Festiwalowy czwartek spokojny, bez fajerwerków, za to z klasyką kina. W dużym namiocie można było zobaczyć nowości. Jendak w Kinie pod Srebrną Gwiazdą prezentowane było stare dobre kino, a jak wiadomo z klasyką się nie dyskutuje. Powrót do Włoch i kolejne spotkanie z twórczością Roberto Rosselliniego, debiut fabularny Grzegorza Królikiewicza oraz zmęczony życiem architekt w „Pełni” Andrzeja Kondratiuka.
„Miłość” Roberto Rosselliniego to przede wszystkim hołd złożony Annie Magniani i jej talentowi. W dwóch etiudach ukazuje różne oblicza i odcienie tytułowego uczucia. W pierwszej Anna Magniani porusza widza, kreując postać kobiety porzuconej, zrozpaczonej, wręcz szalejącej z miłości. Zadanie było tym trudniejsze, że na ekranie pojawia się tylko i wyłącznie ona. Reżyser robi częste zbliżenia – aktorka gra głównie twarzą. Obserwujemy jak zmienia się jej mimika i spojrzenie. Z tym zadaniem, aktorka poradziła sobie doskonale. Anna Magniani magnetyzuje. Wraz z reżyserem stworzyła monodramę na najwyższym aktorskim i emocjonalnym poziomie. Pokazała swój południowy temperament i udowodniła aktorski kunszt. Ta etiuda należy do niej.
Druga etiuda, zatytułowana „Cud”, powstała na podstawie opowiadania Federico Felliniego. Tu Anna Magniani wciela się w diametralnie inną postać – prostej i ubogiej pasterki. Dziewczyny głęboko wierzącej, która wszystkie uczucia kieruje ku świętemu Józefowi. Jemu się poleca i do niego się modli. Pewnego dnia, w przypadkowo spotkanym wędrowcu, dostrzega Józefa. Ciekawostką jest, że w role milczącego świętego wcielił się młodziutki Federico Fellini. Oczywiście nikt jej nie wierzy. Mieszkańcy wioski wyśmiewają dziewczynę, a ona twierdzi, że Bóg ją wybrał i pobłogosławił. W tej części aktorka wypada równie wiarygodnie. „Miłość” to jej aktorski popis.
Po filmie odbyła się dyskusja z prof. Marią Kornatowską i Grażyną Torbicką na temat kina włoskiego. Obydwie panie opowiedziały o twórczości Roberto Rosselliniego oraz uzasadniły wybór jego filmów na tegoroczny festiwal. Twórczość Roberto Rosselliniego praktycznie się nie starzeje, była i jest inspiracją. Rosselliniego odkryła francuska Nowa Fala. A jak podkreśliła Maria Kornatowska, to, co odkryte przez twórców nowofalowych musi być dobre. Nie zabrakło anegdot na temat życia prywatnego reżysera, jego licznych romansów i związku ze wspomnianą już, muzą reżysera Anną Magniani i późniejszego z Ingrid Bergman.
Poza kinem włoskim, oczywiście kino polskie. A dokładnie kolejne filmy z niewspominanego wcześniej przeglądu filmów Grzegorza Królikiewicza. Po seansie reżyser poprowadził Lekcję Kina. A przed spotkaniem można było obejrzeć dwa filmy: krótkometrażowy „Idź” i debiut fabularny „Na wylot”. W obydwu filmach reżyser porusza trudne tematy. „Idź” to zapis drogi, jaką w latach 60. i 70. rokrocznie w Polsce, a dokładnie w polskich Tatrach przebywał koń. Przewodnik prowadził zwierzę w wysokie góry, tam je zabijał, a mięso zostawiał jako posiłek dla niedziwiedzi. Najtańszy sposób transportu i ludzka bezwzględność. Film porusza. Nie ma dźwięków, słów, gdzieś w tle leci jedynie spokojna muzyka.
„Na wylot” to film oparty na faktach. Reżyser inspirował się wydarzeniami, które miały miejsce w Krakowie w latach trzydziestych. Młoda para, Jan i Anna, poznali się na pijackiej imprezie. Wbrew sprzeciwom wzięli ślub. Niestety szybko zderzyli się z rzeczywistością. Bez pracy, pieniędzy, poniżani nawet przez najbliższych, popadali w marazm. Beznadzieja i bark perspektyw doprowadziły ich do ostateczności-zamordowali troje starych ludzi. Na ekranie obserwujemy ich zmianę, coraz większa desperację, oraz pojawiającą się myśl o zbrodni. Reżyser rozkłada ją na części elementarne, wręcz penetruje. Prezentuje całe stadium, od kiełkującej myśli, poprzez czyn, aż po karę. Nie bez powodu krytycy porównywali film do „Zbrodni i kary” Dostojewskiego. Mimo że film już się zestarzał, wciąż robi duże wrażenie. Niesamowite jest to, że nie osądzamy bohaterów i ich czynów, a raczej w jakimś sensie rozumiemy. Ich słowa powinny oburzać. Widz nie powinien się z nimi godzić, tym bardziej, że historia oparta jest na faktach. Ale podążamy drogą reżysera, który z prostotą i dokumentalnym drygiem, bez osądzania, opowiedział o tych krakowskich wydarzeniach. „Na wylot” wciąż prowokuje do dyskusji, przywodząc na myśl wspomnianego już Dostojewskiego czy „Krótki film o zabijaniu” Krzysztofa Kieślowskiego.
A na zakończenie dnia, kolejny film Andrzeja Kondratiuka. „Pełnia” to kino kameralne. Historia Wojtka, który zmęczony życiem w wielkim mieście, wyjeżdża na wieś. Jak mówi, odbiera zaległe urlopy. Mężczyzna zaprzyjaźnia się z mieszkańcami wsi, łowi ryby, ale przede wszystkim zastanawia się nad sensem swojej pracy. Spokój, odosobnienie i powoli płynące dni, sprzyjają rozmyślaniom. Ucieczka od wielkiego miasta i pogoni za sukcesem to temat bardzo współczesny. Historia Wojtka opowiedziana jest lekko, ale dzięki uniwersalności tematu pozwala widzowi na chwile zastanowienia. Jak i w innych filmach dobra obsada i ciekawe dialogi. Reżyser jest doskonałym obserwatorem rzeczywistości i ludzkiej natury, o czym przekonują się tegoroczni festiwalowicze.