Przystanek Woodstock od lat pozostaje jednym z bardziej kontrowersyjnych eventów, choć i pomimo, a może właśnie dzięki temu, z roku na rok cieszy się coraz wyższą frekwencją. Może to przez społeczno-polityczne zabarwienie, może przez samą ideę, ale sądzę, że każdemu z Was kiedyś przeszło przez myśl pytanie, czy może nie warto byłoby zobaczyć jak wygląda ten „Brudstok” z bliska. Nawet jeśli jak dotąd najbardziej brudnym momentem w Waszym życiu była chwila, kiedy na bluzkę skapnął Wam sos z kebsa, a na co dzień bardzo cenicie sobie lustro i suszarkę.
W przeciwieństwie do innych festiwali, dzieło Jurka Owsiaka ma to do siebie, że nie uderza w konkretny target. Nie gromadzi fanów konkretnej muzyki, ale konkretną społeczność. I to jego najbardziej niezwykła cecha. Jest coś w powiedzeniu, że na Woodstock się nie jeździ, tylko wraca. Bo z dobrych kilkudziesięciu osób, z którymi miałam okazję tam być lub o tym rozmawiać, nie wróciła tylko jedna – Bora-Bora-All-Inclusive-type-of-person.
Co powinieneś wiedzieć przed pierwszym wyjazdem, oprócz tego, że Instax i kaloszki Hunter zostają w domu?
1. Impreza zaczyna się już w pociągu. Nie wybieraj samochodu. Owszem, pożałujesz tego w drodze powrotnej, kiedy spędzisz 2 godziny w morderczym tłumie do wejścia na peron, ale it’s worth it. Przygotuj się na niespodziewane wyznania i oświadczyny, z czego żadnych nie wypada Ci odrzucić. Pamiętaj, że wszystkie nowe przyjaźnie zawiera się właśnie w pociągu. Oczywiście będą trwały tylko tyle ile sama podróż, bo potem najprawdopodobniej nie zobaczycie się ani w ciągu kolejnych 3 dni, ani nigdy. Ale no cóż.
Warning point: Po pociągu będą krążyć integracyjne kociołki Panoramixa, do których każdy po drodze wleje to, co akurat będzie miał pod ręką. Gdzieś tak w połowie drogi może Ci się wydać dobrym pomysłem, żeby pociągnąć łyka, bo przecież nie chcesz być nieuprzejmy jak oferują, ale zapewniam, że to tylko chwilowe delirium, spowodowane unoszącymi się w powietrzu oparami… well, wszystkiego.
2. Krąży gdzieś jakaś tajemnicza legenda o tym, że każdy świeżak musi przejść swoją pierwszą drogę z pociągu na pole pieszo. Piętnowano mnie nią podczas mojego pierwszego Woodstocku. Po latach uważam, że jest w niej tyle samo prawdy co w telezakupach.
Warning point: Autobus to najlepsza inwestycja na kwotę 3 zł, jakiej możesz dokonać.
3. Moja przyjaciółka na każdym wyjeździe lubi odgrywać rolę Wsiowej Zofii, opatulonej w czapki i szaliki nawet w środku lata. Karuzela śmiechu kręci się dopóki temperatura nie spadnie poniżej 10 stopni w nocy, a miejsca w Twoim namiocie nie zajmie kolonia pingwinów. Nie śmiej się z Zofii, zostań Zofią – weź ciepłe ciuchy.
Warning point: Nie żebym zachęcała do mieszania leków z alkoholem, ale najlepszym z najgorszych rozwiązań jakie możesz wybrać w sytuacji kryzysowego wyziębienia jest aspiryna, nigdy paracetamol. Najlepiej z konkretnym obiadem w zestawie, dla dobra wątroby.
4. To nie tak, że przeciekający namiot to najgorsze, co może Cię spotkać. Tam gdzie zbiera się woda, zawsze możesz zrobić cooler na puszki.
5. Ogranicz się do jednego snapa dziennie. Gniazdek do ładowania telefonów jest sporo, ale dopchać się do nich jest mniej więcej tak samo łatwo jak do najtańszej rzeczy w sklepie podczas premiery nowej kolaboracji w H&M. Minus termosy i koce termiczne.
Warning point: Konkretny powerbank to inwestycja jeszcze lepsza niż rajstopy modelujące.
6. To wcale nieprawda, że na bungee skacze się za darmo, o ile skacze się nago. Nawet jeśli ładnie się zagada. Wbrew pozorom bardzo prawilny ten Woodstock i chwała mu za to, bo po Twojej odważnej decyzji sponsorowanej zapewne przez zryw wolności i zimnego Lecha, może pozostać tylko lekki niesmaczek i viral video na YouTube.
Warning point: Nie zakładaj się ze znajomymi, że i tak to zrobisz.
7. Przed wyruszeniem na dworzec w drodze powrotnej, weź xanax.
Warning point: Ewentualnie valium.