Do zrobienia pierwszego zdjęcia potrzeba było 8 godzin naświetlania. Postęp w dziedzinie fotografi następował jednak bardzo szybko a wraz z nim wzrost prestiżu nowej dziedziny sztuki. Awans tak wielki, że za wystawioną na aukcji pracę Edwarda Steichena „The Pond Moonlight” zapłacono niespełna 3 miliony dolarów.
W tym roku obchodzimy dwie rocznice istotnych zdarzeń z historii fotografii. Pierwsza, chyba trochę ważniejsza, to 180 rocznica wykonania pierwszego zachowanego do dzisiaj zdjęcia, zrobionego przez zapalonego wynalazcę – wizjonera Josepha Nicephora Niepcea. Prosty widok z okna na wiejskie podwórze i znajdujący się za nim krajobraz. Niby nic specjalnego, ale zdjęcie jest trochę dziwne, bo widoczne w kadrze oficyny, przylegające do budynku, z którego zrobiono zdjęcie, są identycznie oświetlone, choć analizując ustawienie słońca względem oficyn, nie powinno tak być. Powód tej dziwności jest zdumiewająco prosty: by ono powstało, trzeba było ośmiogodzinnego czasu naświetlania, tyle co cały dzień zawodowej pracy. W tym czasie słońce zdążyło przewędrować ze wschodu na zachód, oświetlając przed południem jedną, a po południu drugą oficynę. Już to pierwsze zdjęcie pokazało, że to, co zapisane na fotografii, nie jest tym samym, co widzi oko.
Przez te minione sto osiemdziesiąt lat technika zapisu obrazu przeszła ogromne przeobrażenia. Ośmiogodzinne naświetlanie to dziś sytuacja niemal niewyobrażalna, wręcz trudno znaleźć materiał pozwalający na tak długie zapisywanie obrazu na materiale światłoczułym, nie mówiąc o cierpliwości współczesnych posiadaczy aparatów fotograficznych. Druga znacząca rocznica to 60-lecie powstania Związku Polskich Artystów Fotografików. Został on zawiązany przez fanatycznych miłośników fotografii, starających się przekonać rodaków, że fotografia jest taką samą sztuką jak jej starsze, mocno historyczne, ale ciągle żwawe, siostry. Lata zawziętej pracy przyniosły wyniki. Dziś dyskusje tyczące artystyczności dzieł fotograficznych to gadanie po próżnicy.
Te dwie rocznice skłaniają do chwili refleksji nad drogą, jaką przeszła fotografia przez te wszystkie lata i na jakim etapie jest dzisiaj. Już sam jej oficjalny start był związany z ciekawym stosunkiem władz do nowego wynalazku. Francuska Akademia Nauk zaproponowała rządowi wypłacanie dożywotnich rent odkrywcom Louisowi Daguerreowi i Isidorowi Niepceowi (synowi nieżyjącego już Josepha Nicephora), w zamian za bezinteresowne ofiarowanie wynalazku społeczności światowej. Ten krok przyczynił się do niesłychanie dynamicznego rozwoju nowego medium.
Początkowo obszarem, na którym fotografia zafunkcjonowała na dobre, było klasyczne rzemiosło, głównie o portretowym charakterze. Po krótkim czasie zorientowano się jednak, jak ogromne możliwości dokumentacyjne i propagandowe są w niej ukryte. To dzięki niej popularyzowano na zamówienie władz zabytki kultury, krajobrazy ojczyste, specyficzne zawody, ważne zdarzenia oraz rozmaite typy ludowe. Francuzi za sprawą powołanej przez władze w 1851 roku Mission Heliographique, skupiającej grupę najwybitniejszych fotografów, zobaczyli bogactwo własnej historii zamknięte w zabytkowych obiektach architektonicznych rozsianych po całym kraju. Anglicy odczuli, czym jest wojna, gdy zobaczyli zdjęcia z wojny krymskiej (1854-55), zrobione na zamówienie królowej Wiktorii przez jej nadwornego fotografa Rogera Fentona oraz zdjęcia Felice Beato z pełnych okrucieństwa działań wojsk brytyjskich w Indiach (1857) i Chinach (1860). Amerykanie także poznali brutalność wojny secesyjnej dzięki tysiącom zdjęć wykonanych przez zorganizowane grupy fotografów towarzyszących obu walczącym stronom od początku działań wojennych. Zdobycie Mont Blanc zostało udokumentowane przez francuskich fotografów, braci Bisson, którym towarzyszyło w czasie podejścia dwunastu tragarzy dźwigających sprzęt fotograficzny.
