Niewykorzystany potencjał intrygujących pytań
Temat rozliczania się z ciężarem II Wojny Światowej jest stale obecny w niemieckiej kinematografii. Tym razem w dramacie „Ci, którzy żyją i umierają”, z nazistowską przeszłością zmaga się pokolenie wnuków sprawców zbrodni. Barbara Albert – reżyserka i scenarzystka, zrealizowała film opierając się na swoich osobistych doświadczeniach.
Sita, główna bohaterka dramatu, jest typową przedstawicielką młodego pokolenia. Zagubiona, próbująca odnaleźć sens w życiu lawiruje pomiędzy pracą w telewizji i transowymi imprezami w klubach, gdzie leczy kolejne miłosne niepowodzenia. Punktem zwrotnym są 95. urodziny jej dziadka, podczas których znajduje jego zdjęcie w mundurze SS-mana. Od tego momentu odkrycie prawdy o przeszłości staje się nadrzędnym celem Sity. Dziewczyna wyrusza w podróż śladami przodków.
Zapału bohaterki nie ostudza zniechęcający ją ojciec, któremu wygodniej jest żyć w nieświadomości, nigdy nie poznając prawdy, problemy w pracy, ani coraz bardziej okrutna, wyłaniająca się podczas poszukiwań prawda o dziadku. Dziewczyna z niesłabnącą determinacją jedzie do Warszawy, Wiednia, Siedmiogrodu, a w końcu – Auschwitz, wszędzie tam, gdzie może dowiedzieć się czegoś o dziejach rodziny. Zadaje pytania, docieka przyczyn wydarzeń, grzebie w przeszłości, próbując zdefiniować swoją tożsamość.
Tematyka filmu – problem rozliczania się z nazistowską przeszłością pozwala na zadanie wielu intrygujących pytań i zbudowania wokół nich wciągającej i poruszającej fabuły. Czy poznanie prawdy o przeszłości pomaga w uporaniu się z rzeczywistością? W jakim stopniu to, kim jest się teraz wynika z historii najbliższych? Jak pogodzić obraz kochającego i czułego dziadka z wizerunkiem okrutnego i bezwzględnego mordercy? Czy czyny przodków powinny obarczać sumienie kolejnych pokoleń? To tylko niektóre z nasuwających się na myśl pytań. Niestety, dramat „Ci, którzy żyją i umierają” nie odpowiada na ani jedno z nich. Problemy poruszone w filmie zostały potraktowane bardzo sztampowo. Banalne chwyty fabularne, jak na przykład związek głównej bohaterki z Izraelczykiem czy pogarszający się wraz z rozwojem akcji stan zdrowotny dziadka Sity nie pomagają w dobrym odbiorze dramatu. Nawet w zamiarze poruszające wyznania byłego SS-mana, które bohaterka ogląda na taśmach wideo nie wzbudzają dużych emocji, są aż nazbyt zachowawcze i w efekcie pozostawiają widza zupełnie obojętnym.
To, co broni się w filmie, to kreacja aktorska głównej bohaterki stworzona przez Annę Fisher. Artystka jest przekonująca, perfekcyjnie oddaje rozterki targające młodą dziewczyną. Pochwała należy się także zdjęciom Bogumiła Godfrejowa. Dzięki niemu trzy europejskie miasta: Berlin, Wiedeń i Warszawa na ekranie wyglądają bardzo subtelnie, momentami wręcz mistycznie. Niesamowitego klimatu dopełnia perfekcyjnie dobrana ścieżka dźwiękowa autorstwa Lorenza Dangela.
„Ci, którzy żyją i umierają” to film o wielkim, niestety niewykorzystanym potencjale. Obraz poraża banalnością, brakuje mu odważnych spostrzeżeń, istotne problemy zostały potraktowane w nim zbyt powierzchownie. Nie usprawiedliwia tego nawet fakt, iż został on oparty na osobistych przeżyciach reżyserki. Być może właśnie to przesądziło o słabości filmu – to przecież z własnymi demonami zmierzyć jest się najciężej.
„Ci, którzy żyją i umierają” (Die Lebenden)
Reż. Barbara Albert
Polska/Austria/Niemcy, 2012
100 min.
Nasza ocena: 4/10