Poruszając uniwersalne wartości filmowcy chcą zmusić widzów do refleksji. Robiąc to jednak w zupełnie niekonwencjonalny sposób, jednocześnie wpływają na historię kinematografii. Czy są to już eksperymenty, czy też wciąż próba szerszego postrzegania rzeczywistości można było się przekonać we Wrocławiu.
W to myślenie wpisywały się filmy niewykorzystujące scenografii, które zawierało pasmo Pokazów Specjalnych 11. MFF Nowe Horyzonty. Wśród nich znalazła się produkcja włoskiego reżysera Stefano Odoardiego zatytułowana „Brak”. Jak głosił opis na oficjalnej stronie festiwalu, miała to być „swobodna formalnie impresja filmowa”, czysty artyzm wyrażający refleksje na temat życia. Jednak jest to trudny w odbiorze, paradokumentalny, kręcony z ręki, często nieostry obraz, stworzony dzięki całkowitym naturszczykom, amatorom. Zaczyna się od zbliżeń raz na twarz kobiety, raz mężczyzny, by po kilku minutach przejść do planu ogólnego, przedstawiającego grupę ludzi w różnych wieku. Wypowiadają oni własne sentencje i przemyślenia na temat życia, które nie mając ze sobą nic wspólnego, poza celem opowiedzenia czegoś ważnego do kamery. W połączeniu z nerwowym sposobem prowadzenia kamery mogą utrudniać odbiór. Mimo to każde słowo nabierało tym większego znaczenia, że akcja rozgrywała się w lesie, więc kontekst natury uwypuklał sens każdej sceny. Odoardi chciał opowiedzieć o pewnej wewnętrznej pustce, która dotyczy każdego człowieka i spróbować odpowiedzieć na pytanie, czym ta pustka jest lub też mogłaby być. I „Brak” jasno odpowiadał – pragnieniem bliskości.
Film włoskiego reżysera jest jednocześnie kinematograficznym manifestem – zarówno pod względem treści, jak i formy. Poetyckie środki wyrazu, jak na przykład czerwone parasole bohaterów odnoszące widza do miłości, to tylko pewien zabieg reżysera, ale w połączeniu z montażem stają się opowiadanym, nie opowiadającym. Zamysłem Odoardiego było przedstawienie niepewności, powątpiewania. Uczynił to zrywając z wszelkimi możliwymi konwencjami panującymi w kinie. Wprowadził swój obraz w naturę, zestawił go z nią, a właściwie – zespolił je. Jest to tym istotniejsze, gdyż refleksja nad naturą i kontaktem człowieka z nią, jest fundamentem jego twórczości. Odzwierciedlał to również drugi film pokazywany razem z „Brakiem” – „Tunnelvision”, czyli historia wyizolowanej i wiecznie milczącej holenderskiej sokolniczki, która wyparła ze swojej świadomości ciążę.
Dziwić może, że te dwa filmy zostały pokazane podczas jednego seansu, nie można było jednak zrobić inaczej. Obydwa bowiem poruszają problem konfrontacji z naturą – człowieka i tą szerszą, przyrodniczą, a właściwie nawet metafizyczną, absolutną. Włoski reżyser głównie dzięki całkowitemu porzuceniu charakterystycznych dla kina fabularnego elementów – brak scenariusza, akcji, scenografii i muzyki – wyznaczył nową ścieżkę myślenia obrazem.