Oburzająco nudna Golgota

Pokazy spektaklu „Golgota Picnic” Rodrigo Garcii wywołały prawdziwą burzę, dzieląc Polaków na mówiących o bluźnierstwie przeciwników jej wystawiania oraz zwolenników broniących wolności słowa w sztuce. Wygląda na to, że zdradziłem oba wojujące ze sobą obozy – obejrzałem dzieło Argentyńczyka i się oburzyłem.

Spektakl zaczyna się od zdania: „Zaprawdę powiadam wam, że kto nie ma poczucia humoru, nie rozumie życia. Że kogo nie dziwią cudze pomysły, ten nie potrafi żyć.”. Jest to zarówno wskazówka interpretacyjna, jak i próba asekuracji, usprawiedliwienia popisów, które przyjdzie widzom podziwiać podczas dwuipółgodzinnego przedstawienia.

Od samego początku w oczy rzuca się bałagan formy i treści. Rolę scenografii odgrywają dość przypadkowe rekwizyty, jak gitara, wino, warzywa czy czapka z daszkiem. Wszystko to miało zapewne odzwierciedlać konsumpcyjny chaos współczesności, jednak w praktyce mnogość tych przedmiotów rozprasza. Z rekwizytami o uwagę widza rywalizuje wielki telebim za sceną, na którym wyświetlane są filmy i zbliżenia na gesty aktorów.

Tekst sztuki jest czytany bez podziału na role, przez pięciu aktorów na zmianę. Grze aktorskiej nie można niczego zarzucić, tym bardziej, że nie ma pewności, o co tak naprawdę chodziło reżyserowi. Bez wątpienia pierwsze skrzypce w „Golgota Picnic” gra autor. Większość działań aktorów przypomina więc performance zaaranżowany po to, by jakoś zająć publiczność znudzoną słuchaniem wywodów Rodrigo Garcii.

Spektakl silący się na krytykę konsumpcjonistycznego społeczeństwa przypomina bowiem jarmark. Reżyser zasypuje widza bodźcami, oferując swoiste targowisko znaczeń. W jednym worku mamy tu: drwinę z zaślepionego konsumpcją społeczeństwa, krytykę religii ulegającej komercjalizacji, w końcu rozpacz nad moralną pustką człowieka.

Współczesny człowiek, zdaniem Garcii, pragnie więc wyjątkowości, nie chce być, jak „kibic śpiewający na stadionie”. Mimo to jedyne, na co nas stać, to celebrowanie własnej cielesności (wszechobecne na scenie hamburgery) i definiowanie siebie za pomocą kupowania („Szukam na Ebayu skrzydeł moich rozmiarów”). Idąc za ciosem, autor sztuki krytykuje również elitarystyczne stosunki społeczne utrwalane przez media kierowane żądzą zysku.

Dostaje się także religii oskarżanej o uczenie ludzi cierpienia i oswajanie z okrucieństwem. Reżyser sprzeciwia się tyranii chrześcijańskiej martyrologii na czele z męką Chrystusa na krzyżu, będącą motywem przewodnim spektaklu. Sztuka ta jest tu posądzana o wzbudzanie agresji i wychowywanie religijnych fanatyków.

Spektakl został pomyślany w taki sposób, aby dziwił i szokował, jest przy tym jednak dość asekuracyjny. „Golgota Picnic” stara się, co prawda, wytykać chrześcijanom czy – szerzej – współczesnemu społeczeństwu – różne błędy czy przywary, jednak robi to w wyjątkowo niepoważny sposób. Reżyser krytykuje religię i konsumpcjonizm w powierzchowny, efekciarski sposób, zarzucając im wady, które sam powtarza. W efekcie wszelkie oskarżenia się rozmywają, ulegają osłabieniu przez liczne dziwactwa na scenie. W pamięci pozostają trudne do sensownego wytłumaczenia zabiegi, takie jak mielenie mięsa, symulowanie uprawiania seksu czy trwające godzinę oratorium Haydna („Siedem ostatnich słów Zbawiciela na Krzyżu”) zagrane przez nagiego Marino Formentiego na fortepianie.

Wszystkiemu temu możemy przypisać jakiś sens lub nie. Efekt takiego wysypu oskarżeń i obaw reżysera jest słabo przekonywujący. Trudno uwierzyć, że Garcii zależało na czymkolwiek więcej, niż na samym szokowaniu.

Mimo wszystkich tych wad, podobać się może humor reżysera i autora sztuki. Co pewien czas pojawiają się słodko-kwaśne refleksje w rodzaju: „Jeśli chcesz znaleźć swoją ścieżkę, już wiesz – za kilka euro możesz kupić iPhone’a 4 z mapami Google’a.”.

W efekcie wyszło, jak w tytule sztuki Szekspira – „Wiele hałasu o nic”. Pretensjonalny, w stylu Witkacego, spektakl niczym nie wstrząśnie, niczemu, zwłaszcza religii, nie zagrozi. Protesty przeciwko wystawianiu „Golgota Picnic” na Malta Festivalu w Poznaniu zafundowały świetną reklamę tej przeciętnej i – paradoksalnie – grzecznej w swej niezrozumiałości sztuce.

 

„Golgota Picnic”

reżyseria: Rodrigo Garcia

premiera: 27 czerwca 2014 (Polska)

Talenty na miarę naszych czasów
W najbliższy wtorek o godz. 18.00 w stołecznym klubie Palladium...
W pogoni za obrazem idealnym
Nierealne zdjęcia z wyimaginowanymi kolorami i niespotykanym oświetleniem zawsze są...
Opowieści o Wiśle
Pięć spojrzeń na rzekę - wystawa "Miejsca odległe" od 5...
Co sprawia, że czujemy radość?

Ostatnimi czasy zaczęłam się zastanawiać, co oznacza dla mnie „radość”...