Gdyby Helmut Newton żył w dzisiejszych czasach, trudno byłoby mu zaszokować kogokolwiek. Zdjęcie czterech nagich pań mogłoby wejść zarówno w skład rozkładówki Playboya, jak i zostać uznane za formę sztuki. Jednak w roku 1981, kiedy to francuski „Vogue” opublikował fotografię posągowo pięknych kobiet, kobiece akty, przedstawione w dodatku nie w czasopiśmie dla panów, lecz w najsłynniejszym magazynie mody, wykraczały daleko poza normę. „Sie kommen” („Nadchodzą”) stało się zdjęciem, które zapoczątkowało nowy sposób przedstawiania kobiety XX wieku.
Newton zasłużył sobie na miano jednego z najsłynniejszych fotografów ubiegłego stulecia. Jego historia życia również wydaje się wyjątkowa. Urodzony w Niemczech jako syn bogatego Żyda (największego w Rzeszy producenta guzików) i Amerykanki, uciekł przed wojną z ojczyzny do Singapuru, a natępnie do Australii. Po powrocie do Europy postanowił rozpocząć wszystko od nowa. Wczesne lata sześćdziesiąte były idealnym czasem dla młodego, kontrowersyjnego i pełnego pomysłów fotografa. Granice moralności obyczajowej rozszerzały się coraz bardziej, a rewolucja seksualna wisiała w powietrzu. Newton jednocześnie korzystał z postępującego liberalizmu ówczesnego świata oraz w dużym stopniu był jego twórcą. Z każdym nowym pomysłem przesuwał granicę tolerancji odbiorców swoich prac. Szokując, oswajał ich z tym, co jeszcze paręnaście lat temu wydawało się w fotografii niestosowne i niesmaczne. Już nie chodziło o zwykłą prowokację, przyciągnięcie uwagi. Za pomocą swoich zdjęć realizował wizję, która powstawała w nim przez cały etap jego kariery.
Na początku był przede wszystkim fotografem mody. Świadczy o tym fakt, że swoją pierwszą wystawę prac autorskich miał dopiero w wieku pięćdziesięciu pięciu lat. Wcześniej, pracując w świecie sukienek, kapeluszy i pasków, konsekwentnie umacniał swoją pozycję na rynku. Nigdy nie zaprzeczał, że jego zdjęcia są komercyjne, przystosowane przede wszystkim do tego, aby się sprzedać. Obserwując jednak jego twórczość na przestrzeni lat, łatwo jest dojść do wniosku, że świat mody był dla niego pretekstem do pokazania własnych teorii, wewnętrznych fascynacji czy obsesji.
Fotograf uważał się za doskonałego obserwatora świata oraz za realistę. Zgodzić się z nim mógł tylko ten, kto uważa ludzkie pragnienia i sny za integralną część rzeczywistości. Nie fotografował bowiem rzeczywistości zastanej. Tworzył ją samodzielnie, dopasowywał do swoich wizji. Przedstawione na jego zdjęciach postaci są ustawiane, podobnie jak aktorzy na scenie. Musiał mieć absolutną kontrolę nad wykonywanym zdjęciem. Dla Newtona nie była to w żadnym wypadku sztuczność, lecz świat taki, jakim on – jako człowiek i artysta – go widział.
Takim właśnie „eskponatem” i obsesją była dla niego kobieta. Modę i ubrania uważał za element teatru, którego kurtynę trzeba było odsłonić. Newtona fascynowało to, co znajdowało się pod spodem – kobiece ciało, w swojej – mniejszej lub większej – doskonałości. Swoją fascynacją ze światem zaczynał się dzielić ostrożnie. Na początku fotografował modelki w paryskiem metrze, odziane jedynie w futra, spod których tu i ówdzie widać było fragment nagiego ciała. Erotyka od początku stanowiła klucz do pokazywanej przez Newtona mody. Jednak minęło trochę czasu, zanim kobiece postacie na jego zdjęciach odziane były jedynie… w buty. Fotograf twierdził, że ta część garderoby jest pierwszą rzeczą, na jaką zwraca uwagę, patrząc na kobietę. Wysokie obcasy uważał za coś absolutnie seksownego, za coś co sprawia, że kobieta wygląda zarówno pociągająco, jak i niebezpiecznie.
Nie o czystą nagość w zdjęciach Newtona chodziło. Pociągała go opozycja „nagiego” i „ubranego”. Wg francuskiegio „Vogue’a” rozebrane zdjęcie „Się kommen” propagowało myśl, iż aby ubrania wyglądały na nas bardziej elegancko i zmysłowo, należy dbać o ciało, które nimi okrywamy.
Co ciekawe – artysta w swoich fotografiach, na których przedstawiał modelki całkiem nagie zachowywał się o wiele subtelniej i jakby nieco bardziej nieśmiało. Nie było w nich już miejsca na prowokację, wyuzdane pozy. Wszystko, co wcześniej intrygowało, kusiło, poruszało wyobraźnię, zostało odsłonięte. Odarte z tajemnicy. Jednocześnie jednak nie było w tych zdjęciach bezbronności ani wstydu.
Można by się pokusić o stwierdzenie, że feminizm ubiegłego stulecia znalazł w Helmucie Newtonie swojego propagatora. Kobiety na jego zdjęciach są zazwyczaj piękne jak boginie, młode i zgrabne, wyrażają pewność siebie, zdecydowanie, a nawet wyrachowanie. Są uosobieniem siły, nie wiedzą, co to kompleksy ani zahamowania. Wydają się przez to nieco odrealnione, pozbawione tradycyjnego seksapilu. Nie potrzebują mężczyzny, by sięgnąć po swoje. Jednocześnie jednak artysta wprowadził do tej wizji pewną dwuznaczność, którą najlepiej widać na zdjęciu, gdzie fotograf ubrał modelkę w bryczesy i oficerki z ostrogami do jazdy konnej, a na kark narzucił jej… siodło. Jakby była jednocześnie tą, która siodła, okiełznuje i jest siodłana i okiełznywana. Można interpretować to jako newtonowską wizję kobiety u progu nowego tysiąclecia. Być może nadal aktualną…
Publikacja zdjęć ma charakter edukacyjny.