Andrzej Wajda kręcąc „Wałęsę – człowieka z nadziei” wystawił pomnik liderowi „Solidarności”. Jak większość pomników z jednej strony oddaje on cześć bohaterowi i napawa dumą członków narodu, z drugiej jest nieco sztampowy i zbyt statyczny. Jako pomnik Wałęsy, który wzbudza u Polaków tak różne emocje zapewne przez przeciwników zostanie obsmarowany, zaś zwolennicy będą przyklaskiwać idei ratowania wizerunku pogromcy PRL’u.
Słynna włoska dziennikarka Oriana Fallaci przyjechała zimą 1981 roku do Gdańska, by przeprowadzić wywiad z liderem „Solidarności”. Rozmowa Oriany z Wałęsą, stała się osią filmu Andrzeja Wajdy. Każde z pytań dziennikarki staje się pretekstem do opowiedzenia innej historii z życia Lecha. Mimo, że kolejne pytania wywołują retrospekcje całość narracji jest w pełni chronologiczna i ukazuje Wałęsę począwszy od 1970 roku i grudniowych strajków w Stoczni, aż po powrót z internowania w 1983 roku.
Swoistym epilogiem historii są sceny z obrad Okrągłego Stołu i wystąpienia w kongresie amerykańskim. Reżyser wybiera najważniejsze momenty z życia opozycjonisty, tworząc kalendarium wydarzeń z działalności politycznej Wałęsy. Wajda tym razem wyraźnie skupia się na treści przekazu porzucając styl wizjonera, malarza tak charakterystyczny dla „Człowieka z marmuru” czy „Człowieka z żelaza” przepełnionych symbolizmem i ujęciami zapadającymi w pamięć. Niejako „puszczeniem oka” w kierunku wcześniejszych dzieł reżysera jest krótka scena, w której Jerzy Kawalerowicz i Krystyna Janda rozdają w pociągu bibułę „Solidarnościową”.
W wyniku próby prezentacji całości wydarzeń, film traci na dynamice i przeradza się w produkcję paradokumentalną. Wrażenie zbliżenia do formy dokumentu potęgowane jest przez częste używanie materiałów archiwalnych z kronik filmowych, co nieraz zaburza ciągłość narracji. Wajda zawsze imponował umiejętnością budowania spójnej fabuły, której w „Wałęsie – człowieku z nadziei” najzwyczajniej zabrakło. Reżyser próbuje ukazać wielkie wydarzenia na tle emocjonalnych relacji małżonków – Danuty i Lecha, jednak sceny domowe wydają się być jakby tylko wrzucone w opowieść o drodze do wolności. Kolejne ujęcia choć same w sobie wyraziste i przekonujące nie tworzą razem całości.
Nie zmienia to jednak faktu, że momentami autentyczność odwzorowania konkretnych wydarzeń budzi podziw, zarówno dzięki grze aktorskiej jak i scenografii. Treść pytań zadawanych w filmowym wywiadzie zgadza się niemal słowo w słowo z tą zawartą w oryginalnym tekście z Corriere della Serra. Podobno nawet futro, w którym wystąpiła grająca dziennikarkę Maria Omaggio należało niegdyś do Fallaci, a paczka ulubionych papierosów włoszki, już dzisiaj nie produkowanych, odkupiona została od kolekcjonera.
Sceny z wywiadu istotnie uderzają realizmem, jednak przede wszystkim dzięki świetnej grze aktorskiej. Andrzej Wajda zawszę miał rękę do wybierania aktorów, wystarczy wspomnieć Daniela Olbrychskiego czy Krystynę Jandę. Nie pomylił się i tym razem, patrząc na Roberta Więckiewicza można zapomnieć, że to nie autentyczny Lechu. Choć według samego Wałęsy wypadł nieco zbyt „bufonowato” to trudno nie zauważyć uderzających podobieństw. Aktor wyjątkowo dobrze naśladuje jego sposób mówienia (nieco gardłowy), intonację, gestykulację, nawet sposób poruszania się. Smaczku dodają słynne powiedzenia stoczniowca: „nie chcem ale muszem”, „zawsze myślę co mówię” i wiele innych. Trudno się przy nich nie uśmiechnąć, jednak Więckiewicz nie przekroczył granicy komizmu i uniknął parodii tworząc bardzo wierny obraz Wałęsy.
