WFF 2013 – "Still Life" na otwarciu festiwalu

Na dobre rozkręcił się Warszawski Festiwal Filmowy. Dzień pierwszy obfitował w szereg atrakcji nie tylko filmowych – poszczególne projekcje uświetniali obecnością twórcy danych produkcji, a najważniejszym wydarzeniem tego dnia była uroczysta gala otwarcia z udziałem sław świata filmowego. Reżyser Uberto Pasolini zaprezentował na niej swoje najnowsze dzieło, które wybrano na film otwarcia – „Zatrzymane życie”.

Po pokazie „Still life” (bo taki jest oryginalny tytuł tej produkcji) nie można mieć wątpliwości, dlaczego właśnie ten film wybrano, by towarzyszył uroczystej gali otwarcia festiwalu. Jeżeli bowiem my – mieszkańcy Europy Wschodniej – aspirujemy do osiągnięcia poziomu cywilizacyjnego tzw. Zachodu, z całym bagażem doświadczeń socjalnych i ekonomicznych tegoż, to dzieło Pasoliniego powinno się poważnie przyswoić i przemyśleć. Jeżeli zaś okaże się, że jest już za późno, popadając w okowy samotności, wynikającej z wielkomiejskiego stylu życia, to „Still Life” może z powodzeniem posłużyć jako remedium.

 

Martwa natura, czyli płótna samotności

Film opowiada o urzędniku Johnie Mayu, którego praca polega na wyprawianiu pogrzebów osobom nieposiadającym krewnych. May bardzo angażuje się w swój zawód: za każdym razem usilnie stara się jednak znaleźć kogoś, kto chciałby się na pogrzebie pojawić. Mimo to jednak zazwyczaj jest jedyną osobą, oprócz księdza, obecną na pochówku. Sam nie posiada rodziny ani bliższych znajomych; prowadzi stateczne życie w jednej z londyńskich kamienic, wypełnione powtarzającymi się rytuałami dnia codziennego. Pewnego dnia zostaje niespodziewanie zwolniony z pracy. Ostatnią sprawą, którą ma się zająć, jest sprawa jego sąsiada z naprzeciwka. May tym razem nie ma zamiaru być jedyną osobą na pogrzebie i wyrusza w podróż w poszukiwaniu kogoś, kto chciałby się tam pojawić. Poznaje historię obcego sobie mężczyzny, o którym nie wiedział nic, mimo, że zaglądał codziennie w jego okno.

2958_StillLife_02

„Still life” zostało przetłumaczone jako „Zatrzymane życie”, ale równie dobrze mogłoby zostać nazwane „Martwą naturą”. To gra słów, w polskim języku nieuchwytna, ale widoczna doskonale w obrazie, jaki maluje reżyser. May codziennie podróżuje tą samą trasą do pracy, mijając te same budynki, z jednego z okien zaś zawsze wychyla się ten sam człowiek, paląc o tej samej godzinie papierosa. Nienachalna stylistyka następnie przenosi się na statyczną scenografię: wyposażenie biura głównego bohatera, w którym wszystko jest składnie ułożone na swoim miejscu, następnie jego mieszkanie, w którym zwykł był jadać zawsze to samo jedzenie. Wreszcie wyposażenie domów zmarłych, które May odwiedza, a które wypełniają ich rzeczy – świadectwa ich samotnego losu. 

 

Istota relacji, a więc płótna życia

Podróż oczywiście głównego bohatera zmieni, ale Pasolini daleki jest od optymistycznego kina drogi czy niewiele mówiących frazesów na temat potrzeby cieszenia się życiem. Reżyser jest bowiem doskonale świadomy tego, że nie każdy ma z kim się tą radością podzielić, i nie jest to także często niczyja wina. To raczej społeczeństwo zatraciło zdolność do komunikacji. Pasolini przypomina więc, jak ważne jest, by nawiązywać relacje z drugim człowiekiem. Postacie z życia sąsiada, które główny bohater napotyka na swojej drodze, są wreszcie jedynym prawdziwie żywym elementem, który pojawia się w obrazie martwej natury. A także w życiu Johna Maya, który miał dotąd do czynienia głównie ze zmarłymi. 

2958_StillLife_01

„Zatrzymane życie” to także dzieło niezwykle liryczne, dzięki licznym scenom naprawdę idealnie wpisującym się w gusta estetyczne i rytm prowadzonej narracji, w dodatku okraszonym znakomitą muzyką. Ma się wrażenie, że jest to film bardzo świadomy i że wszystko, co się w nim znalazło, znalazło się tam w jakimś celu. Aż ciężko uwierzyć, jak udało się do tego jeszcze dołożyć reżyserowi w miarę wartką akcję i nawet wstawki humorystyczne. No i wreszcie – last but not least – bohatera, którego da się lubić (wspaniale zresztą zagranego przez Eddiego Marsana).

Dzieło Pasoliniego to przede wszystkim poruszający obraz samotności w ogóle, ale reżyser słusznie podkreśla, że ta samotność ma jednak konkretny kontekst społeczny i ekonomiczny w cywilizacji zachodniej. „Poczucie osamotnienia dotyczy natury współczesnego społeczeństwa, więc im większe miasto, tym większe to poczucie.” – mówił na spotkaniu z publicznością. Diagnoza reżysera, to że cywilizacja zachodnia przeżywa gruntowny zanik relacji międzyludzkich, a także instytucji sąsiedztwa. Wskazane leczenie: wyjść przed dom, zadzwonić do drzwi obok i przywitać się.

Uberto Pasolini.jpgUberto Pasolini pojawił się na gali otwarcia, a także drugiego dnia festiwalu na spotkaniu z publicznością. Źródło: materiały prasowe

„Każdy koncert to małe święto” [WYWIAD]

Podczas 25. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, cała Polska bawiła...

Rafał Ziemkiewicz: Wolność to kartka i długopis
Rafał A. Ziemkiewicz to dziennikarz z wieloletnim doświadczeniem, znany z...
W teleexpressowym skrócie – spotkanie z Maciejem Orłosiem
Miał zostać aktorem, wybrał dziennikarstwo. O misji, Teleexpresie i nowym...
Niedenthal i Wieteska o transformacji
Od 3 lutego możemy znów na chwilę powrócić do lat...