Powstało już tak wiele filmów opowiadających o końcu świata, zwłaszcza na przestrzeni ostatniego roku, że temat wydaje się z każdej strony wyeksploatowany. Ten sam schemat pozwolił jednak Davidowi Mackenziemu na analizę czegoś zupełnie innego niż panika – analizę miłości, ale czy romantycznej?
„Ostatnia miłość na Ziemi” z traileru i opisów dystrybutora jawi się jako romans z końcem świata w tle. Brzmi to wystarczająco banalnie, by zniechęcić znużonych ostatnimi dokonaniami gatunku sci-fi widzów, ale jest to błędne założenie. Bowiem na prostej historii dwojga, z pozoru całkiem różnych od siebie, ludzi reżyser buduje wrażliwy obraz losu jednostki w obliczu utraty wszystkiego. Nie chodzi tu o kwestie materialne, nawet nie o bliskich ludzi. Film z godną podziwu precyzją pokazuje stopniową stratę zmysłów (smak, zapach, słuch, wzrok), prowadzącą do całkowitej alienacji. Sytuacji, w której nie sposób przeżywać samotność, kiedy silniejsza okazuje się potrzeba bliskości.
Historia rozpoczyna się głosem Evy Green z offu wymieniającej do czego przyzwyczajony jest każdy człowiek, co w jego życiu jest powszechne. Radość, korki uliczne, jedzenie, restauracje, choroby. Codzienność. Możliwość odczuwania tego wszystkiego każdym ze zmysłów wydaje się oczywista. Nikt nie wyobraża sobie, jak by to było, gdyby doświadczanie tego, co przynosi każdy dzień, nagle znikło, a na jego miejsce nie pojawiło się nic. Obserwując ludzkość Mackenzie po raz kolejny doszedł do gorzkich wniosków, ale nadal nie jest ona w stu procentach godna pożałowania lub – co gorsza – zasługująca na zagładę. Podobnie jak w swoim poprzednim filmie „Hallam Foe”, opowiadającym o obsesyjnym podglądaczu szukającym bliskości, reżyser traktuje człowieka z zaskakującą czułością. Choć jego obrazy pełne są pesymizmu, umiejętnie pozostawia widza z cieniem nadziei. To samo stosuje w „Ostatniej miłości na Ziemi”, filmie nie będącym ani romansem, ani spektakularnym obrazem sci-fi w stylu „Pojutrze”. To raczej dramat dwojga ludzi osadzony na przymusie reakcji wobec zastanej rzeczywistości.
Susan i Michael poznają się przypadkiem w momencie pierwszej fazy „epidemii”, która obejmuje potem cały świat. On jest szefem kuchni w restauracji, naprzeciwko której mieszka ona. Dodatkowo boi się zaangażowania i ciągle przed nim ucieka. Ona natomiast jest rozczarowaną życiem, porzuconą kobietą bez wiary, że coś się zmieni. Początkowo oboje trzymają się swoich ról, narzuconych sobie z własnej woli, ale szybko dochodzą do wniosku, że utrata zmysłów odbierze im nawet możliwość jakiegokolwiek wyboru. Nie ma tu jednak żadnej desperacji. Mackenzie buduje ich relacje na coraz bardziej uwidaczniającej się potrzebie bycia dla kogoś. To tak banalne na co dzień pragnienie tutaj nabiera nadzwyczajnego sensu głębokiej obawy przed samotnością. Nie chodzi o samo dawanie sobie wszystkiego, ale trwanie jako jedna istota w czasie, gdy nie można niczemu zapobiec. Tracąc kolejne zmysły bohaterowie narażeni są na coraz większe niebezpieczeństwo, panika wybucha w końcu w ponurym, melancholijnym Glasgow.
„Ostatnia miłość na Ziemi”, mimo że oparta jest na miłości w jej bardzo smutnym, katastroficznym wymiarze, nie rezygnuje z innych refleksji. Mackenzie poddaje obserwacji całą ludzkość, nie oceniając jej. Oczami Susan patrzy na nią z mieszaniną współczucia i powagi, nie uciekając się do tanich wymówek, ani nie szukając przyczyn zagłady. Poddaje się myśleniu, że tak po prostu musi być i skupia się na tym, co w takich chwilach powinno być dla każdego człowieka najważniejsze. A jest tym uczucie, które wprawdzie nie uratuje nikogo przed nieuniknionym, ale pomoże znieść oczekiwanie na koniec.
Nie domykając zakończenia buduje refleksyjną, tęskną opowieść o chaosie, jaki ogarnia świat, gdy nadchodzi jego koniec i wskazuje ratunek. Miłość bowiem nie jest tu romantycznym uczuciem, ale raczej dramatycznym instynktem, pozwalającym dwojgu ludzi na odcięcie się od wszystkiego wokół. Czy zbliżyliby się do siebie równie mocno, gdyby nie globalna katastrofa? Na to pytanie Mackenzie nie odpowiada.
„Ostatnia miłość na Ziemi”
reżyseria: David Mackenzie
premiera: 23 marca 2012 (Polska), 24 stycznia 2011 (świat)
produkcja: Dania, Niemcy, Szwecja, Wielka Brytania