Magazyn PDF

Portal studentów Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW

Fotografia

Obrazy śmierci

Gdy zbliża się 1 listopada nachodzą nas rozmyślania o kresie życia, niekoniecznie naszego. Nie bardzo wiadomo czy jest coś dalej gdy ono się skończy, a jeśli, to musi być zupełnie inne niż to tu na ziemi, bo przecież nie zabieramy ze sobą naszej cielesnej powłoki. Pierwsze chwile naszego życia są namiętnie fotografowane, choć nie każdy noworodek wygląda od razu pięknie. Zupełnie inaczej wygląda zapisywanie chwili ostatniej i to niezależnie od wyglądu. To niemal tabu.

Chcemy zatrzymać w pamięci naszych bliskich z ich najlepszych czasów. Zdjęcia zachowują ich wśród nas jakby tylko na chwilę pojechali do kuzynów z drugiego końca Polski i niedługo wrócą. Za sprawą fotografii ciągle trwają przy nas, pełni energii i humoru, oglądani w czasie świąt rodzinnych, wakacji czy niedzielnych spacerów.

Odmiennie podchodzimy do ukazywania śmierci nagłej, mającej miejsce w przestrzeni publicznej lub jako efekt wydarzenia dziejowego. Ona nie ma tak intymnego charakteru i nie podlega takiej ochronie jak śmierć zwykłego człowieka w zwyczajnej sytuacji. Od samego początku fotografii, mimo ogromnych ograniczeń o technicznym wymiarze, dokumentowano ważne wydarzenia, także tak tragiczne jak wojny. Duży i ciężki sprzęt oraz powolna jego obsługa nie pozwalały na zapis tego co dzieje się w czasie walki.

 

Portret kobiety trzymającej martwe dziecko, c.1855 (dagerotyp).jpgPortret kobiety trzymającej martwe dziecko, c.1855 (dagerotyp)

 

Fotografowie mogli pracować przed albo po starciach wojsk. Okazało się że prawda pól bitewnych, obserwowanych po walkach, w niczym nie przypomina tego co ukazywali na scenach batalistycznych malarze. Pierwszy fotograf wojenny, Roger Fenton towarzyszący Brytyjczykom w czasie wojny krymskiej, przerażony tym co zobaczył nie zrobił ani jednego zdjęcia, ukazującego miejsce walki zaraz po jej zakończeniu, z ciałami poległych i rannymi. Tak jakby na tej wojnie nie było poszkodowanych. Kadry Fentona to żołnierze gawędzący w obozach przy herbacie lub winie, znudzeni wartownicy i składy amunicji oraz sprzętu wojskowego. To z gruntu fałszywy obraz wojny.

Dopiero wojna domowa w Stanach Zjednoczonych, późniejsza o niecałe 10 lat, doczekała się dokumentacji tego czym jest zbrojne starcie zwalczających się armii. Technika fotograficzna była taka sama jaką dysponował Fenton ale mentalność fotografów inna. Choć i oni, przerażeni tym co przyszło im oglądać po zakończeniu walk, mieli opory by zapisywać to swoich szklanych kliszach. Historia USA była wtedy bardzo krótka i nie obrosła obrazami malarskimi gloryfikującymi wojenne starcia. Mimo większej otwartości na prawdę, to dokumentaliści pół bitewnych wojny secesyjnej też nie mogli pogodzić się z banalnością śmierci, która trafiała kogo popadnie i jak popadnie.

Po latach analizując najgłośniejsze kadry z tamtego czasu okazało się że były one inscenizacjami. Okropności były tak wielkie, że fotografowie przenosili ciała i odpowiednio je układali, kontrolując to przez obiektyw, by śmierć ukazać godnie, tak jak czynili to malarze. Patrzący na zdjęcia mieli poczuć że była to walka zawzięta, w obronie szczytnych ideałów, a śmierć była bohaterska. Na prawdziwych zdjęciach, robionych zaraz po wjechaniu wozu fotografów na miejsce bitwy, śmierć jest przerażająco zwykła, ciała leżą w bezładzie, w przypadkowych, byle jakich pozach, z niemiłymi grymasami twarzy.

 

Felice Beato - Powieszenie dwóch powstańców, Indie, 1858.jpgFelice Beato – Powieszenie dwóch powstańców, Indie, 1858.

 

Okropności wojny secesyjnej, zapisane na zdjęciach, zablokowały innych fotografów. Mimo że wojny toczyły się bez przerwy przez następne dziesięciolecia to tylko Felice Beato, najwybitniejszy fotograf wojenny XIX wieku, pokazywał je z całą ich okropnością, nie ukrywając że trup ściele się gęsto a walczące strony dążą do całkowitego wykończenia przeciwnika. Na zdjęciach innych autorów widać żołnierzy i ich dowódców jakby znajdowali się na przerwie w czasie rytualnych zajęć ćwiczebnych na poligonie. Czasem dokumentowano zniszczenia wojenne ale w taki sposób jakby na tym terenie nikt od dawna nie mieszkał.

