Fotografia sprawia mi radość

Urszula Czartoryska kiedyś napisała, że fotografia jest nie tylko odbitką na papierze światłoczułym, ale także zwierciadłem świata – czasem krzywym, a kiedy indziej wiernym.

Nie ma wiernego odbicia rzeczywistości. To jest tocząca się od wielu lat debata. Nie ma obiektywnych zdjęć i obiektywnej fotografii.

Jedynie taka, która ku obiektywności zmierza.

Zgadza się. Czasami staram się pokazać pewne elementy z życia, które się po prostu dzieją, pewne zmiany, wpływ kultury masowej na społeczeństwo. Moja fotografia jest bardzo subiektywna, a najlepszym tego przykładem jest „Teatr życia”.

 

Z cyklu Z cyklu „Teatr Życia”/fot. Tomasz Lazar

 

Na czym polega surrealizm tego projektu, który tak często podkreślasz?

Staram się wyszukiwać różnorodne, czasami niezwykłe sytuacje. Media kreują rzeczywistość. Dawniej ciężko byłoby spotkać na ulicy osobę przebraną za kosmonautę czy człowieka udającego oko. Ludzie „łykają” to, co podają media. Kiedyś jedna z gazet, informując o rozpoczętej wojnie w Palestynie, wykorzystała zdjęcie, na którym dym nie był wynikiem wybuchu, lecz pochodził z rozpalonego ogniska. Podpisując w niewłaściwy sposób zdjęcie, dziennikarz wykreował rzeczywistość.

Chyba bardziej zmanipulował.

Tak, dlatego wielu fotografów bardzo pilnuje podpisów.

Czego poszukujesz w fotografii?

Staram sie opowiadać o ludziach, lubię z nimi przebywać, dokumentować ich życie. Nigdy nie chciałbym traktować fotografii jedynie jako rzemiosło, chciałbym aby zawsze sprawiała mi radość.

Nie uważasz, ze polskie zdjęcia są smutne? Ty też takie robisz.

Ogólnie mówi sie, że fotografia reporterska jest smutna. Najprostszą windą do sukcesu jest pojechanie na wojnę. W tym roku w konkursie World Press Photo dominowały zdjęcia z Syrii.

 

Z cyklu Z cyklu „Night dancers”/fot. Tomasz Lazar

 

Jesteś kojarzony głównie z fotografią czarno-białą, bardzo kontrastową. W tę stylistykę wpisuje się także projekt „Teatr życia”.

„Teatr życia” to dotychczas mój największy i najważniejszy projekt. Mimo, że zdjęcia w samej swojej formie mogą wydawać się poważne, przytłaczające, to sporą przyjemność sprawia mi poszukiwanie pewnych anegdot, niezwykłych sytuacji, które chcę zawrzeć w opowieści. Taki reportaż wymaga dużych funduszy na wyjazdy. Są miejsca, w których chciałbym kontynuować pracę, jednak ich zebranie trwa. W międzyczasie realizuję więc inne projekty.

W tym zdjęcia ślubne?

Tak, ale nie tylko. Niedawno zrealizowałem reportaż o tancerkach w szczecińskich klubach go-go. Chciałbym także kontynuować mój pierwszy poważny projekt – „Linia brzegowa”. Muszę pojechać jeszcze w kilka miejsc. Cały czas myślę także nad kolejnymi reportażami. Nie chcę stać w miejscu.

Realizujesz wiele projektów komercyjnych, można to łączyć z tym co robisz, ujmijmy to „dla siebie”?

Fotografia komercyjna, daje fotografom możliwość normalnego funkcjonowania. Fotoreportaż przeżywa teraz głęboki kryzys, szczególnie fotografia reporterska, ale można to jak najbardziej połączyć z projektami komercyjnymi. Przykładem może być Rafał Milach, który wykonuje sesje modowe dla producentów ubrań. Robi to w bardzo charakterystyczny i oryginalny sposób, wykorzystując swoje wcześniejsze doświadczenie jako fotograf- dokumentalista. Ja staram się połączyć reportaż z fotografią komercyjną.

 

Zatrzymanie manifestantów w Harlemie (Nowy Jork, USA) podczas demonstracji przeciwko agresji policji oraz nierównościom w zarobkach. Nowy Jork (USA) 16 czerwca 2011 r./fot. Tomasz LazarZatrzymanie manifestantów w Harlemie (Nowy Jork, USA) podczas demonstracji przeciwko agresji policji oraz nierównościom w zarobkach. Nowy Jork (USA) 16 czerwca 2011 r./fot. Tomasz Lazar

 

Szybko stałeś się rozpoznawalny poza granicami kraju. Jak wyglądała twoja droga do sukcesu?

Robienie zdjęć w moim przypadku zaczęło się tak, jak pewnie u większości. Zaczynałem od jakichś prostszych materiałów, które rozwijają świadomość. Dom dziecka czy reportaż z piekarni, to ćwiczenia, które uczyły mnie reporterki. Później dostałem się na warsztaty fotografii dokumentalnej prowadzone przez Tomasza Tomaszewskiego. Starałem się systematycznie pracować nad jakimś projektem, żeby cały czas szkolić oko i podnosić swoją fotograficzną świadomość.

