Zwolnienie fotografa Grzegorza Rogińskiego z Kancelarii Premiera stało się pretekstem do zadania pytania o kondycję zawodu fotoreportera w Polsce. W kontekście reformy emerytalnej, gdzie obywatele będą musieli czynnie pracować do 67. roku życia, dochodzi do tego pytanie o miejsce na rynku pracy ludzi po sześćdziesiątce. 60-letni czynny fotoreporter? Czy już teraz nie brzmi to niemal jak opcja ekstremalna?
Jako osoba dwudziestoparoletnia jestem w kropce. Na obecną sytuację na rynku fotograficznym w Polsce mogę spojrzeć przez różowe okulary, kiedy uświadomię sobie, że nawet jeżeli nie skończyłam szkoły przygotowującej do zawodu fotoreportera, mam szansę zaistnieć na łamach prasy drukowanej bądź internetowej. Mogę przecież robić oraz wysyłać zdjęcia (oceniane bardziej lub mniej krytycznie) w różne miejsca z nadzieją, że nawet jeżeli nie zostanę za nie wynagrodzona pieniężnie, to przynajmniej będę miała na swoim koncie publikację pod własnym nazwiskiem. Nawet osoby które nie myślą o uprawianiu tego zawodu na całkiem poważnie, a bardziej „z doskoku”, mogą liczyć na zlecenia, ponieważ są tańsi niż profesjonaliści, dla których fotografia jest głównym lub jedynym źródłem utrzymania.
Z drugiej strony zauważam jednak, jak trudna i kręta czekałaby mnie droga, gdybym postanowiła postawić wszystko na jedną kartę i chciała pracować w zawodzie fotoreportera. Jak wiele musiałoby minąć czasu, żebym mogła się wybić spośród rzeszy robiących zdjęcia, pokonać wszystkie formalności związane z założeniem własnej działalności i sprawić, by moje nazwisko stało się na tyle rozpoznawalne, że nie byłabym wciąż odsyłana z kwitkiem. A następnie, nawet jeżeli zostałabym doceniona na rynku fotograficznym, jak długo musiałabym szukać miejsca, gdzie zostanę zatrudniona na stałe? I czy zdobędę poczucie finansowego bezpieczeństwa i przede wszystkim stabilności potrzebnej, aby wejść w dorosłe życie? Pominę w tym miejscu kwestię płci, bo przecież jako kobieta planująca w przyszłości założenie rodziny, już na samym początku znajduję się na przegranej pozycji. Nie mogę przecież rozpychać się łokciami w tłumie kolegów po fachu, kiedy jestem w ciąży, nie stać mnie byłoby także na zawodową bezczynność przez rok czy dwa lata (zakładając, że nie chcę mieć więcej niż jednego dziecka). Kto chciałby utrzymywać ciężarnego fotoreportera, skoro może mieć paru innych pracujących bez wytchnienia za te same pieniądze?
Jeszcze do niedawna elitarny zawód fotografa stał się w dobie cyfrowej technologii zajęciem dla mas. Każdy może zrobić „dobre zdjęcie” i – co więcej – nie musi w tym celu nawet kupować aparatu. Telefony komórkowe mieszczą się w kieszeni, są mniej widoczne i łatwiej dostępne. Jednym słowem – stały się idealnym narzędziem dla fotoreportera. Niektóre z nich potrafią nawet zrobić zdjęcie we wcale niezłej jakości. Ostatnio przecież nawet poseł Joanna Kluzik-Rostkowska stwierdziła autorytatywnie, że fotografowanie nie wymaga wielkiego kunsztu. Wydaje się, że osoba która skończyła studia dziennikarskie na UW i współpracowała z szeregiem gazet (m.in. z „Wprost”) powinna wiedzieć, co mówi. Ale czy rzeczywiście w każdym przypadku punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a o gustach się nie dyskutuje? Czy każdy na prawo wypowiadać się na temat jakości fotografii (nawet jeżeli mówimy o pewnym jej dziale, tzn. fotografii prasowej) i oceniać, czy dane zdjęcie jest wystarczająco dobre, aby zaistnieć w tzw. szerszym obiegu?
