Bankier, meloman i krytyk literacki. Do tych wielu pasji należy dołożyć jeszcze malarstwo, a potem fotografię. Robert Leon Demachy jest autorem 5 książek i ponad stu artykułów teoretycznych o fotografii. Artykułów, którymi psuł krew dokumentalistom.
PrimaVera Robert Demeachy 1896
Kto dziś robi zdjęcia? Każdy. To już nie „wysptrykane” filmy z wakacji w Tunezji czy wujek łypiący okiem znad kotleta na urodzinach. Dziś każdy może choć przez chwilę pobawić się w fotografa, przesyłając do telewizji zdjęcia płonącego samochodu czy przekazując portalowi plotkarskiemu zrobione z ukrycia fotki tańczącej gwiazdy. Czy dziś artystą może być każdy? To pozory. Sztuka nadal jest poza zasięgiem zwykłego użytkownika aparatu, a fotografia amatorska jest bardziej ulotna niż kiedykolwiek. I tylko wciąż pozostaje aktualne stwierdzenie Roberta Demachy’ego, że prawdziwej fotografii-sztuce „sprostać by […] mogło kilku zaledwie ludzi i nie byłoby możliwe szerokie otwieranie wrót, przez które do świątyni wtargnie wielka horda zwykłych posiadaczy kamer”.
Dobre koneksje
Urodził się 7 lipca 1859 roku w Saint-Germain-en-Laye, na zachód od Paryża. Niewiele wiadomo o jego rodzinie. Jego żona, Julia Adelia Delano, była spokrewniona z Franklinem Rooseveltem. Mieli jedno dziecko – syna François. Zanim Robert Leon Demachy stał się znanym fotografem, zdążył być bankierem, lubującym się w muzyce i szybkich samochodach. Pochodził z bogatej rodziny, więc mógł poświęcić się drogiej, jak na owe czasy, pasji. Nic więc dziwnego, że gdzieś około roku 1890 porzuca intratne, ale nudne zajęcie bankiera i zaczyna na poważnie interesować się fotografią: uwiecznia sceny krajobrazowe, ludzi, martwe natury.
Dokumentalista to nie artysta
Uważał, że sztuka powinna być elitarna, a fotografia przeznaczona dla wybrańców mogących sprostać technicznie jej wymogom. Świat rejestrował nie tak, jak widział, ale tak, jakim go czuł. I to była jedna z głównych zasad, które głosił w swoich licznych artykułach teoretycznych.
Dokumentalistów porównywał do bezwiednie rejestrujących zastany obraz „pstrykaczy”. Dla Demachy’ego dokumentaliści byli tylko użytkownikami aparatów fotograficznych, których jedynym zadaniem było naciśnięcie „guzika” w odpowiednim czasie.
Brudna fotografia
Nie można o nim powiedzieć, że popierał czystą, niedopuszczającą ingerencji fotografię. Wręcz przeciwnie. Z jednego negatywu robił kilkanaście odbitek, z których każda była inna. Stosował do tego celu różne techniki: bromolej, gumę arabską. Dlaczego? Uważał, że fotografia nie powinna przedstawiać świata zastanego, czyli takiego, jakim widzieli go wszyscy, ale takiego, jakim widzi go artysta-fotograf. A dodać należy, że dla Demachy’ego nie każdy fotograf, a już na pewno nie dokumentalista, był artystą. W eseju „O zwykłej odbitce” wspomina o różnicy między fotografem-artystą a „zwykłym” fotografem.
Artysta to ktoś, kto widzi wiele różnych fotografii poprzez jeden negatyw. To, co widzi, jest nierozerwalnie związane z tym, co czuje.
Tomasz Mościcki, autor przekładu eseju Demachy’ego, twierdzi: „Demachy podkreśla […], że fotografia jest dziełem sztuki tylko wtedy, gdy jest interpretacją świata, interpretacją dokonywaną przez wrażliwego artystę zdolnego do przekazania swojego wrażenia swoim widzom, narzucenia im swojej wizji”.
Behind the Scenes, 1906. Vintage hand-pulled photogravure. From Camera Work 16, 1906.
Degas – patron
Jedną z inspiracji Demachy’ego była twórczość impresjonisty Edgara Degasa. Na fotografiach widoczne są więc ujęte na dziesiątki sposobów baletnice i tancerki. Obiektyw jest skierowany na wysoko upięte włosy tancerki, wzniesione go góry dłonie czy na całą sylwetkę kręcącej piruet baletnicy. Dość często można znaleźć analogie lub wręcz kopie obrazów Degasa – jak przy Ballerinie z roku 1900, czy fotografii Prima Vera z 1896 roku. Na fascynacji Degasem się nie kończy – Demachy’ego interesują impresjoniści w ogóle. Nic więc dziwnego, że większość jego prac „czyta się” jak obraz impresjonisty: kontury są niewyraźne, światło kształtuje sylwetki, zaciera granice.
Im więcej, tym lepiej
Robert Demachy nie gardził przepychem. Uważał, że im więcej efektów plastycznych ma odbitka, tym lepiej, bo więcej można z niej uzyskać. Na fotografiach Demachy’ego widzimy nie obraz rzeczywisty, a więc uroczą smukłą młoda tancerkę, ale jej kruchość, delikatność, eteryczność. Rzeczywistość nie jest odzwierciedlana na odbitce – tam jest miejsce tylko na to, co powstało w głowie fotografującego. Dlatego negatyw był dla Roberta Leona jedynie punktem wyjścia.
Najwyraźniej jednak sama fotografia nie zaspokoiła estetycznych potrzeb Demachy’ego, bo gdzieś około roku 1914 przestał fotografować i poświęcił się malarstwu i rysunkowi. Dziś zaliczany jest do grona tych fotografów, którzy wnieśli ważny wkład do rozwoju nowej dziedziny sztuki, za którą nie chciano na początku uznać fotografii artystycznej. Współzałożył Fotoklub Paryski; został odznaczony Legią Honorową. Zmarł 29 grudnia 1936 roku w Hennequeville. Miał 77 lat.