Na scenie drewniana konstrukcja, której główną część stanowi antresola i schody. Ciemnozielone poręcze wydają się tknięte zębem czasu. Czy to na pewno dekoracja, czy może raczej tak wygląda „goła” scena? Gasną światła. Z ółmroku wynurzają się głowy, rozpoczynając opowieść o pewnym miasteczku. Chór zniżonych głosów wprowadza niepokój. Wygląda to na początek upiornej historii o duchach.
W rzeczywistości sztuka Artura Pałygi w reżyserii Piotra Cieplaka ani trochę nie jest upiorna. W pewnym miasteczku umiera jedna z najstarszych mieszkanek. To zdarzenie, nie do końca spodziewane, ale przecież w gruncie rzeczy „normalne”, porusza energią miasta i mąci jego spokój, na zasadzie kija wetkniętego w wodę. Ludzie zaczynają myśleć o rzeczach ostatecznych, wierzyć w „niewidzialne”, marzyć, snuć obawy, kłócić się i godzić, krótko mówiąc robią to, co robią wszyscy, gdy zetkną się ze śmiercią.
Na wspólną historię miasteczka składają się osobiste historie poszczególnych mieszkańców, każda z nich porusza w widzu inną strunę. Przeżywanie ciąży i zbliżającego się rozwiązania, niekończące się kłótnie pary małżeńskiej, samotne życie staruszki i jej strach przed śmiercią, kompulsywna skłonność pewnego mężczyzny do układania rzeczy i zdarzeń we wzory i ciągi matematyczne skutkiem czego nie może on kupić upragnionego salcesonu, ponieważ obliczenia nie wskazują na ten produkt. Historie te eksponują i eksplorują obszary, które każdy nosi w sobie, zahaczają o ludzkie skłonności, słabości, frustracje i lęki.
Jednocześnie zaobserować można dynamikę całej społeczności, widzieć mieszkańców, jak zbierają się w kościele, jak rozmawiają, plotkują, opłakują, świętują. Życie tętni jakoby wbrew śmierci, a wszystkiemu co się dzieje, towarzyszy duch zmarłej kobiety, jakby na potwierdzenie tego, że śmierć nie jest ostateczna. W punkcie kulminacyjnym, kiedy rośnie natężenie obawy przed nieuchronnością śmierci, będąc świadkiem niemal apokaliptycznego chaosu, ale ten chaos to tylko zapowiedź nowego życia. Z tłumu żałobników wyłania się kobieta w ciąży. Historia jest nieskończona, bo ludzkość nie ma końca. To cykliczne myślenie o rzeczywistości odsyła w obszary tradycji ludowej, zgodnie z którą świat permanentnie się odnawia, zataczając koło.
Sztuka Cieplaka łamie tradycyjną, teatralną konwencję, nie ma w niej miejsca na logiczność, dosłowność, ani tym bardziej realizm sceniczny. Cieplak uprawia wprost nieprawdopodobną zabawę formą, aktorzy biegają po scenie, tworząc niezliczone choreografie, uprawiają dźwiękonaśladowstwo, wyśpiewują tekst sztuki na melodię pieśni chóralnej, ustawiają ruchomy labirynt z rzędów krzeseł dla chodzącego po scenie kolegi, wchodzą na krzesła, robią wszystko, czego nie robią, w prawdziwym życiu, dorośli ludzie.
Pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, gdy próbuję dotrzeć do istoty tego niezwykłego dzieła to organiczność. Cieplak korzysta z najprostszych środków wyrazu, które tkwią głęboko w każdym – rytm, melodia, dźwięk, ruch. Ich fantastyczne kombinacje odsyłają do dzieciństwa, do tego szczególnego miejsca w naszym sercu, które domaga się najprostszych, pozaintelektualnych bodźców, choćby najzwyklejszych gier i zabaw, a jednocześnie odrzuca wszelkie bariery i zahamowania, związane z grzecznością i konwenansem. Przypomina to teatr, jaki robi się z dziećmi i dla dzieci.
Pewna kobieta wyszła w trakcie. Nie wykluczone, że poczuła się urażona albo zdezorientowana, widząc grupę aktorów ganiających po scenie niczym przedszkolaki, aktorów, którzy są tak nienormalni, tak surrealistyczni. Jak to możliwe, że można taką ilość nonszalancji i swobody wlać w tak precyzyjną strukturę!
Urzekająca jest też głębia treści. Prosta historia o tym, jak mieszkańcy miasteczka dowiadują się o śmierci jednej z najstarszych mieszkanek stała się pretekstem do spojrzenia w głąb człowieka, tam gdzie gnieżdżą się jego lęki, frustracje, a także niespełnione marzenia i niezaspokojone ambicje. Owe obszary, mimo swej mocy destruktywnej, mimo, że stanowią śmiertelne zagrożenie dla naszej duszy, jednocześnie tę duszę ożywiają – tak samo, jak śmierć mieszkanki ożywiła duszę społeczności. Po co to koło się kręci? Po to, aby chwytać chwilę, doświadczać, doznawać, odczuwać. To właśnie jest życie. I to jest dobry teatr.
Nieskończona historia
reż. Piotr Cieplak
premiera 10 marca 2012
Teatr Powszechny