Kiedy i czy w ogóle fotografia jest sztuką? Przypuszczalnie takie pytanie zadaje sobie wiele osób parających się tą dziedziną. Wskazuje na to frekwencja spotkania ”Amatorzy czy artyści, czyli kiedy fotografia jest sztuką”, rozpoczynającego cykl WSZYSCY JESTEŚMY FOTOGRAFAMI.
Na Facebooku swoją obecność zaznaczyło ponad 700 osób, co sprowokowało żartobliwe komentarze o przeniesieniu wydarzenia do Sali Kongresowej. Sama będąc w barzeStudio chwilę przed rozpoczęciem wykładu zajęłam jedno z ostatnich wolnych miejsc.
Prowadząca spotkanie – Karolina Breguła (absolwentka PWSFTiTV, autorka instalacji, happeningów, wideo i fotografii) na samym wstępie powiedziała, że odpowiedzi na frapujące pytanie będące hasłem spotkania nie udzieli. Zaprezentowała jednak prace artystów, które są to dowodem na to, że fotografia wcale nie musi spełniać kryteriów pięknego obrazu aby być tworem wartościowym. Większość spośród przytoczonych przez Bregułę zdjęć powstała na długo przed erą smartfonów, jak np. polaroidy Walkera Evansa, fotograficzny pamiętnik Jamiego Livingstone’a (robił codziennie jedno zdjęcie sobie i swoim znajomym) lub portrety rodziców Richarda Billinghama (bardzo realistyczne, ukazujące ich w codziennych okolicznościach, wręcz upokarzające).
Pojawiły się też kadry Stephena Shore’a, który podróżując dokumentował Stany Zjednoczone i choć jego zdjęcia często przypominają te, które robią obecnie furorę na Instagramie, on sam doczekał się między innymi wystawy w muzeum MoMA w Nowym Jorku. Również pochodząca z Ameryki, Nan Goldin znana z dokumentowania specyficznego środowiska, w którym się obracała, może pochwalić się retrospektywną wystawą w paryskim Centrum Pompidou. Na jej zdjęciach przewijają się homoseksualiści, narkomani, transseksualiści, drag queens, itp. W Zachęcie natomiast miała ostatnio miejsce wystawa Kuby Dąbrowskiego, w dużej mierze złożona ze zdjęć z życia codziennego ich autora.
Rozważania nad tym, co do sztuki się zalicza, powinno poprzedzić zdefiniowanie jej samej. Przyjmijmy, więc że jest to wytwór artystyczny o określonych wartościach estetycznych – tak przynajmniej twierdzi ekspert w każdej dziedzinie – słownik języka polskiego. Granice tej definicji rozległe są niczym Ocean Atlantycki, ale to dobry punkt wyjścia do dalszych przemyśleń.
W dzisiejszych czasach rzeczywiście każdy jest na swój sposób fotografem, niezależnie od tego czy posługuje się telefonem, kompaktem czy lustrzanką. Trudno sobie wyobrazić, wyruszenie w podróż bez najprostszego nawet aparatu. Fotografowanie się na tle zabytków, krajobrazu czy nawet hotelowego basenu tudzież restauracji jest stałym elementem każdego wyjazdu. Oglądanie wykonanych przez siebie zdjęć po powrocie do domu jest w pewien sposób przedłużeniem naszych wakacji. To samo można powiedzieć o różnych uroczystościach rodzinnych, studniówkach itp. Długotrwałe poszukiwania stroju, dobór fryzury i makijażu wieńczy pamiątkowa „sesja zdjęciowa” i nie ma w tym nic dziwnego, przecież nie codziennie można pozwolić sobie na taką dbałość o swój wygląd. Nie zdumiewa mnie również zamiłowanie do fotografowania jedzenia, zwłaszcza jeśli fotografujący wykonał je samodzielnie.
Ludzie lubią dokumentować ładne rzeczy, dlatego efektowna sałatka czy zdobny deser mają stałe miejsce na Instagramie, mniejsze szanse przypadają dla schabowego czy bigosu, które nawet jeśli smaczne, nie są szczególnie glamour. Przykłady można mnożyć dalej, ale warto postawić tu kropkę i zastanowić się nad poważniejszą kwestią. Czym różnią się te zdjęcia od wystawianych w galeriach? Przecież artyści wymienieni przez Karolinę Bregułę nie posługiwali się żadnymi rekwizytami, nie wynajmowali przestrzeni studyjnych i modelek by stworzyć wielkie kreacje fotograficzne jak np. Eugenio Recuenco, Tim Walker, czy Erwin Olaf. Myślę, że sztuką jest zrobienie pozornie zwykłego zdjęcia tak by nazwane zostało ono… sztuką. Dlatego przypadkowa fotografia dziewczyny pozującej przed wyjściem na imprezę na tle meblościanki nie trafi do galerii, ale gdyby był to element jakiegoś konceptu dokumentalnego w stylu grupy fotograficznej Zorka Project – bardzo możliwe. Idąc tym tropem można dojść do konkluzji, że sam obraz to połowa sukcesu, druga to znaczenie, kontekst, historia, które za tym obrazem się kryją.
W trakcie dyskusji, jaka nawiązała się po zakończonym wykładzie padło zdanie, iż fotografia sztuką nie jest, ze względu na mały wkład własny, bo przecież uwieczniamy tylko to, co każdy może zobaczyć. Niech odpowiedzią na tę wątpliwość będzie poniższy obrazek.