Budynki mogą mówić

Prawie hektar luksusowej powierzchni, portier zapraszający gości do wnętrza, szyte na miarę suknie i garnitury najlepszych projektantów, subiekci uśmiechnięci i służący radą, a w tle muzyka na żywo – to nie opis londyńskiego Harrods’a, tylko warszawskiego Domu Braci Jabłkowskich. Książka „Sześć pięter luksusu” Cezarego Łazarewicza przybliża historię największego domu towarowego w Europie Środkowo-Wschodniej, przy którym dzisiejsze centra wyglądają raczej blado.

 

Przy zbiegu ulic Brackiej, Szpitalnej i Chmielnej ostał się przedwojenny modernistyczny budynek, dzisiaj kojarzący się głównie z wielką księgarnią „Traffic”. Jednak starsi mieszkańcy Warszawy nadal utożsamiają go z dawnymi właścicielami. W lecie 1914 roku bracia Jabłkowscy wraz ze wspólnikami, otworzyli tutaj największy w II Rzeczpospolitej dom towarowy. Jeszcze parę lat wcześniej, siostra braci prowadziła zaledwie mały sklepik ledwo zarabiający na swoje utrzymanie, ale najstarszy z rodzeństwa Józef Jabłkowski wierzył, że z małego kantorku może powstać przedsiębiorstwo znane w całej stolicy i kraju.

 

Nie chce się wychodzić

„Sześć pięter luksusu” to historia o determinacji i pomysłowości Jabłkowskich, którzy mimo przeciwności takich jak wojna, kryzys lat trzydziestych, brak funduszy nie bali się realizować swoich celów. Niespełna w dwa lata, spółka założona przez Józefa wybudowała gmach o sześciu piętrach, elegancki – górujący nad okoliczną zabudową. Klientów do środka zapraszały efektowne wystawy sklepowe, ponieważ Jabłkowscy zdawali sobie sprawę, że bez eleganckiej ekspozycji nie zwabią klientów. Skuszony interesant witany był przez portiera, jednak ten nie musiał otwierać mu drzwi, bo te działały automatycznie.

W środku czekały kolejne nowości, chociażby błyskawiczne windy wożące klientów między piwnicą, parterem i trzema piętrami, na których mieściły się 44 sklepy i 300 stoisk. W sklepie można było kupić wszystko – począwszy od spinek do krawata po czajniki i to o wiele taniej niż w wielu sklepach specjalistycznych. Każdego z produktów można było dotknąć, a spacer alejkami umilała orkiestra koncertująca na półpiętrze.
W weekendy rodzice mogli przyprowadzać dzieci do znajdującego się na górze teatru, a warszawscy i europejscy projektanci prezentowali najnowsze fasony na pokazach mody. Dodatkowo wnętrze skąpane było w słońcu wpadającym przez wielkie półkoliście zamknięte okna ozdobione fantastycznymi secesyjnymi witrażami.

 

jablokowscy1.jpgfot. z książki/Wydawnictwo Znak

Solidny biznes

Dla Jabłkowskich przede wszystkim liczyła się jakość produktów i obsługi, a sklep był wartością samą w sobie – biznes nie służył tylko zarobkowi. Przy sprzedaży klientowi doradzał specjalnie delegowany do danego stoiska subiekt oczywiście w garniturze lub w eleganckiej sukni, gdy była to kobieta. Kadra sklepowa dobierana była starannie. Kandydat na pracownika przechodził osobistą rozmowę z właścicielem, musiał znać języki – najlepiej dwa lub trzy. Od pracowników wymagano ciężkiej pracy, jednak pracodawcy odwdzięczali im się za zaangażowanie. Jabłkowscy zapewniali wysokie pensje, wakacje dla rodzin, zajęcia dla dzieci w weekendy, dostęp do zakładowej biblioteki, a na tarasie na szóstym piętrze znajdowała się kawiarnia, gdzie pracownicy mogli odpoczywać w przerwie rozkoszując się widokiem na Warszawę. Zatrudniano młodych pracowników licząc, że zwiąże się ich z firmą na lata. Trudno to sobie dzisiaj wyobrazić, ale uczniowie Szkoły Handlowej marzyli o pracy u Braci, ponieważ wiedzieli, że dzięki wytrwałości mogą zdobyć wysokie stanowisko w największym Domu Handlowym w kraju.

 

Walka o dziedzictwo przodków

Druga płaszczyzną książki jest walka Jabłkowskich o ich dziedzictwo. Sklep przetrwał II wojnę światową, już w 1945 roku syn Józefa Feliks otworzył na nowo podwoje domu towarowego. Szybko firma Braci stała się solą w oku komunistów – nic dziwnego – przy pustkach w państwowych sklepach dobrze zaopatrzony Dom Jabłkowskich poddawał wątpliwość skuteczność socjalistycznej gospodarki. Dlatego władze doprowadziły do bezprawnego pozbawienia majątku rodzinę i przejęły budynek. Łazarewicz opowiada o zmaganiach potomków założycieli handlowej potęgi w odzyskaniu imperium przodków. Okazuje się, że i w wolnej Polsce nie łatwo jest odzyskać prywatną własność, a obecny gospodarz potrafi zrobić wiele, by nie dopuścić do oddania domu prawowitym właścicielom. Autor z dociekliwością właściwa reporterowi odsłania mechanizmy układów i kombinacji prawnych towarzyszących walce o Dom Braci Jabłkowskich. Już po wydaniu książki, we wrześniu 2013 roku Jabłkowscy dopięli swego i odzyskali budynek – komornik eksmitował niewypłacalnych najemców. Nowi-starzy właściciele prawdopodobnie wynajmą lokal na parterze kolejnej księgarni, zaś na piętrze Marta Jabłkowska wspomina enigmatycznie o centrum kulturalnym.

 

Klimat międzywojnia

Łazarewicz bardzo zgrabnie snuje opowieść o rodzinie Jabłkowskich. Mimo, że nagromadzenie faktów na 200 stronach książki jest duże, autor uniknął napisania suchej relacji. Szczególnie styl opisu działalności sklepu przed 1939 roku przypomina nieodzownie narrację międzywojennych gazet. Łazarewicz godzi lekką formę z rzetelnością przeprowadzonych badań, przez co powstaje pełnokrwisty reportaż. Poczucie przeniesienia się w czasie potęgują zdjęcia wnętrz sklepu, dystyngowanych ekspedientek i wystaw sklepowych, o ile elegantszych od dzisiejszych jarmarcznych centrów. Opis przedwojennego Domu Jabłkowskich wzbudza tęsknotę za nienachalną reklamą, kompetentną i miłą obsługą, jak i po prostu atrakcyjnym wnętrzem, w którym klient może czuć się wyjątkowo. Przyĸład Jabłkowskich pokazuje, jak można pogodzić zarabianie dużych pieniędzy z solidnym prowadzeniem biznesu, dbając o klienta i pracowników.                  

 

Lazarewicz_Szescpieter_popr2_500pcx.jpg„Sześć pięter luksusu”
Cezary Łazarewicz

Kraków 2013, wyd. Znak

Burza w galaktyce

14 grudnia 2017 roku do polskich kin trafił od dawna...

Gdzie się pokazać?

Szukasz miejsca, gdzie możesz pokazać swoje zdjęcia? Możliwości jest wiele....

Blendy – czyli o prostym i skutecznym oświetleniu w fotografii
Zapewne każdy z nas zastanawiał się kiedyś czym są te...
Lisiecki kontra Lis
Właściciel „Wprost” domagał się 25% udziałów w moim projekcie –...