WFF to nie tylko poważne dramaty, wprawiające publiczność w stan zadumy. Selekcjonerzy warszawskiego festiwalu od lat udowadniają, że ambitne kino to nie tylko kino smutne, poruszające zasadnicze tematy. Nie inaczej jest w tym roku – w programie festiwalu nie brakuje tytułów, puszczających do widza komediowe oko.
Fanom komiksu, baśniowej konwencji w filmach z pewnością do gustu przypadnie, prezentowany w sekcji „Pokazy specjalne”, niemiecki ”Banklady” w reżyserii Christiana Alvarta. Produkcja przywodzi na myśl dokonania reżyserów takich jak Jean-Pierre Jeunet czy Tim Burton. Główną bohaterką jest początkowo niczym niewyróżniająca się pracownica fabryki tapet – 30-letnia Gisela. Jej życie odmienia się po spotkaniu Hermana, mężczyzny zajmującego się okradaniem banków. Razem, rabusiowie stwarzają duet kojarzący się z legendarnymi Bonnie i Clyde. Fabuła filmu została oparta na realnej postaci Giseli Werler – pierwszej Niemki obrabiającej banki. Osadzenie akcji w latach ’60, przepiękne kostiumy, klimatyczne zdjęcia baśniowo przedstawiające filmową rzeczywistość, przerywanie fabuły komiksowymi klatkami czynią z „Banklady” bardzo interesujący film, który ogląda się z dużą przyjemnością. Z rolą Giseli doskonale poradziła sobie Nadeshda Brennicke, perfekcyjnie ukazując przemianę bohaterki z zakompleksionej szarej myszki do pewnej siebie tytułowej „Banklady”.
Kolejna komediowa pozycja warta polecenia to „Grzybiarze” w reżyserii Ivarsa Tontegode. Film zaprezentowany został z sekcji „Wolny Duch”, która skupia niezależne, buntownicze filmy, niegodzących się na kompromisy twórców. Nie inaczej było w przypadku łotewskiej produkcji. „Grzybiarze” to istna jazda bez trzymanki. Film opowiada o młodym mężczyźnie pracującym w korporacji. W jego życiu nie dzieje się nic interesującego, sam bohater jest nieśmiały, zakompleksiony, pogrążony w stagnacji. Przełomowym momentem okazuje się tytułowe „grzybobranie”. Halucynogenne doświadczenie prowokuje mężczyznę do działania, ma on w końcu odwagę, by zmienić swoje życie. Pomimo tego, iż punkt zwrotny następuje na samym końcu filmu, już od początku obraz emanuje absurdalnym humorem i psychodelicznymi ujęciami. Twórcy „Grzybobrania” nie przejmują się polityczną poprawnością, nie zważają też na wrażliwych widzów. Niezwykle trafnie (i – co warto dodać – bardzo zabawnie) kreślą obraz współczesności, ukazując rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Widoczna jest inspiracja „Requiem dla snu” – w „Grzybiarzach” pełno jest surrealistycznych ujęć i psychodelicznych wizji, a postać uzależnionej od telewizji matki głównego bohatera do złudzenia przypominaSarę Goldfarb z filmu Aronofskiego. Obraz Ivarsa Tontegode nie jest jednak dziełem ponurym i przygnębiającym. Jak powiedział sam reżyser: Film miesza rzeczywistość trudów życia z absurdalnym przejaskrawieniem i zadaje poważne pytania w niezbyt poważny sposób. Miłośnicy niebanalnego humor z pewnością będą zachwyceni.