeniami o szkodliwe działanie takich programów na widzów:

– To, co ma największą siłę perswazyjną, to przykład osobisty. Najskuteczniej przekonać poprzez rozmowę i własny przykład, np. wśród rówieśników – mówi dr Pęczak. – W tej chwili nie wydaje mi się, żeby należało przeceniać wpływ telewizji, ponieważ żyjemy w epoce multimediów, są inne media, jak Internet.

– „Warsaw Shore” nie może być szkodliwy, skoro ludzie wolą oglądać programy kulinarne – ucina profesor Mrozowski.

Producenci „Ekipy z Warszawy”, firma Golden Media Polska, odpowiedzialna między innymi za „Perfekcyjną Panią Domu” czy „Tak to leciało”, zachęceni finansowym sukcesem nowego programu, postanowili pójść za ciosem. Rozpoczęły się castingi programu „Wczorajsi, czyli taśmy prawdy”, który Eska TV pokaże jeszcze w tym roku. Według zapowiedzi, w programie pokazane będą nietypowe zachowania, które mogą wywoływać niesmak lub zgorszenie. Uczestników do programu zgłaszają znajomi lub bliscy, którzy nie akceptują sposobu imprezowania swoich przyjaciół lub uważają go za zbyt kontrowersyjny.

Poza tym zapowiedziano już trzeci sezon Warsaw Shore, a powtórki pierwszego można obejrzeć na ogólnopolskiej TV Puls, gdzie jednak spotykają się z niewielkim zainteresowaniem widzów. Jaka będzie polska telewizja za kilka lat? Czy czeka nas zalew klonów „Warsaw Shore” i kolejnych wariacji na temat „Big Brothera”? Według profesora Mrozowskiego taki scenariusz jest mało prawdopodobny:

– Będzie powstawało więcej programów lifestylowych, dotyczącej konsumpcji na wyższym poziomie. W tej chwili sukcesy odnoszą programy kulinarne. Być może w przyszłości, tak jak w Anglii, pojawią się programy o urządzaniu domu lub dedykowane miłośnikom win czy kolekcjonerom. Takiej oferty potrzebuje zamożna klasa średnia, którą interesują się reklamodawcy.

A gdyby tak Miesiąc Fotografii był w Warszawie?
Jeśli martwicie się, że w tym roku ominie was Miesiąc...
Dzień otwarty na UW!
W sobotę, 20 kwietnia 20 wydziałów i ponad 30 innych...
„Podziemny krąg” w obrzydliwej wersji

Co to znaczy „być obrzydliwym”? Odrzucać od siebie, nie czuć...

Kobieta w kryzysie – Dorothea Lange
Dorothea Lange miała opinię fotografki wkraczającej pod „powłokę rzeczy”. W...