Magazyn PDF

Portal studentów Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW

Bez kategorii

Fotoreportaż i fotodokument

Tegoroczna nagroda główna na konkursie Grand Press Photo wywołała żywiołową dyskusję o prawdomówności fotografii o reporterskim charakterze. Autor nagrodzonego zdjęcia, Tomasz Tomaszewski, sfotografował dziewczynki podnoszące płatki kwiatów z ziemi i podrzucające je do góry po procesji Bożego Ciała w śląskich Lipinach. Zdjęcie o żywiołowym charakterze, pełne radości i kolorów, z ciekawym, mocnym oświetleniem wydało się niektórym nieprawdopodobne.

Posądzono autora o montaż cyfrowy, bo cienie zapisane na zdjęciu nie powinny się tak ułożyć. Oskarżycielom przydałaby się powtórka zajęć z fizyki o kątach padania i odbicia oraz wiedza o tym, jak emituje światło lampa błyskowa. Autor wyjaśnił jak powstała fotografia, a pokazując pliki RAW, obalił wszystkie zarzuty dotyczące cyfrowego montażu.

 

Volker Krämer - Praska wiosna, 1968.jpgVolker Krämer – Praska wiosna, 1968


Wiernie oddać przebieg

Dyskusje o prawdomówności fotografii powracają co jakiś czas i to nie tylko z powodu dzisiejszych możliwości warsztatowych, które wydają się być nieograniczone, ale także za sprawą niepewności, jak powstał sam zapis na materiale światłoczułym. Czy autor przypadkiem nie pomógł, by sytuacja wyglądała tak atrakcyjnie jak widzimy na fotografii? Czy nie mamy do czynienia z teatralizacją, wyreżyserowaniem sceny, by obraz działał z większą siłą, by uzasadniał tezę postawioną przez autora czy zleceniodawcę pracy? Historia fotografii pełna jest takich znaków zapytania a i współcześnie towarzyszy autorom i odbiorcom pytanie jak daleko można się posunąć, by nie zafałszować prawdy, a jednocześnie zbudować przekaz ciekawy treściowo i atrakcyjny wizualnie.

Warto przypomnieć sobie definicję reportażu, bo wiele współczesnych kadrów na pewno nim nie jest. Łacińskie reporto, reportare znaczy odnosić, wręczyć, oddać. Reportaż ma więc wiernie oddać prawdziwy przebieg wydarzenia w postaci ciągu ciekawych zdjęć, z podkreślonym głównym bohaterem, dobrze ukazanym miejscem przebiegu zdarzenia, zaznaczonym punktem kulminacyjnym i zapisem skutków dla bohatera i pozostałych uczestników rejestrowanego zdarzenia. Klasyczny fotoreportaż ma jednego bohatera, dzieje się w jednym miejscu i jednym czasie. Choć te ostatnie bywają dość względne. Reportaż o służbie wojskowej będzie miał jednego bohatera, ale jednostka czasu może być rozciągnięta na okres od otrzymania powołania do wojska aż do opuszczenia jednostki po zakończeniu służby. Podobnie z miejscem, które w tym wypadku będzie po prostu terenem pobytu i odbywania zajęć – koszary i poligon. Nie da się ustalić ortodoksyjnej definicji obejmującej wszystkie szczegóły. Niezmienne pozostaje prawdziwe świadectwo jako naczelna zasada fotoreportażu, co w dzisiejszych czasach wcale nie jest takie łatwe.

Najwygodniej byłoby zaopatrzyć reporterów w czapki niewidki. Ale nawet gdyby je mieli, dalej istniałby problem prawa do ochrony wizerunku. To dla dzisiejszych fotografów jest jednym z największych kłopotów. Bo jak być niewidocznym, gdy jednocześnie trzeba prosić fotografowanych o wyrażenie zgody na publikację ich zdjęć i spisywać ich dane.

