"Generał" w Imce

W roku 1991 przedstawiono wniosek o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej oraz karnej osób, które przyczyniły się do wprowadzenia stanu wojennego,  a wśród nich – generała Wojciecha Jaruzelskiego. Pięć lat później śledztwo umorzono, ale po kolejnych 11 latach prokuratorzy z IPN sformułowali akt oskarżenia przeciwko Wojciechowi Jaruzelskiemu  i Czesławowi Kiszczakowi oraz siedmiu innym osobom.

Wojciech Jaruzelski został oskarżony o „kierowanie związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, który na najwyższych szczeblach władzy PRL przygotowywał stan wojenny w 1981 r.” (TVN 24, 19 lipca 2011). Generałowi Jaruzelskiemu postawiono też drugi zarzut – o „sprawstwo kierownicze zabójstwa robotników Wybrzeża w grudniu 1970 roku”. (TVN 24, 19 lipca 2011). Postępowanie sądowe, rozpoczęte w marcu 2008, nie doprowadziło do odczytania aktu oskarżenia. W roku 2013, 90-letni generał Jaruzelski nadal oczekuje na proces. Ten kontekst polityczny sprawia, że „Generała”, sztukę ukazującą prezydenta PRL-u w przeddzień rozprawy sądowej, mimo wyraźnych odwołań do czasoprzestrzeni Polski Ludowej, można potraktować jako sztukę mówiącą o teraźniejszości. „Nie sądźcie nas!” – woła Marek Kalita ubrany w komunistyczny mundur, z twarzą osłoniętą charakterystycznymi, ciemnymi okularami . Trudno to stwierdzenie zinterpretować inaczej, niż jako apel o zaprzestanie niekończących się procesów lustracyjnych, dzięki którym społeczeństwo pławi się w goryczy wobec domniemanych wrogów  Solidarności.  W miejsce dawnego etosu patrioty walczącego o Polskę tworzy się etos antybohatera, szukając winnych komunizmu i jego zbrodniczej przeszłości – pomyślałam, słuchając monologu generała, przemawiającego zza zielonego, partyjnego stołu. Niestety, na tle mało treściwej całości, monolog ten był dla mnie jak jeden celny strzał z karabinowej serii, która trafia w stal i rozprasza się na wszystkie strony.

 

