Stars Hollow, stan Connecticut. Małe miasteczko, w którym każdy zna się z każdym, zupełnie jak w najbardziej lirycznym marzeniu Mickiewicza o swojej małej ojczyźnie. Wzruszające ucieleśnienie amerykańskiej prowincji, jednocześnie mogące być wcieleniem prowincji w każdym kraju. Jeśli szukacie przyjemnego serialu – polski Netflix niedawno zaprosił nas na Gilmore Girls (Kochane Kłopoty).
Nie jest to schematyczna opowieść o amerykańskich nastolatkach. Nie jest to trzymający w napięciu dramat, gdzie ktoś kogoś zabija, a potem ktoś kogoś ukrywa przed policją. Nawet to polskie tłumaczenie tytułu jakieś takie dziwne. Gdy szukam jakichś książkowych analogii, aby opisać ten serial, pierwsze moje myśli to Pollyanna, Tajemniczy Opiekun. A jeśli bliżej naszych polskich realiów, to Nad Niemnem, Pan Tadeusz czy mniej już znane sagi rodzinne St. R. Dobrowolskiego.
W teorii fabuła pierwszego sezonu jest prosta: oto amerykańska prowincja, w której zamieszkują tytułowe dziewczyny Gilmore – Lorelai i Lorelai. Lorelai starsza to pracowniczka czegoś w rodzaju karczmy (po angielsku: inn), która marzy o otworzeniu razem z najlepszą przyjaciółką własnego przybytku tego typu; postać jakby rodem wyjęta z jakiejś komedii, ale jednocześnie bardzo autentyczna. Lorelai młodsza z kolei, zwana przez wszystkich Rory, to córka i pilna uczennica – coś jak Hermiona Granger. Ich wzajemne relacje i wspólne przygody są główną osią fabuły Gilmore Girls.
Ojciec wymiksował się po drodze, siłą rzeczy zostawiając za sobą feministyczne domostwo Gilmore’ów. Dziadkowie? Cóż, tu sprawa jest skomplikowana. Ale nie chcę ujawniać fabuły całego serialu – bo gdzież byłaby dla Was zabawa?
Mamy tutaj opowieść o niezależności, o roli kobiety w świecie, ale też i romantyczne dramaty, dokonywanie ważnych wyborów życiowych, a w tle bohaterowie, do których się szybko przywiązujemy, a z których każdy ma swój własny charakter. Ameryka. A jednocześnie: niekoniecznie Ameryka. Wyjąwszy konteksty i nawiązania kulturowe, których w serialu wiele, ta historia ze Stars Hollow równie dobrze mogłaby się rozgrywać w francuskim Saint-Brice-sous-Foret, polskiej Koziej Wólce czy niemieckim Lübbenau.
Na tym polega największa magia serialu: historia opowiedziana w nim jest uniwersalna, zrozumiała dla odbiorców z całego świata. Emocje, które się w nim pojawiają – wzruszenie, radość, złość – również są bardzo uniwersalne i bardzo łatwo udzielają się widzom.
Nie bez znaczenia pozostaje też pewna nostalgia związana z powrotem do czasów, gdy nie było Facebooka – co tam w sumie Facebook, nie było w ogóle internetu. Bohaterowie serialu w pierwszym sezonie na spotkania umawiają się za pośrednictwem telefonów stacjonarnych albo osobiście; nie mają do dyspozycji GPS-ów, komórek i innych wynalazków XXI wieku, ale wciąż nie mają problemu ze znalezieniem swoich znajomych w mieście.
Gilmore Girls są dostępne na Netflixie. Jeśli jeszcze nie macie tam konta – portal oferuje za darmo pierwszy miesiąc oglądania. Potem już, niestety, trzeba płacić, ale generalnie już po miesiącu buszowania po bazie netflixowych seriali powinniście się zorientować, czy jest to dla Was korzystna oferta.
Zabawna rzecz — po raz pierwszy o tym serialu usłyszałam, gdy oglądałam najsłynniejszy chyba amerykański serial dla nastolatków: Gossip Girl (Plotkara). Pewnego poranka Blair, jedna z bohaterek Plotkary, poddawszy się w walce ze złym światem, chowa się pod kołdrą z laptopem i oświadcza swojej służącej (nomen omen – Polce), że zamierza oglądać Gilmore Girls. Wklepałam nazwę w Google, przeczytałam opis i uznałam: nie, to nie dla mnie.
Dlatego opisy seriali i filmów to wielkie zło – łatwo można uznać, że to nie jest „to”, a potem naprawdę się wciągnąć. Zupełnie tak jak ja. Wystarczyło mi powiadomienie z Netflixa o tym, że dodano do spisu seriali wzmiankowaną opowieść ze Stars Hollow, abym z ciekawości zerknęła. A teraz? Pochłonęłam już prawie cały sezon pierwszy. A przede mną jeszcze jest ich wiele. Zupełnie jednak rozumiem, dlaczego Blair z Plotkary postanowiła spędzić swój gorszy dzień akurat przy tym serialu.
Do Stars Hollow wrócę, w miarę czasu, jeszcze nie jeden raz. Z największą przyjemnością.
źródło zdjęcia: wikipedia