Jacek Prondzynski: praca połączona z pasją
Jacek Prondzynski – fotograf. Od pięciu lat pracuje w Legii Warszawa. Towarzyszy drużynie, można nawet powiedzieć, że w stał się jej częścią. Dobrze zna zawodników, jeździ z nimi na mecze. Legia to część jego życia, bo to w klubie 28-latek spędza większość swojego czasu.
Poznałem go kilka lat temu na amatorskich zawodach rowerowych, które fotografował. Teraz spotkaliśmy się w innych okolicznościach – w pubie na stadionie przy Łazienkowskiej, by porozmawiać o kulisach jego pracy, przygodzie z Ligą Mistrzów, współpracy z piłkarzami i innymi pracownikami klubu.
Kamil Majewski: Z którego zdjęcia jesteś szczególnie dumny?
Jacek Prondzynski: Trudno jest wybrać jedno konkretne zdjęcie. Wiem, że najlepsze jeszcze przede mną. Jest jednak kilka zdjęć, z których jestem zadowolony. Mam nadzieję, że będę się jeszcze rozwijał i realizował w fotografii. Na te szczególne ujęcia przyjdzie więc jeszcze czas.
KM: Czy poza fotografią sportową zajmujesz się też innymi jej rodzajami?
JP: Oczywiście. Na co dzień mam jednak do czynienia z każdym rodzajem fotografii. Oprócz zdjęć z meczów, robię zdjęcia na różnego rodzaju imprezach, spotkaniach, w ramach sesji fotograficznych, a także fotografie Warszawy. Na pierwszym miejscu jest jednak sport, a to sprawia, że praca w Legii jest jeszcze bardziej satysfakcjonująca. Próbowałem wszystkiego po trochu, ale praca w roli fotografa sportowego sprawia mi najwięcej przyjemności.
KM: Jakie według ciebie, jako specjalisty, powinno być dobre zdjęcie sportowe?
JP: To przede wszystkim emocje. Powinno od razu przykuwać uwagę, aby ktoś, kto je widzi, powiedział „wow”. Takie emocje najłatwiej można ująć po zdobytej bramce, fotografując radość drużyny lub w trakcie walki o piłkę. Podczas meczu emocje są bardzo silne, dlatego ważne jest, aby ująć je z jak najlepszej i najciekawszej perspektywy.
KM: W Legii pracujesz już dość długo, a czym zajmowałeś się zanim zacząłeś pracę przy Łazienkowskiej? Skąd w ogóle pomysł, aby zająć się zawodowo fotografią?
JP: Zawsze chciałem związać swoje życie ze sportem. Od zawsze lubiłem także robić zdjęcia, więc pomyślałem kiedyś, że fajnie byłoby połączyć te dwie rzeczy i zająć się fotografią sportową. Zaczęło się od amatorskiego, bardziej hobbistycznego fotografowania. Z biegiem czasu nawiązywałem kontakty z agencjami fotograficznymi czy organizatorami różnych imprez. Pierwsze pieniądze zacząłem zarabiać na amatorskich imprezach rowerowych. Poczułem, że to jest właśnie „to”. Później pojawiła się Legia, w której pracuję do dziś.
KM: Jestem ciekawy, jak układa ci się współpraca z piłkarzami. Masz z nimi kontakt na co dzień, dostęp do szatni. Czy dzięki temu z jakimś zawodnikiem czy pracownikiem klubu utrzymujesz szczególnie bliskie relacje?
JP: Trudno jest wskazać osobę, z którą byłbym szczególnie blisko. Jestem tu już dość długo i z każdym zdążyłem nawiązać jakiś normalny, kumpelski kontakt. Nawet z piłkarzami – to normalni, pozytywni ludzie i z nimi także wiąże mnie sympatyczna znajomość. Oni znają mnie, ja znam ich, pracujemy razem, więc mamy do siebie zaufanie i staramy się, aby na co dzień współpraca była dla wszystkich czystą frajdą. W drużynie panuje bardzo dobra atmosfera. Szczególnie mocno można było to poczuć w szatni po meczu ze Sportingiem. Niesamowita sprawa być częścią takiego wydarzenia, być tak blisko. Czuć, że to są prawdziwe emocje, drużyna ma to „coś”, a pomiędzy zawodnikami, trenerami i pracownikami klubu jest chemia. To nie jest udawane – Legia jest jak rodzina.