 

Noel Celis - Resztki domów pozostałe po pożarze domów na palach, Manila, 27.08.2010.jpgNoel Celis – Resztki domów pozostałe po pożarze domów na palach, Manila, 27.08.2010

 

Czy mąż bijący żonę albo żona bijąca męża wyrażą zgodę na publikację zdjęcia ukazującego ich bijatykę? Jeśli nie wszystko układa się po myśli fotografa to aż korci, żeby tę rzeczywistość nieco poprawić. Jedni robią to w czasie fotografowania, nakłaniając swoich bohaterów, by stanęli we właściwym miejscu, we właściwej pozie i z właściwym wyrazem twarzy. Inni korzystają z dostępnych narzędzi i modyfikują obraz, by był atrakcyjniejszy treściowo i wizualnie. Czy to współczesny wymysł? Oczywiście, że nie. Od samego początku inscenizowano fotografowane sytuacje i „dopracowywano” je estetycznie. Wszystkie wojny, poczynając od krymskiej z 1854 roku, mają dokumentacje fotograficzne publikowane w encyklopediach i podręcznikach szkolnych, oparte na zdjęciach w dużej mierze inscenizowanych, by obrazy były dramatyczne, wzniosłe i poruszające. Wiele kampanii wyborczych, poczynając od Abrahama Lincolna, także opierało się na niezupełnie prawdziwych ujęciach.

Fotograf nie jest dziś jedynym winowajcą przy tworzeniu niepewnych przedstawień rzeczywistości. Przy dzisiejszych publikacjach ogromną rolę odgrywają naczelny tytułu, fotoedytor i grafik. To oni ostatecznie decydują, które zdjęcia trafią na łamy i jak będą przygotowane. Chęć „ulepszania” obrazu jest nagminna, kadrowanie i poprawianie kolorystyki to drobiazgi, ale niemal zawsze ekipa przygotowująca materiał do druku upiększy i wyczyści ze zbędnych elementów także zdjęcia reporterskie tak jak czyni ze wszystkimi innymi, które mają być opublikowane. Ich nie zajmuje prawdomówność zdjęć, lecz efekt wizualny. Gdy grafik poprawi kształt liścia i usunie spleśniałe i wyschnięte części rośliny w kadrze przeznaczonym dla działu „dom i ogród” będzie to miało niewielki wpływ na odbiór treści. Jeśli jednak usunie garbatego, bo mu szpeci kadr, ze zdjęcia będącego zapisem spotkania premiera z niepełnosprawnymi, to po prostu fałszuje rzeczywistość, która często daleka jest od czystego piękna, dominującego w prasie ilustrowanej.

„Dopracowywanie” zdjęć reporterskich prowadzi do znikania wielu szczegółów istotnych nie tylko dla samej wiarygodności, ale także dla zrozumienia całej, często spontanicznie, a więc niestarannie przebiegającej sceny z żywymi, nie zawsze pięknymi i doskonałymi bohaterami. A przecież reportaż ma być czysty i w stu procentach prawdziwy – to jego wyróżnik spośród wszystkich gatunków fotografii. Jedynie w fotografii naukowej obowiązuje podobna zasada.

 

Erwin Olaf - z cyklu Hotel.jpgErwin Olaf – z cyklu Hotel

 

Gra z rzeczywistością

Blisko reportażu znajduje się inna forma utwory fotograficznego, często utożsamiana z reportażem. Jest to fotodokument, czyli seria zdjęć, ale bez wyraźnej narracji, bez jednego bohatera, czas nie jest w nim tak istotny, choć nie jest bez znaczenia, jedność miejsca też nie jest ważna. Zwykle dokument poświęcony jest ukazaniu grupy społecznej lub etnicznej, miejsca wpływającego na życie społeczne, procesów społecznych rozciągniętych w czasie. Do tego zbioru będą należały realizacje Augusta Sandera „Społeczeństwo XX wieku”, dokumentacja migrujących rolników amerykańskich, wygnanych przez kilkuletnią suszę ze swych domostw w poszukiwaniu miejsca pozwalającego przeżyć, czy obraz mało widocznej części społeczeństwa amerykańskiego stworzony przez Dianę Arbus i zapis społeczeństwa polskiego wykonany na przełomie lat 70. i 80. XX wieku przez Zofię Rydet. Dokument dla dzisiejszych odbiorców jest strawniejszy, mniej w nim szczegółów, brak wieloplanowości, bohater niemal zawsze znajduje się w centrum kadru, jak w tradycyjnej fotografii komunijnej i ślubnej. To powoduje, że rośnie jego obecność w mediach, a nawet na konkursach fotografii prasowej z najgłośniejszym World Press Photo na czele.