general1.jpg

Niełatwo wygłosić opinię, która kłóci się z opiniami innych recenzentów, wielbiących sztukę w reżyserii Marka Kality i Aleksandry Popławskiej za bezstronność, zdrowy dystans i brak ocen, za przyjemną groteskowość tytułowej postaci, za fantasmagoryczność, w miejsce publicystyki. Chcąc być szczerą muszę jednak przyznać, że po sztuce, która zdobyła tak wiele nagród i nominacji (jak czytamy na stronie Teatru Imka: zwycięstwo na Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@port; w rankingu miesięcznika „Teatr”: najlepsza nowa polska sztuka, najlepsza muzyka, najlepsza scenografia, najlepsza rola męska, najlepsza rola epizodyczna, najlepszy teatr; Dwie nagrody w Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej w 2011 roku dla Marka Kality za rolę Generała oraz Marka Kality i Aleksandry Popławskiej za reżyserię, Nagroda Im. A. Zelwerowicza dla Marka Kality za Najlepszą Kreację Aktorską Sezonu 2010/2011, Wydarzenie sezonu wg Miesięcznika Twój Styl) spodziewałam się czegoś więcej. W warstwie treściowej i formalnej szukałam punku zaczepienia, czegoś, co nie pozwoliłoby mi wyjść z teatru z „pustymi rękami”. To się nie udało, mimo, że Marek Kalita, tak jak pisano, trafnie oddał sposób mówienia i poruszania Wojciecha Jaruzelskiego  – z resztą i on i wszyscy aktorzy zebrali spore owacje. Mnie generał ani nie rozbawił swoją groteskowością, ani nie poruszył dramatyzmem sytuacji, w której się znalazł, ani nie zaskoczył wypowiadanymi stwierdzeniami, ani nie zdenerwował pretensjami wygłaszanymi wobec żony i córki. Nie rozumiałam za to zasadności zimnego erotyzmu, jakim nasączono jego relację z żoną, ani przebłysków scenicznego realizmu, który, niewiele wnosząc, mieszał się z „teatralnością” tytułowej postaci. Główny jednak zarzut, jaki stawiam tej sztuce, dotyczy samego tekstu. Dla mnie, zaproszenie kontrowersyjnej niejako, a napewno budzącej emocje, postaci politycznej (czy może historycznej? ) na deski teatru powinno wiązać się z pogłębieniem refleksji na jej temat. Oczekiwałabym, że usłyszę o jej trudnościach i obawach, czy też sympatiach i antypatiach, czy wreszcie pomysłach i wizjach – albo w jakikolwiek inny sposób zdołam się do niej zbliżyć . Generałowi  – „marionetce rozgrywającej swój spektakl w teatrze historii”  – jak trafnie określił  tę kreację Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej, powinny moim zdaniem towarzyszyć postaci, które dopowiedzą resztę – przy czym wcale nie musi to być obrona ani oskarżenie. Chodziłoby raczej o to, by obok generała-marionetki zjawił się generał jako człowiek. Wobec braku tego wymiaru, a także braku czegokolwiek co mogłoby się pojawić w to puste miejsce (może generał ikona PRL-u, albo generał – ucieleśnienie etosu współczesnego antybohatera?)  spektakl jest dla mnie teatralną wydmuszką. Wszystkie interesujące formalnie zabiegi – pomieszanie czasoprzestrzeni, konfrontacja rozrywkowego nastroju karaoke z chłodną rzeczywistością polityczną, teatralna  zabawa charakterystycznym rekwizytem  wodza – mównicą – to wszystko zdaje się nie służyć żadnej idei. Dwuznaczne zdanie wypowiedziane na końcu, które, parafrazując, brzmiało: „gdybym  stanął po ich stornie, byłbym bohaterem, a zarazem zdrajcą” – nie zostało w spektaklu niczym wytłumaczone ani uzasadnione, ponieważ nie rozwinięto wątku bohaterstwa i zdrady, pozostawiając widza na poziomie ogólności i oczywistości. To, że Wojciech Jaruzelski jest sądzony za udział w komunistycznych zbrodniach już wiem – ze sztuki „Generał” nie dowiedziałam się nic więcej, ani o nim, ani o jego czasach. Nie potrafię też – z całym szacunkiem – przyłączyć się do stwierdzenia recenzentki Dziennika Gazeta Prawna, Agnieszki Michalak, o tym że reżyserzy sztuki „pytają (…) o granice ludzkiej tożsamości”. Mnie udało mi się odczytać żadnego pytania. Ze 100-minutowego spektaklu w pamięci została mi jedna scena, którą opisałam na początku.

Na koniec chciałabym kilka rzeczy pochwalić. Nastrój ostatnich scen, taniec generała z żoną do piosenki „Żołnierz dziewczynie nie skłamie”, klimat PRL-u stworzony przy użyciu tak skromnej scenografii, perfekcyjne zagospodarowanie olbrzymiej sceny, której przestrzeń wyraźnie „grała” , a nie tylko „była ogrywana”, momenty gry teatralną konwencją  – to dla mnie świadectwa reżyserskiego kunsztu. Dodam także, iż mimo licznych zastrzeżeń do spektaklu, którymi podzieliłam się tu z internautami, nie odradzam nikomu obejrzenia „Generała”. Przeciwnie – jestem ciekawa opinii kolejnych osób na temat tej sztuki. Nade wszystko zaś doceniam wysiłek Teatru Imka  podjęcia tzw. „ambitnego tematu”. Od początku kibicuję Imce z powodu niekomercyjnego toru, który obrała i z pewnością wybiorę się na kolejne spektakle.

 

„Generał”
Teatr Imka
Scenariusz: Jarosław Jakubowski
Reż. Marek Kalita, Aleksandra Popławska

Najpiękniejsze Jarmarki Bożonarodzeniowe
Sezon na odwiedzanie Jarmarków Bożonarodzeniowych właśnie się rozpoczął. Gdzie najlepiej...
Trójkowej Liście stuknęła trzydziestka
Ten rok należy zdecydowanie do radiowej Trójki. Stacja świętuje dwie...
Politykę robi się przy wódce
To One tworzyły największą podziemną gazetę i audycje w Radiu...
MBA, czyli Biznesowy Mount Everest
Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl o człowieku w drogim,...
René Burri: "Che"
Mając trzynaście lat pierwszy raz zobaczyłam rówieśnika w koszulce z...