Gdy wspomina się te pierwsze ważne dokumenty fotograficzne, warto przypomnieć sobie ówczesną technologię. Pracowano wtedy metodą mokrego kolodionu, polegającą na wylaniu przez fotografa, tuż przed zrobieniem zdjęcia, po ciemku, emulsji światłoczułej na szklaną płytkę, włożeniu jej do kasety, szybkim naświetleniu (ciężki aparat musiał stać na statywie) i szybkim jej wywołaniu, gdyż emulsja musiała być cały czas wilgotna, inaczej traciła swoje światłoczułe własności. Cały proces powinien być przeprowadzony w temperaturze 20 stopni Celsjusza. Fotografowie, by móc robić zdjęcia w terenie, zabierali ze sobą laboratoria na kółkach, ich konstrukcje przypominały niewielkie dyliżanse bez okien. Rzucające się w oczy pojazdy nie dawały szans na robienie zdjęć w czasie zaciętych walk. Ale i te zrobione po zakończeniu bitew, z licznymi ciałami zabitych i zrujnowanymi miastami dawały wyobrażenie, jak tragiczne żniwo zbiera wojna.
Wykonywanie zdjęć w czasie zdobywania Mont Blanc to z kolei walka z minusową temperaturą, w której zamarzały chemikalia. Powstało wówczas ledwie kilka fotografii. Dokumentalne możliwości tego ciągle bardzo młodego medium zostały wykorzystane przy staraniach o ustanowienie pierwszego chronionego prawem parku narodowego Yosemite Valley. Za sprawą nie tylko dokumentalnych ale i artystycznych zdjęć Charlesa Weeda i Carletona Watkinsa, ukazujących bogactwo przyrody i urzekającą urodę dzikiego krajobrazu Gór Sierra Nevada i doliny Yosemite, w 1864 roku utworzono na tych terenach park narodowy. Fotografia bywała źródłem poznania nie tylko historii i wyglądu własnego kraju, ale w niemniejszym stopniu przyczyniła się do poznania, jak wyglądają odległe miejsca i jak różni ludzie zamieszkują kulę ziemską. Fotografia zachęcała do podróżowania, do oglądania dalekich krain pełnych intrygujących budowli, znacznie starszych niż europejskie, i kontaktowania się z przedstawicielami całkiem odmiennych kultur. Miała ogromny wpływ na umasowienie się turystyki.
Po wprowadzeniu do użytku lekkich i prostych aparatów wyposażonych w jasne obiektywy oraz błon fotograficznych, które można było obrabiać samodzielnie, nastąpiła wręcz eksplozja fotografii rodzinnej i pamiątkowej. George Eastman, założyciel firmy Kodak, był gotów zaryzykować kradzież patentu na błonę nitrocelulozową oblewaną emulsją światłoczułą, przewidując masową jej produkcję dla potrzeb fotografii rodzinnej i zawodowej, w tym powstającej dopiero prasowej. Odszkodowanie zapłacił z zarobionych w krótkim czasie dużych pieniędzy. Dzięki ułatwiającym robienie zdjęć rozwiązaniom technicznym fotografia powoli zaczęła stawać się częścią rodzącej się kultury masowej. Ale obok tych dokumentalno-rzemieślniczo-pamiątkowych zastosowań fotografii, okazała się ona niesłychanie interesującym narzędziem w rękach twórczych osobowości.
Mimo początkowej niechęci do niej wielu środowisk artystycznych, wynikającej głównie z traktowania fotografii, jako bezdusznego systemu mechanicznego zapisywania istniejącej rzeczywistości, ujawniła ona swoje kreacyjne możliwości. Trwało trochę, zanim zagościła ona na ścianach galerii sztuki i w kolekcjach muzealnych. Dziś możemy uznać, że to naturalna historia: od obaw, co przyniesie nowy wynalazek techniczny do odkrycia pełnego potencjału drzemiącego w tej nowej technologii.
Żyjemy w czasach wszechobecności fotografii. Opanowała ona sferę prywatną, sferę publiczną i sferę pośrednią między nimi, jaką jest sztuka. Najnowsze rozwiązania techniczne ułatwiły dostęp do fotografii osobom, które odczuwały paniczny strach przed fotograficzną ciemnią, jako miejscem tajemniczej magii, dostępnym tylko nielicznym wybrańcom. Dzisiejsze sposoby zapisu obrazu fotograficznego spowodowały, że po fotografię, jako system budowania własnej świadomej wypowiedzi, sięgnęło wielu artystów poruszających się wcześniej na innych polach sztuki. Możemy wręcz mówić o dominacji fotografii i pokrewnych z nią technologii wśród mediów artystycznych, co wynika nie tylko z ułatwień współczesnego warsztatu, ale także z łatwości komunikowania się z odbiorcami poprzez znany im i dobrze przyswajalny sposób przedstawiania wizji autorskich.