Dokumenty od samego początku powstawały na zasadzie umowy miedzy fotografem a jego bohaterami. Diana Arbus potrafiła tygodniami urabiać swoje oporne ofiary, by mieć je zapisane na zdjęciu w sposób przez siebie wymyślony. Fotografowie wynajęci przez Farm Security Administration dostawali wytyczne, kto i w jaki sposób ma być ujęty, tak samo jak fotografowie radzieccy i z innych krajów w epoce realizmu socjalistycznego. W dokumencie inscenizowanie nie obniża jego jakości. Jest on grą, o której wszyscy wiedzą, odbiorcy są przygotowani, że oglądają fikcjonalizację rzeczywistości, coś, co dziś nosi nazwę „identyczne z naturalnym”. Dokument to swoista gra z rzeczywistością, bez niej nie istnieje, ale też pokazuje ją spreparowaną do założonego przez autora modelu. Są autorzy, którzy chcą być jak najbliżej prawdziwego świata i ci ocierają się o pobliże reportażu, a wielu tworzy poetyckie obrazy stworzone bardziej w głowie autora niż w namacalnym świecie, ale także takie, które mogły się zdarzyć.

Często oglądając prace nagradzane na konkursach fotografii prasowej albo publikowane w dziennikach i tygodnikach traktujemy je po staremu jak fotoreportaże, czyli prawdomówne kadry będące świadectwem, że coś się zdarzyło i wyglądało dokładnie jak na fotografii. Jednak dziś są to w większości fotodokumenty prostsze w budowie i komunikatywniejsze w odbiorze.

Jak pisał Wojciech Maziarski, „istotą reportażu jest pełne temperamentu, bliskie życiu, silne i osobiście doznane przedstawienie jakiegoś wydarzenia”. Fotoreporter informuje, ale jednocześnie wzbudza u widza emocje, wymuszające zajęcie stanowiska wobec tego, co ukazane na zdjęciach. Dokument jest znacznie spokojniejszy, jest formą katalogowania poszczególnych kawałków świata i rodzaju ludzkiego. Zwykle jest starannie budowany, ale też emocjonalnie chłodniejszy. Oba gatunki właściwie spełniają swoje zadanie opisywania rzeczywistości. Jeden bazuje na prawdzie, szczegółach, emocjach i bywa żywiołowy, drugi na uogólnieniu, czystej i klarownej estetyce, bywa nudnawy przez powtarzalność układu kompozycyjnego i często bardzo długie serie bliźniaczo podobnych do siebie zdjęć.

Łatwość odbioru fotodokumentu czyni go atrakcyjniejszym dla wydawców, którzy muszą zadowolić swoich czytelników i reklamodawców. Reportaż sprawdza się jako opis wydarzeń dramatycznych, gdzie wiarygodność ma podstawowe znaczenie. Trzęsienie ziemi, powódź, wojna, katastrofa samolotu to klasyka reportażu, życie codzienne, wcale nie mniej ciekawe, już nie znajduje uznania w oczach wydawców, tu zbyt dosłowne obrazy przeszkadzają im, bo nie pasują do dzisiejszych tendencji kulturowych – że świat i jego mieszkańcy są piękni, młodzi i sprawni.

 

John Pendygraft - Ciało ofiary powodzi w Nowym Orleanie, wywołanej huraganem Katrina, 2.09.2005.jpgJohn Pendygraft – Ciało ofiary powodzi w Nowym Orleanie, wywołanej huraganem Katrina, 2.09.2005

 

Wielu autorów chciałoby swoje prace widzieć w zbiorze „fotoreportaż“, bo to najtrudniejszy kawałek fotografii, szlachetny i nobilitujący autora opisującego rzeczywistość, jednak o przynależności do zbioru decydują metody pracy. Jeśli nie ma na zdjęciu samej prawdy to automatycznie takie obrazy trafiają do zbioru „fotodokument“, co nie obniża wartości samych prac. Uporządkowanie pojęć przydaje się przy analizie prac, bo dyskusja ma wtedy rzeczowe ramy. Ważne jest, by powstawały dobre zdjęcia, opisujące najróżniejsze zjawiska współczesnego życia, ale też ważne, by autorzy nie wpuszczali w maliny odbiorców, niewłaściwie nazywając swoje realizacje.

 Publikacja zdjęć ze względu na charakter serwisu, jak i wydawcę ma charakter edukacyjny.