Dwa tygodnie temu woodstockowicze musieli zmienić festiwalowy tryb życia. Błotne kąpiele zastąpiły cywilizowane prysznice, śniadania (czasami także obiady i kolacje) przestały składać się tylko i wyłącznie z bułki, pasztetu lub parówek, a karimata została zamieniona na materac mieszczański. Po kilkudniowym odpoczynku od polityki, hejtu i całodziennej gonitwy, trzeba ponownie stawić czoła codzienności.
Trudno jest przejść przez woodstockowe pole i nie być zaczepionym przez przypadkowych ludzi. A to ze względu na to, że a to się do kogoś uśmiechnie albo dobrze się wygląda czy też zostanie się zagadanym tak po prostu, z nudów. Woodstock uczy, że tłum tworzą żywi ludzie – niepowtarzalne jednostki. Smutny wyraz twarzy zawsze zostanie przez kogoś zauważony, a w zależności od jakości interwencji, być może zamieniony na uśmiech. Niesamowitym zjawiskiem jest także bezinteresowna pomoc. Zapomniałeś żelu pod prysznic, a akurat chcesz się umyć? Żaden problem. Nie masz pieniędzy na obiad? Dostaniesz pożyczkę i to bez obowiązku oddania. Kiedy doświadczyło się tego wszystkiego, powrót do codzienności jest trudny. Tydzień po festiwalu jest się jeszcze „na świeżo” z tamtą atmosferą, dlatego pewne rzeczy łatwiej i wyraźniej rzucają się w oczy. Zdumiewające jest to, jak trudną rzeczą dla niektórych ludzi jest choćby słowo „przepraszam” po przypadkowym potrąceniu na ulicy. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego dłużej niż przez 5 sekund jest źle odbierane, a uśmiech posłany przypadkowej osobie podejrzliwie analizowany. Niby zdajemy sobie sprawę z tego, że na świecie panuje znieczulica, ale paradoksalnie tkwiąc w niej, usypiamy swoją czujność. Pobyt przez parę dni na Woodstocku staje się odtrutką i na nowo uwrażliwia na absurdy codzienności.
Gdy nie ma wi-fi, a prąd jest dostępny tylko w niektórych miejscach, dostęp do newsów jest ograniczony. Z tego powodu nie wszyscy na terenie festiwalu byli na bieżąco z tym, co dzieje się na świecie. A w trakcie festiwalu działy się poważne rzeczy. Najpierw zamach w Nicei, później próba zamachu stanu w Turcji. Kiedy już woodstockowicze zostali poinformowani o tym co się stało, wykonano piękny gest w stosunku do ofiar zamachu w Nicei, w postaci flagi Francji ułożonej z tysięcy kartek A4. W namiocie ASP toczyły się ważne, merytoryczne dyskusje na temat m.in. imigrantów (choćby z siostrą Chmielewską) czy sytuacji w Polsce (z Karoliną Korwin-Piotrowską). Po powrocie z Woodstocku świat nie zaznał oddechu. Strzelanina w Monachium wstrząsnęła Europą, ale i całym światem. Każdego dnia rano odczuwa się pewien niepokój przed włączeniem serwisu informacyjnego czy telewizji, z obawy przed tym, czy przypadkiem w nocy nie miał miejsce kolejny zamach.
Woodstock to miejsce utopijne. Realizowane są zasady miłości, wolności i pokoju, co jest przez wielu rozumiane i akceptowane. Niestety zawsze znajdą się tacy, którzy swoją głupotą będą chcieli popsuć zabawę innym. Choć sam festiwal uwrażliwia na patologie występujące w społeczeństwie i polityce, to jednak wystarczą dwa tygodnie, aby codzienność stępiła wrażliwość i zmieniła postrzeganie różnych sytuacji. Niestety, dzień po powrocie do swojej miejscowości ostrożność ludzi w kontaktach mocno raziła, po dwóch tygodniach już nie.
Taki festiwal jak Woodstock, ale także Open’er, festiwal Kazimiernikejszyn czy Światowe Dni Młodzieży, są dowodem na to, jak istotne i konieczne są spotkania z ludźmi, którzy myślą podobnie, mają podobne spojrzenie na świat. Wtedy okazuje się, że nie jesteśmy osamotnieni w swoim sposobie rozumienia wolności, przyjaźni, ale także polityki czy zasad moralnych. Zaczynamy funkcjonować w innym środowisku niż na co dzień. I uświadamiamy sobie (choćby i na krótki czas), że dzięki tym spotkaniom mamy większą wrażliwość na współczesne patologie, a Polska wcale nie składa się tylko i wyłącznie ze statystycznych Polaków. Takie wydarzenia wręcz potwierdzają, że statystyczny Polak nie istnieje.