O awansie fotografii wśród dyscyplin twórczych mówią ceny uzyskiwane przez dzieła fotograficzne na aukcjach w czołowych domach aukcyjnych jak Christie’s czy Sotheby’s. Za zdjęcie Diany Arbus „Identical Twins” zapłacono 487 400$, za zbiór zdjęć Carletona Watkinsa z Yosemite Valley 1 993 800$ a z pracę Edwarda Steichena „The Pond Moonlight” 2,9mln$. Te ceny zaskakują, bo nie różnią się od cen płaconych za inne obiekty artystyczne. Fotografia na dobre weszła do kanonu kolekcjonerskiego. Ludzie lubią ją oglądać, nawet wtedy, gdy daleko jej do przypisywanego jej klasycznego, przezroczystego przedstawiania świata dokładnie takim, jaki on jest. Przyzwyczajono się już, że fotografia, jak i inne dyscypliny twórcze, jest systemem interpretacji rzeczywistości i ujawniania obrazów powstałych w wyobraźni.
Odpowiedzią na tak żywe zainteresowanie społeczne są między innymi festiwale fotografii, wyrastające nie tylko w Polsce jak grzyby po deszczu. Dziesiątki wystaw, pokazów, warsztatów ukazują wielorakość pomysłów na obraz fotograficzny. Często w jednym miejscu można zobaczyć skrajnie odmienne ideowo i warsztatowo realizacje. To doskonała szkoła tolerancji dla innych niż nasze myśli, dla innego postrzegania świata i innego przedstawiania swoich wizji. Fotografia wydaje się być najbardziej demokratycznym medium przez swoje wszechstronne możliwości warsztatowe. I reportaż opowiadający o kolejnych doświadczeniach rodzaju ludzkiego, i przestrzenna konstrukcja rzeźbiarska, zbudowana z obrazów fotograficznych, przynależą do tego samego uniwersalnego medium. Łatwość realizowania fotografii ma jednak dwie strony. Obok wielu ciekawych działań pojawia się mnóstwo wizualnego banału. Jeśli dzieje się tak w prywatnych albumach rodzinnych i nie jest to stawiane, jako wzór dla innych fotografujących, to nie ma o co kruszyć kopii.
Niestety ten rodzaj miałkiej fotografii coraz obficiej wypełnia sferę publiczną w postaci ulicznych reklam, atakujących nas niemal na każdym kroku, czy ilustracji w prasie, w ogromnej większości poświęconych zdarzeniom i uczestnikom rytuałów z kręgu kultury masowej, prawie zawsze przesterowanych w programach do graficznej obróbki obrazu. Jak zauważyli socjolodzy, społeczeństwo konsumpcyjne odnajduje się na styku z kulturą popularną, a kultura wysoka jest niczym świąteczny deser, po który sięga się nadzwyczaj rzadko. Do tych rzadkich dań należy dziś nie tylko wyrafinowana sztuka, ale i fotoreportaż, który ciągle arcyciekawie opowiada o wielowątkowości współczesnego.
Dla masowego odbiorcy robi to także telewizja, w łatwiej przyswajalny sposób. Gdy wśród restauracji dominuje McDonald’s, a wśród naczyń plastikowa szklanica na piwo i takież sztućce, to i w kuchni fotograficznej dominować będzie postać bliska wystylizowanemu na bóstwo manekinowi niż żywy, niedoskonały człowiek. Czasem jednak świętujemy i wtedy chętnie sięgamy po te najlepsze dania, na prawdziwych naczyniach, by przeżyć autentyczne chwile uniesień w kontakcie z czymś zupełnie wyjątkowym. Fotografia ma w swojej karcie znaczące ilości tych najbardziej wyrafinowanych dań, oddziaływających na niemal wszystkie zmysły. Jakże byłoby wspaniale, gdyby świąteczne dni zdarzały się co chwilę, ale może wtedy byłoby za pięknie.
Publikacja zdjęć ze względu na charakter serwisu, jak i wydawcę ma charakter edukacyjny.