Kiedy po raz pierwszy wybiegł na murawę w niebiesko-czarnej koszulce, strzelił gola na wagę zwycięstwa Interu w derbach Mediolanu. Na rzecz sprowadzenia go do swojej drużyny, władze Chelsea Londyn zrezygnowały z kupna Ronaldinho. W reprezentacji Rumunii strzelił 35 bramek, czyli tyle samo, co słynny Gheorghe Hagi. Miał niezwykły talent i znakomicie zapowiadającą się karierę. Miał zostać najlepszym piłkarzem świata, a stał się skandalistą. Jest doskonałym przykładem na to, że w sporcie umiejętności to nie wszystko. Oto Adrian Mutu.
Jak nie grałem, to czytałem
Lata 70., Calinesti. W tym małym miasteczku na południu Rumunii na świat przychodzi przyszła gwiazda futbolu o pseudonimie „Fenomen” – Adrian Mutu. Od najmłodszych lat jego idolem jest jeden z najlepszych piłkarzy w historii rumuńskiej piłki – Nicolae Dobrin. 17-letni Mutu postanawia podążać jego śladami i wstępuje do pobliskiego FC Arges – klubu, który oszlifował talent Dobrina.
Futbol jest jego największą pasją, na drugim miejscu znajduje się literatura. Przede wszystkim poezja, z prozy najbardziej ceni Dostojewskiego. Jak sam mówi: Fascynuje mnie potęga słów. Mogą zarówno burzyć wielkie mury, jak i budować bariery nie do przełamania.
Emigrowałem, wkroczyłem i pozamiatałem
Już rok później Mutu zalicza debiut w rozgrywkach seniorskich. Wyróżnia się niesamowitą szybkością i skutecznością. Dostrzegają to władze Dinama Bukareszt, które wkrótce sprowadzają zawodnika na Stadion Dinamo. Było warto – Mutu zdobywa 22 gole w 33 meczach, dzięki którym klub wyrasta na krajową potęgę. Najbardziej zyskuje na tym kariera Rumuna, która nabiera niesamowitego tempa – po niespełna roku piłkarz opuszcza ojczyznę, by zdobywać bramki dla Interu Mediolan. W tym czasie jest na ostatnim roku studiów prawniczych.
Lepszego debiutu w niebiesko-czarnej koszulce Mutu nie mógł sobie nawet wymarzyć. W derbach miasta z Milanem strzela zwycięskiego gola, a jego nazwisko jeszcze długo skandowane jest przez kibiców „Nerazzurrich”. Euforia jednak szybko gaśnie. W europejskim futbolu obowiązuje wówczas limit wystawiania na boisko piłkarzy z krajów niebędących członkami Unii Europejskiej, dlatego Rumun ma coraz mniej okazji na zaprezentowanie swoich umiejętności. Klub z Mediolanu oddaje go więc pod opiekę szkoleniowca Hellasu Werona. Tam gra już regularnie i strzela 12 goli w sezonie 2001/2002.
Mutu jest uwielbiany przez kibiców i władze klubu. To jeden z najinteligentniejszych młodych ludzi jakich znam, nie mówię tylko o piłkarzach. Przykład chłopca, którego chętnie przedstawiłbyś własnej córce. Utalentowany, serdeczny, nieegoistyczny, przystojny – tak o sportowcu mówi Alberto Malesani, trener Hellasu. Następny sezon to dla Mutu kolejny klub – Parma. W parze z Adriano tworzy tam zabójczy duet napastników. Skuteczność Rumuna nie słabnie – trafia do siatki 22 razy.
Trochę narozrabiałem
Rozpędzony Mutu szybko opuszcza Włochy i trafia na Stamford Bridge. Kluczową rolę w tym transferze odegrał Roman Abramowicz, a właściwie jego pieniądze. Kiedy Rosjanin przejął rządy w Chelsea Londyn, ówczesny szkoleniowiec klubu – Claudio Ranieri – mógł wdrożyć w życie swój pomysł ściągnięcia Rumuna do Londynu. 24-latek staje się częścią „The Blues”, a do Parmy trafiają 23 mln euro. Co ciekawe, włoski trener zdecydował się na Mutu kosztem Ronaldinho, który według niego był „niezdyscyplinowanym playboyem”.