KM: Ile zdjęć robisz w trakcie meczu? Mam na myśli całkowitą liczbę fotografii, a nie tylko te, które widzimy później na stronie internetowej Legii.
JP: Staram się, aby każde zdjęcie w miarę możliwości i sytuacji było jak najlepiej przemyślane. To lepsze niż usiąść za bramką i cały czas robić zdjęcia z jednej perspektywy. Z jednego meczu wychodzi ok. 400, 500 czy nawet 600 klatek. Później jest selekcja i wybieram te najlepsze, które ukazują się na stronie.
KM: Ile czasu zajmują ci przygotowania do meczu i jak one wyglądają?
JP: Jeżeli chodzi o mecze domowe, to na Legii jestem już około czterech godzin przed pierwszym gwizdkiem. Lubię na spokojnie przygotowywać się do pracy. Zanim w ogóle zacznę działać, siadam, piję kawę, jem coś. Około dwóch godzin przed meczem schodzę na murawę. My, jako legia.com, staramy się przedstawiać spotkanie już długo przed jego rozpoczęciem. Robimy zdjęcia szatni, jeszcze przed pojawieniem się w niej piłkarzy. Później fotografujemy kibiców pojawiających się na trybunach. Towarzyszymy piłkarzom także podczas rozgrzewki i oficjalnego przywitania zespołów. Wiadomo, przez następne 90 minut skupiamy się na meczu. Na bieżąco także obrabiamy i wysyłamy niektóre zdjęcia, aby mogły pojawiać się np. na oficjalnym profilu na Facebooku jeszcze w trakcie trwania meczu. Gdy wygrywamy, staramy się pokazać radość zawodników i kibiców, a także to, co dzieje się w szatni. Po porażkach, wraz z ostatnim gwizdkiem, robimy jakieś dwa-trzy zdjęcia i kończymy.
KM: A mecze wyjazdowe?
Jeśli rozgrywają się w Polsce, rano wsiadamy w samochód, na stadionie przeciwnika meldujemy się około dwóch godzin przed meczem i w zasadzie do meczu przygotowujemy się już tak samo, jak na Legii, czyli rozstawiamy sprzęt, planujemy fotki. Po meczu mamy możliwość pracy na terenie klubu przeciwnika, więc około dwóch godzin pracujemy nad zdjęciami, a po skończonej pracy ruszamy w drogę powrotną do Warszawy. Można powiedzieć, że taki wyjazd w Polskę to cały dzień na nogach – wyjazd wcześnie rano, powrót późno w nocy. Jeśli chodzi o wyjazdy europejskie, to wylatujemy z drużyną, oczywiście robimy relację z podróży, zdjęcia, filmiki. Po zameldowaniu się w hotelu są konferencje, treningi przedmeczowe, z których też przeprowadzamy relacje w klubowych mediach. W dniu meczu piłkarze wychodzą też na krótki spacer, odbywają kolejny trening. Teraz, w Lidze Mistrzów, miałem mało czasu, bo przecież przed meczami seniorów, swoją Ligę Mistrzów grali także młodzieżowcy. Szybka relacja z meczu juniorów i obieram kurs na stadion, gdzie grają seniorzy. Powrót do Polski albo od razu po meczu, albo po noclegu w hotelu następnego dnia.
KM: Interesuje mnie jak ogląda się mecz z perspektywy fotografa. Czy w ogóle masz czas na spoglądanie na boisko i śledzenie przebiegu spotkania, czy raczej oglądasz powtórki lub skróty dopiero w domu?
JP: Raczej ta druga opcja. Mniej więcej wiem, co dzieje się na boisku, ale wiadomo, punkt widzenia w moim przypadku jest inny. Mecz oglądam przez aparat, poza tym muszę skupiać się nie tylko na piłce. Od razu po meczu nie jestem w stanie powiedzieć, jak dokładnie wyglądały najciekawsze akcje, który zawodnik zagrał dobrze, a który był w słabszej formie. Dopiero jak wrócę do domu, siadam, odpalam sobie skróty i patrzę, jaki był przebieg spotkania. Gdy jestem skupiony na robieniu zdjęć, obejrzenie meczu jest niestety niemożliwe. Do tego dochodzi fakt, że w trakcie mam włączony komputer, obrabiam fotki, wysyłam je na stronę. Wszystko musi być zrobione jak najszybciej, więc na oglądanie meczu nie mam czasu.