Na szczęście wypowiedź pani poseł oraz zwolnienie Grzegorza Rogińskiego (na którego miejsce przyszedł młodszy kolega po fachu z firmy zewnętrznej) nie pozostały bez odpowiedzi ze strony fotoreporterów, dla których zarówno wypowiedź pani poseł, jak i zwolnienie Grzegorza Rogińskiego okazały się być kroplami, które przelały czarę goryczy. Wystosowali oni list do polskiego rządu, w którym poruszyli szereg problemów, z którymi na co dzień są zmuszeni borykać się w swoim zawodzie. Dyskutując z opinią Kluzik-Rostkowskiej podkreślili fakt, że dobry fotoreporter łączy umiejętności dziennikarskie, techniczne i artystyczne. I że w przypadku zawodowców nie wystarczy naciśnięcie spustu migawki – potrzebny jest również refleks oraz świadomość, jak wykonać dane zdjęcie, by opowiedzieć możliwie jak najwięcej o fotografowanym wydarzeniu. Jakkolwiek bowiem w przypadku zawodu fotografa istotny jest sam talent, o tyle perfekcję w każdej dziedzinie osiąga się za pomocą praktyki, codziennego obcowania ze sprzętem oraz środowiskiem fotoreporterskim. A te mogą zapewnić stałe zatrudnienie oraz ciągłe doskonalenie się w swojej profesji za pomocą rozmaitych szkoleń i warsztatów. Niestety – również za nie fotografowie są zmuszeni w większości przypadków płacić z własnej kieszeni. Wszystko to powoduje obniżenie jakości fotografii prasowej w ostatnich latach. Kto bowiem chce płacić za zdjęcia ceniących się profesjonalistów, jeżeli może je mieć za darmo? …i cóż z tego, że w nieco słabszej jakości?
Najbardziej paradoksalnym faktem jest jednak to, że ustawę, na której opiera się prawo dotyczące zawodu fotoreportera nadal oparte jest na źródłach z okresu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Prawo owo jest – łagodnie mówiąc – archaiczne i nieadekwatne do dzisiejszych standardów. Mowa przede wszystkim o internecie, którego istnienia w codziennym świecie nasi dziadkowie czy pradziadkowie nie przewidzieli oraz o prawie wolnego rynku. Wolnorynkowa gospodarka daje bowiem z jednej strony duże możliwości, z drugiej powoduje, że nie wszyscy działają na równych zasadach. Prawdą jest, że obok zarejestrowanych, płacących podatki fotoreporterów na polskim rynku funkcjonuje znacznie więcej osób, które publikują za darmo… Coraz popularniejsze stają się ogłoszenia zachęcające do przesyłanie swoich zdjęć do różnych gazet czy instytucji za cenę podpisania zdjęcia nazwiskiem bądź też zlecenia fotograficzne w zamian za akredytacje dziennikarskie.
Jednak czy list Stowarzyszenia Fotoreporterów przyniesie konkretne zmiany i czy w dobie ogólnego kryzysu Kancelaria Premiera potraktuje wymienione z nim postulaty jako priorytetowe? Nie wiadomo… Pewnym jest, że nadeszły ciężkie czasy dla zawodu fotoreportera oraz że rzeczywistość ujawnia coraz większe luki w prawie regulującym zasady wykonywania tego zawodu. Nam – młodym fotografom – pozostają dwie możliwości: albo wiara, że prawna sytuacja wybrańców wykonujących ów zawód ulegnie poprawie bądź też ćwiczenie się w kombinatorstwie oraz konsekwentne działanie i samodoskonalenie się na własną rękę. Jednego osobiście jestem pewna – o jakości fotografii należy dyskutować. I wbrew dzisiejszym czasom, które zalewają nas łatwo dostępnymi obrazkami i towarami, na które patrzmy z perspektywy ilości a nie jakości, nie zgadzać się na promowanie tandety.