Nowy klub to nie tylko nowe możliwości rozwoju, ale także wielkie pieniądze. I o ile niebieska przygoda rozpoczęła się dobrze, o tyle jej zakończenia wesołym nazwać nie można. Debiutancki występ w drużynie „The Blues” Mutu z pewnością zalicza do udanych (2 gole w meczu z Tottenhamem). Później przyszedł czas na coraz częstsze dyskoteki pełne alkoholu, po których sportowiec trafiał na okładki angielskich tabloidów.
Myślał, że jest Bogiem – mówi Ioan Becali, ówczesny agent piłkarza. Po niespełna czterech miesiącach od transferu, cały piłkarski świat huczy o romansie Rumuna z gwiazdą porno, którym niszczy swoje pierwsze małżeństwo. Laura Andresan, opowiadając o spotkaniach ze sportowcem, ma tym samym pięć minut sławy w angielskich tabloidach. Kręcił mnie, bo jest bogaty. Ale seks z nim nie dawał frajdy – wyznaje w rozmowie z dziennikarzem „The Sun”.
Bogate życie towarzyskie piłkarza nie pozostaje bez znaczenia dla jego formy sportowej. Słaba dyspozycja, spóźnienia na treningi i pretensjonalne zachowania wobec władz klubu to tylko niektóre z grzechów wychowanka FC Arges. I o ile Ranieri przymyka na to wszystko oko, bo wierzy w Rumuna jak mało kto, o tyle jego następca – Jose Murinho – nie zamierza tolerować takiego postępowania. Jest stanowczy, grozi wyrzuceniem ze składu. Co na to Mutu? W niemal każdym wywiadzie krytykuje swojego trenera, zarzucając mu brak profesjonalizmu i nieodpowiednie podejście do zawodników. Atmosfera między Portugalczykiem, a Rumunem jest coraz gorętsza. Przyznaję, mieliśmy ostrą konfrontację i groziłem Mourinho. W emocjach mało co go nie uderzyłem – mówi Mutu.
Mosty spaliłem
Mourinho postanawia usunąć Rumuna z pierwszej jedenastki. „The Blues” mają dobrą passę – wygrywają każde kolejne spotkanie. Mutu nie daje za wygraną i domaga się przywrócenia go do gry. Dostaje taką szansę w meczu z Aston Villą, w którym prezentuje się fatalnie. Banalne błędy, kilka bardzo ważnych straconych piłek. Żałuję, że go wystawiłem – tak grę Mutu komentuje Murinho. Na kolejny mecz z PSG piłkarz nie zostaje nawet powołany.
Po PSG zadzwonił do mnie i powiedział, że jest kontuzjowany. Nieco później dostałem telefon od Mourinho, który pytał mnie jak to możliwe, że mój klient ma kontuzję, choć nie grał. Nie wiedziałem co powiedzieć – relacjonuje agent Rumuna. Kiedy Mutu dostaje powołanie do reprezentacji na mecz z Czechami, trener zabrania mu jechać, bo – jak sam wcześniej mówił – ma problemy zdrowotne. Nadchodzi dzień starcia Rumunia – Czechy. Kto jest pierwszym napastnikiem Rumunów? Adrian Mutu.
Po tym incydencie rozpętuje się prawdziwa wojna. Murinho i Mutu nie szczędzą sobie obraźliwych słów na swój temat, zwłaszcza na łamach prasy.
Co nieco powciągałem
Miarka przebiera się we wrześniu 2004 r. W organizmie piłkarza specjaliści wykrywają kokainę. Początkowo napastnik zaprzecza, jakoby kiedykolwiek miał kontakt z narkotykami. Przekonuje, że doszło do pomyłki, że owszem, zażywał jakieś środki, ale były to tylko tabletki mające poprawić jego życie erotyczne. Wreszcie przyznaje się do winy. Chelsea nie czeka długo – już kilka dni później rozwiązuje zawarty z Rumunem kontrakt.
Na tym jednak się nie kończy – klub żąda od piłkarza odszkodowania w wysokości 22 mln euro za niedostosowanie się do warunków kontraktowych. Mutu kieruje sprawę do sądu. Po kilkudziesięciu procesach i apelacjach do sprawy włącza się FIFA, która nakazuje zawodnikowi przelać na konto Chelsea 17 mln euro. To nieludzki wyrok. Nie zasłużyłem na to, by zostać tak surowo ukaranym. Nie mam takich pieniędzy. Zapłaciłem już z naddatkiem za błędy młodości, dziś jestem kimś zupełnie innym, dojrzalszym, mądrzejszym – przekonuje Mutu. Spór piłkarza z klubem trwa do dziś.
