Świat arabski w szoku: prezydent Sadat zabity
Egipt, a potem cały świat, zawrzał. To miał być wyjątkowy dzień. W całym Kairze pełno było zagranicznych oficjeli, dziennikarzy i wojskowych. Wszyscy czekali na paradę, która miała się rozpocząć lada chwila. To co stało się później zaskoczyło wszystkich.
Prezydent Egiptu Anwar Sadat wysiadł ze swojej prezydenckiej limuzyny i w obstawie żołnierzy oraz ochroniarzy udał się do stojącej nieopodal trybuny prezydenckiej. Za chwilę miała rozpocząć się oficjalna parada wojskowa z okazji 8. rocznicy przekroczenia przez armię egipską półwyspu Synaj, 6 października 1973 roku w trakcie wojny Yom Kippur. Miejsca sąsiadujące z krzesłem prezydenta zajęli już zaproszeni na uroczystość oficjele, w tym ambasador Kuby, minister obrony Irlandii i przyszły prezydent Egiptu Hosni Mubarak. Po krótkim przywitaniu Sadat zajął przygotowane dla niego miejsce i ręką pozdrowił siedzące na oddalonych trybunach tłumy Egipcjan. Wiedział, że ze względów bezpieczeństwa nikt obcy nie może się do niego zbliżyć. Zbyt wielu Arabów nienawidziło go za wizytę w Izraelu i pokój podpisany z tym odwiecznym wrogiem świata arabskiego. Nie jeden czyhał na jego życie.
Niezapomniana parada
Parada rozpoczęła się z wielką pompą. Prezydent z dumą obserwował przelatujące nad głowami zebranych myśliwce egipskich sił powietrznych, zostawiające za sobą dym we wszystkich kolorach tęczy. Po samolotach przyszedł czas na przejazd kolumny wojskowych ciężarówek. Gdy samochody majestatycznie ruszyły po płycie lotniska, na którym odbywała się parada, prezydent Anwar Sadat był akurat zajęty krótką rozmową z ambasadorem Kuby zachwalającym potęgę egipskiej armii. Nagle, kątem oka, prezydent dostrzegł, że jedna z przejeżdżających ciężarówek zatrzymała się na wysokości jego trybuny.
Granaty na głowie
W ułamku sekundy z ciężarówki wyskoczyło czterech żołnierzy, którzy zaczęli biec w stronę prezydenckiej trybuny. Dwóch z nich ściągnęło z głowy hełmy i wyjęło z nich granaty, które cisnęli w zebranych oficjeli. Zaskoczony prezydent Sadat, dyplomaci i żołnierze z obstawy nie zdążyli nawet zareagować. Wybuchł tylko jeden z dwóch granatów, ale to wystarczyło żeby urządzić na trybunie rzeź. Wszędzie walały się potrzaskane krzesła oraz ciała rannych i zabitych. Dla zamachowców było to jednak za mało. Chcieli mieć pewność, że prezydent umrze. Podczas gdy zamachowcy strzelali na oślep do zebranych na lotnisku ochroniarzy i żołnierzy Sadata, jeden z nich, wykorzystując zamieszanie, podbiegł do prezydenckiej trybuny. Z odległości paru metrów, z karabinu AK-47, oddał 37 strzałów w stronę, oszołomionego wybuchem granatu, prezydenta. Zakrwawione ciało Sadata w rozszarpanym wojskowym mundurze upadło bezwładnie na ziemię.
„Śmierć faraonowi”
Za ten brawurowy i krwawy zamach, jego wykonawców z organizacji islamskiej Egipski Dżihad, przykładnie ukarano. Zabójca prezydenta Sadata został zabity na miejscu przez ochroniarzy prezydenta, a pozostałych trzech, kairski sąd skazał na karę śmierci przez rozstrzelanie. Wyrok wykonano. Następcą Sadata został Hosni Mubarak. Mubarakowi obecnemu na trybunie w dniu zamachu cudem udało się przeżyć, odniósł jedynie lekką ranę ręki. Nowemu prezydentowi w pamięci powinny zostać wznoszone przez zabójców Sadata słowa, „śmierć faraonowi”. Tak samo krzyczeli demonstrujący w 2011 roku w Egipcie, gdy obalali właśnie rządy Mubaraka.