KM: W tym roku zaliczyłeś swój fotograficzny debiut w Lidze Mistrzów. Jakie w Twoim odczuciu są różnice pomiędzy Ekstraklasą a Champions League?
JP: Emocje. Przede wszystkim olbrzymie emocje. Możliwość bycia obecnym w środku tego widowiska, na meczu Ligi Mistrzów, gdzie polski klub awansował po raz pierwszy od 20 lat, daje niesamowitą radość. Wiadomo, że poziom sportowy jest też dużo wyższy, ale nie to jest najważniejsze. Bardziej chodzi o te emocje, że to jest „ta Liga Mistrzów”. No i ten hymn, kapitalna sprawa.
KM: Który stadion w Europie zrobił na tobie największe wrażenie?
JP: Niedawno byłem na meczu w Dortmundzie i to właśnie ten stadion wywarł na mnie największe wrażenie. Przyznam, że z mojej perspektywy wygląda jeszcze lepiej niż z trybun. Co prawda kibicowsko Borussia nie zmobilizowała się jakoś wyjątkowo, bo Legia nie jest dla nich jak Schalke czy Bayern, ale widać, że w tym mieście ludzie żyją piłką. Czuć klimat meczu – trzy godziny przed jego rozpoczęciem okoliczne ulice są już zamknięte, ludzie wcześnie przychodzą na stadion. Czuć, że atmosfera narasta i z każdą minutą jest coraz więcej kibiców. Niemiecka kultura kibicowania jest kapitalna. Przykładowo stadion Ajaxu Amsterdam też jest duży, znany i zazwyczaj pełny, ale na mnie jakoś absolutnie wrażenia nie zrobił. Za to Signal Iduna Park ma to „coś”.
KM: Czy jest jakiś stadion, na którym zdjęcia robi się lepiej niż na pozostałych? Co sprawia, że na jakimś stadionie fotografowi pracuje się wygodniej?
JP: Na moją pracę wpływają detale. Na niektórych stadionach bandy reklamowe za bramkami są wyższe, na niektórych niższe. Miejsca dla fotoreporterów są w różnych odległościach od boiska. Pomieszczenia dla fotografów też czasem znajdują się bliżej, a czasami dalej od murawy. Wtedy trzeba się nabiegać z całym sprzętem z boiska do pokoju. Ogólnie jednak wygląda to dobrze. W Polsce jesteśmy już na takim etapie, że większość stadionów jest przyjazna do pracy. Co więcej, u nas jest nawet łatwiej, niż na topowych europejskich stadionach. Na przykład w Dortmundzie nie miałem żadnej możliwości połączenia się z internetem, przez co wysyłanie zdjęć do Warszawy stanowiło niemały problem. Nie był to tylko problem z wi-fi, nie mogłem tego zrobić nawet przez zwykłą sieć komórkową.
KM: Na Legii nie jesteś jedynym fotografem. Czy przed meczem z kolegami coś ustalacie, dzielicie się np. sektorami boiska, zawodnikami, czy jest to praca indywidualna i jeden nie wpływa na drugiego?
JP: Obecnie jest nas trzech i każdy z nas pracuje indywidualnie, każdy wydaje swoją galerię. Ale podczas meczu nie siedzimy w tych samych miejscach, pilnujemy się, aby w danym momencie każdy był gdzieś indziej. Wtedy łatwiej jest wyłapać coś ciekawego. To ustalamy wcześniej, żeby zdjęcia się nie pokrywały. Gdy drużyna atakuje, jeden siedzi po prawej stronie bramki przeciwnika, drugi po lewej. W sytuacji, gdy Legia strzeli bramkę, zawodnicy biegną albo w prawo lub w lewo. My jesteśmy z obu stron, oba rogi są obstawione i możemy z bliska pokazać radość naszych graczy. Mamy również różne zadania „okołomeczowe”. Fotografujemy różne atrakcje na sektorze rodzinnym, konkursy, koniecznie musimy zrobić zdjęcie, gdy na trybunach pojawi się jakiś ważny gość. Jest także dużo zleceń od różnych działów w klubie, którymi także się dzielimy. Samemu trudno byłoby to wszystko ogarnąć.
KM: Na sam koniec chciałbym zapytać: czy masz swój wymarzony mecz, który chciałbyś fotografować?
JP: Oczywiście. Finał Ligi Mistrzów z Legią.