Przełomem stanie się dopiero wojna domowa w Hiszpanii. Ale też będą to zupełnie inne czasy. Fotografowie mają wygodny i mały sprzęt w postaci aparatów małoobrazkowych Leica i Contax, a na ich prace czekają wysokonakładowe tytuły prasowe w niemal wszystkich krajach świata. Wykorzystuje to grupa wybitnych reporterów z Robertem Capą i Davidem Seymourem na czele. Ich celem jest pokazanie prawdy o wojnie, opowiedzenie o uwikłaniu zwykłych ludzi w zdarzenia dziejowe, na które nie mają żadnego wpływu. Z tej wojny pochodzi najsłynniejszy, zdaniem wielu, kadr Capy „Śmierć republikańskiego żołnierza”. Stojący na małym wzniesieniu żołnierz osuwa się na ziemię po trafieniu kulą, z ręki wypada mu karabin, a on sam, zdziwiony tym co się wydarzyło, nie ma już czasu na żadną reakcję. Wie że to koniec, wokół nie ma nikogo, przypadkowe trafienie w przypadkowego żołnierza, samotność bezsensownej śmierci. Zdjęcie przechodzi do historii nie tylko przez treść ale też jest idealnie zakomponowane, jest aż za ładne.

 

Oświęcim, obóz Birkenau, Palenie zwłok, sierpień 1944.jpgOświęcim, obóz Birkenau, Palenie zwłok, sierpień 1944

 

Druga wojna światowa nie ma już tak poprawnych kadrów, bo też nie ma żadnego powodu by do zatrważających opowieści o zdziczeniu rodzaju ludzkiego używać starannie skomponowanych obrazów. Najmocniejszym zapisem, tego co naprawdę było istotą tej wojny, są cztery zdjęcia zrobione z ukrycia przez jednego z więźniów obozu oświęcimskiego w sierpniu 1944 roku. Zdjęcia robione z narażeniem życia, pokazują nagie kobiety żydowskie pędzone do komór gazowych i późniejsze unicestwianie ich ciał w dołach spaleniowych. Zdjęcia są poruszone, przypadkowo skadrowane, w pierwszej chwili w ogóle nie wiadomo o co w nich chodzi a jednak to one najdosadniej opowiadają prawdę o fabryce śmierci wymyślonej przez Niemców. Siła emocji jest niesamowita a po chwili wpatrywania się widać rzeczy nieprawdopodobne w które współcześni nie chcieli uwierzyć.

 

Karol Beyer - Pięciu poległych  1861.jpgKarol Beyer – Pięciu poległych 1861

 

Po II wojnie światowej obrazy śmierci nagłej spowszedniały. Już nie tylko wojna przynosiła obfite żniwo. Ludzka śmierć w katastrofach, zamachach, wypadkach, powodziach, trzęsieniach ziemi i innych zdarzeniach losowych, zapisana na zdjęciach zaczęła walczyć na pierwszych stronach gazet z tą na wojennych frontach pokazywaną wcześniej. Czytelnicy na swój sposób „polubili” okropności, tak jak skandale i sensacje. Tym są karmieni przez media i to połykają bez zakrztuszenia konsumując wiadomości prasowe i telewizyjne. Choć szczęśliwie nie wszystkie dramatyczne wydarzenia, których w Polsce w tym roku nie brakowało, znajdują swoje drastyczne zobrazowanie w gazetach i innych publikacjach.

Przy częstej obecności obrazów śmierci w mediach, nie dziwi, że śmierć w kręgu najbliższych, taka zwyczajna, która raz na jakiś czas przychodzi do każdej rodziny, fotografowana jest rzadko. Bo niełatwo pokazać ją godnie, jako ciepłe pożegnanie z kimś bliskim. Nie chcemy tego momentu rozpamiętywać a brak obrazu to tak jakby zdarzenia nie było. I choć są fotografowie, którzy starają się oswajać nas z obrazami śmierci, to ich prace wywołują skrajnie różne oceny, z przewagą tych negatywnych. Andres Serrano fotografując ciała zmarłych, leżące w kostnicy, zwraca uwagę na skrajnie różne powody naszego odejścia i skrajnie różny wygląd ciał. Są one zimne i to nie tylko w wymiarze fizycznym. Zupełnie inne podejście cechuje Elizabeth Heyert, która wykonała serię zdjęć w zakładzie przygotowującym ciała do pochówku na terenie nowojorskiej dzielnicy Harlem. Jej bohaterowie, w większości czarnoskórzy, są uśmiechnięci jakby czuli że po drugiej stronie, na którą właśnie przeszli, jest zdecydowanie lepiej. Gdybyśmy i my tak myśleli że koniec tu oznacza nowe i lepsze tam, to pewnie obrazów związanych z odejściem najbliższych znalazłoby się w albumach rodzinnych znacznie więcej.

 

Elizabeth Heyert - The travelers. Rosie Inez Miller, 10.2003.jpgElizabeth Heyert – The travelers. Rosie Inez Miller, 10.2003

 

Publikacja zdjęć ze względu na charakter serwisu, jak i wydawcę ma charakter edukacyjny.