Nie chciałeś pracować dla prasy?

Nie pracowałem w gazecie. Czy to dobrze? Nie wiem. Gazeta daje pewien szlif, a mnie to ominęło. Próbowałem wysyłać swoje materiały do prasy, ale nikt nie chciał ich publikować. Może dlatego wszyscy zdziwili się, gdy – nie będąc zawodowym fotoreporterem – otrzymałem nagrodę w WPP i to w kategorii „Ludzie i wydarzenia”. Nie zakładam, że każdy z moich projektów będzie publikowany. Robię swoje. Szukam nowych rozwiązań, próbuję nowych technik.

Czy te poszukiwania zmierzają ku barwnej fotografii?

Szukanie w fotografii jest bardzo wartościowe. Nie chcę zamykać się w jednej formie, próbuję obu. Wiadomo, że fotografia czarno-biała przychodzi mi łatwiej, jednak w momencie gdy próbujemy różnych form, to nas wzbogaca i otwiera na różnego rodzaju inne doznania.

 

Z| cyklu Z| cyklu „City pole vault”/fot.Tomasz Lazar

 

Jeden z twoich ulubionych fotografów, Trent Parke powiedział kiedyś „Gdybym wiedział co będzie na filmie, nie fatygowałbym się go wywoływać”. Te słowa w znacznym stopniu opisują fotografię uliczną, czyli dziedzinę, w której można usytuować „Teatr życia”. Wychodząc na miasto, wiesz co chcesz sfotografować?

Sama fotografia jest dziełem przypadku. Są chwile, gdy idąc ulicą, widzę coś ciekawego i robię zdjęcie. Są to ułamki sekund. Przykładowo fotografia Myszki Miki i siedzącego obok Kubusia Puchatka. Przechodziłem niedaleko dworca Grand Central w Nowym Yorku, zobaczyłem ich, zrobiłem zdjęcie – to był impuls. Są też takie kadry, które gdzieś siedzą w mojej głowie. Kiedyś myślałem o tym, że do projektu przydałby mi się kosmonauta. W końcu się udało, bo zrobiłem takie zdjęcie. Nie przychodzi to od razu, czasami takie sytuacje trzeba sobie wychodzić. Wszystkie zdjęcia z cyklu „Teatr życia” są jednak niepozowane.

Niepozowane, ale mimo wszystko zabiegami formalnymi sporo kreujesz.

Kreacją można nazwać wykorzystanie lampy błyskowej, odpowiednie czasy naświetlania, jednak nie planuję tych zdjęć, nie ustawiam. Są to ujęcia streetowe, złapane „na gorąco”.

Uważasz się za streetowca?

Raczej za fotografa (śmiech). Lubię fotografię uliczną, która jest rejestracją tego, co dzieję się wokół nas. Jestem często utożsamiany ze streetem ze względu na kolektyw, do którego należę – Un-posed. Street mocno wyczula i uwrażliwia na wszystko, co dzieje się dookoła. Później przydaje się to przy każdym rodzaju fotografii.

 

Z cyklu Z cyklu „Teatr życia”/fot.Tomasz Lazar

 

Wracając do „Teatru życia” i funduszy – projekt został wyróżniony przez jury portalu Emphas.is, który realizuje idee crowdfundingu, nie udało Ci się jednak zebrać określonej sumy. Planowałeś wyjechać do Japonii.

Emphas.is jest projektem bardzo znanym w Europie, ale niestety nie w Polsce. Idea crowdfundingu nie jest jeszcze u nas tak popularna, jak na zachodzie. Jeżeli ludzie nie wiedzą na czym to polega, ciężko ich przekonać, żeby dali własne pieniądze na czyjś projekt. Oczywiście wszyscy darczyńcy dostają w zamian jakieś bonusy, np. odbitki, ale jest to kwestia uświadomienia ludziom o co chodzi w crowdfundingu. Cały czas szukam grantów, konkursów, które dałyby mi możliwość kontynuowania tego, co zacząłem. Jeśli to nie wychodzi, staram się odkładać pieniądze z fotografii komercyjnej. Pamiętam, gdy chodziłem po instytucjach, żeby wyjechać do Nowego Jorku na warsztaty Eddie Adams Workshop. Miałem oszacowane koszty, ale pieniędzy nie uzbierałem. Ostatecznie wziąłem kredyt.


Tintin w Republice Środkowoafrykańskiej
Mężczyzna z fałszywym paszportem dyplomatycznym wyrusza w głąb Czarnej Afryki,...
Wielka pasja i wielkie pieniądze

11 września zakończył się ostatni w tym sezonie turniej wielkoszlemowy...

Najcięższe juwenalia w mieście
Wszyscy narzekają, że na uczelnianych imprezach wciąż grają te same...
Sputnik: triumf Aleksandra Wieledinskiego
Festiwal Filmów Rosyjskich Sputnik dobiegł za nami. Jak co roku,...