Film skupia się niemal wyłącznie na postaci przewodniczącego „Solidarności”, trudno więc wymiernie ocenić grę innych aktorów, no może z wyjątkiem Agnieszki Grochowskiej grającej żonę Danutę (dobra kreacja choć nieco przygaszona gwiazdorską rolą Więckiewicza). Gwiazda, Bujak, Borusewicz, Walentynowicz występują tylko epizodycznie o co wiele osób może mieć pretensje jednak taka jest specyfika filmów biograficznych.
Niewątpliwą zaletą filmu jest jego ścieżka dźwiękowa. Oprócz muzyki ilustracyjnej spod ręki Pawła Mykietyna prym wiodą zespoły z niezależnej polskiej sceny muzycznej lat osiemdziesiątych. Dezerter, Chłopcy z Placu Borni, Tilt, Daab, Aya RL, KSU czy też Brygada Kryzys i Proletaryat znakomicie oddają nastrój buntu rodzący się w polskim społeczeństwie. Stoczniowcy maszerujący w rytm „Mamy dla Was Kamienie” Róż Europy lub sceny pałowania do kawałka Dezerterów „Tchórze” robią wrażenie i sprawiają, że czuje się jedność ze strajkującymi. Chwała twórcom za odważne wykorzystanie niezachowawczych kawałków polskiej sceny punkrockowej.
http://www.youtube.com/watch?v=j2J0WROLIU4
Nie ma wątpliwości, że gra aktorska i muzyka stanowią o sile ekranizacji. Wielka rola Więckiewicza trzyma film i wybacza niektóre błędy kompozycyjne. Z obrazu całości wyłania się pomnik Wałęsy jako człowieka niezłomnego, zdecydowanego, samouka, który poświęcając nieraz szczęście rodzinne bierze sprawy w swoje ręce i prowadzi kraj do wyzwolenia. Jednak Wajda mimo wszystko uniknął wybielenia w pełni postaci bohatera i nie stworzył hagiografii. Nie boi się podjąć tematu podpisania przez Wałęsę lojalki po wydarzeniach z grudnia 1970 roku. W filmie złapany stoczniowiec przyparty do muru przez SB i szantażowany (właśnie urodził mu się synek a żona nie ma własnych środków do życia) podpisuje wszystko co podkładają mu funkcjonariusze. Później w świetnej scenie, gdzie opozycjoniści instruują młodych działaczy, by w razie aresztowania nic nie podpisali, wyraźnie zakłopotany Wałęsa wychodzi z pokoju. Reżyser więc poświęca sporo miejsca tematowi współpracy, jednak trochę usprawiedliwia stoczniowca i w dalszej części filmu buduje już wizerunek nieugiętego wobec władzy opozycjonisty.
Przekaz filmu jest jasny – „Solidarność” z Wałęsą na czele dzięki swojej niezłomności doprowadziła do rozpadu bloku wschodniego. Sceny dodane w epilogu pokazujące Obrady Okrągłego stołu i triumfalne wystąpienie Wałęsy w amerykańskim senacie wklejone nieco sztucznie wyraźnie wpisują się w to przesłanie. Prawdopodobnie dodano je ze względu na zagranicznego widza, by mógł łatwiej zrozumieć kontekst historyczny. Jednak mimo wszystko film dla publiczności niepolskiej może być trudny w odbiorze przez brak spójnej fabuły i nieco kalejdoskopową formę przeglądu najważniejszych wydarzeń politycznych. Smaczki w odczytywaniu charakterystycznych dla Wałęsy zachowań dla Polaka łatwe do wychwycenia mogą być niejasne dla zagranicznego widza. Trzeba pamiętać, że Wałęsa w wersji obcojęzycznej nie będzie już tak charakterystyczny, a film odarty z tej wyjątkowej roli straci bardzo dużo.
„Wałęsa – człowiek z nadziei”
Polska 2013 (premiera 4 października)
reż. Andrzej Wajda
nasza ocena: 6/10