Dla Damy postrzelałem
Przymusowe opuszczenie londyńskiego klubu nie oznacza wcale końca piłkarskiej kariery Rumuna. Chelsea nie „odstawiła” go do listy transferowej, tylko wyrzuciła, dlatego szybko zainteresował się nim Juventus Turyn, który mógł za darmo ściągnąć piłkarza do siebie. Mutu odwdzięcza się dobrą grą – w dużej mierze przyczynia się do zdobycia przez Starą Damę mistrzostwa Włoch w 2006 r. Biało-czarna euforia nie trwa długo – drużyna traci tytuł po ujawnieniu afery Calciopoli. W świetle skandalu z Juventusu odchodzi wielu zawodników, również Mutu.
Podkręciłem moc
Z uwagi na dobrą formę Rumuna, nie brakuje chętnych na jego zatrudnienie. 27-latek ostatecznie wybiera Fiorentinę, w której pracuje jego były trener z czasów Parmy, Cesare Prandelli. Włoch ma świetny kontakt ze swoim nowym (starym) podopiecznym. Pod skrzydłami Prandellego, Mutu znowu nabiera wiatru w żagle. W kolejnych trzech sezonach zdobywa 55 bramek. Zostaje jedną z najjaśniejszych gwiazd Serie A i najlepszym piłkarzem Fiorentiny. Napastnik nie potrafi być jednak grzeczny zbyt długo – w jego organizmie wykryto środki dopingujące. Władze „Violi” najpierw zawieszają go na dziewięć miesięcy, a później zrywają kontrakt.
Pogwiazdorzyłem
Mutu nie składa broni. Gra m.in. we włoskiej Cesenie i francuskim Ajaccio, jednak kompletnie nie potrafi się tam odnaleźć. Ściąga na siebie lawinę krytyki po zmarnowaniu jedenastki w meczu z Valenciennes. To jedna z najgorszych „panenek” ostatnich lat. Wraca do Rumunii i zaczyna uświadamiać sobie, że po dwóch poważnych aferach dopingowych, nie zagra już w największych europejskich klubach. Nie daje jednak o sobie zapomnieć: raz bije do nieprzytomności kelnera w rumuńskiej restauracji, kiedy indziej atakuje dwóch mężczyzn, którzy (w jego mniemaniu) flirtowali z jego żoną.
W ojczyźnie Mutu jest kimś więcej niż sportowcem – to jeden z największych celebrytów. Rumuński dziennikarz Traian Ungureanu mówi: Często porównywany jest do Beckhama. To najlepszy rumuński piłkarz, najbardziej błyskotliwy, mający barwny styl życia. Jeździ najszybszymi samochodami, nosi najdroższe zegarki. Kiedy tylko zjawia się w Bukareszcie, imprezuje z najważniejszymi i najmodniejszymi, otacza się najpiękniejszymi kobietami. Prowadzi życie, o jakim marzą nastolatkowie. Powstał pewien kult Mutu i pisze się o nim praktycznie codziennie.
Napastnik nie zostaje odsunięty od reprezentacji. Występuje w niej regularnie, ciesząc się dużą skutecznością strzelecką. W barwach narodowych rozgrywa łącznie 77 meczów i zdobywa 35 goli, wyrównując tym samym rekord trafień ustanowiony wcześniej przez Gheorghe Hagiego. Mimo sukcesów, nieskrępowana natura Rumuna szybko daje o sobie znać. Zostaje przyłapany na piciu alkoholu podczas zgrupowania, co skutkuje wydaleniem z kadry. 5 miesięcy później wraca do trenera Victora Piturcy, obiecując poprawę. Ponownie staje się członkiem reprezentacji Rumunii po to, by dwa lata później wylecieć z niej po raz kolejny. Tym razem na swoim Facebooku porównał selekcjonera do Jasia Fasoli.
I ładnie skończyłem
Koniec Mutu następuje w 2015 r. Po 19 latach gry (i pauzowania), piłkarz ogłasza zakończenie kariery. Warto uszczegółowić: kariery piłkarskiej. 36-latek zostaje bowiem dyrektorem generalnym Dinama Bukareszt. To dla mnie zaszczyt – przekonuje po powrocie do byłego klubu.
Pomysł zatrudnienia Mutu na tak odpowiedzialnym stanowisku wydaje się być równie nieodpowiedzialny, co sam sportowiec. Piłkarz zapewnia jednak, że dużo nad sobą pracował i stał się poważnym człowiekiem. Nie wiadomo tylko, kto bardziej w to wierzy – jego wierni fani czy on sam.