Rock, indie rock, romantyczne techno, bałkański folk czy elektryzujące brzmienia elektroniki zakrapiane deszczem, spojone oparami trawy. W efekcie, brzmienia połączone z muzyką, podobnie jak seks, marihuana czy whisky, uzależniają. Takie wariacje towarzyszyły jednemu z największych polskich festiwali muzycznych – Open’er 2016.
We Draw A
„Jak to możliwe, że taką muzykę robi się w Polsce?” – nic dodać, nic ująć. Tak właśnie zareagowałam, gdy dowiedziałam się, że zespół w składzie: Piotr Lewandowski – były gitarzysta i wokalista Idigo Tree oraz Radosław Krzyżanowski – członek grupy Kamp! jest z Wrocławia. We Draw A to całkowicie nowa jakość, zupełnie niepodobna do Kamp! czy Indigo Tree. Synthpopowe brzmienia połączone z mocnym rytmem są tak skonstruowane, że wprowadzają słuchaczy w pewien rodzaj transu. Muzyka płynie, a większość z nich baunsuje na parkiecie, zaspokajając przy tym nie tylko głód fizyczny, ale także ten intelektualny.
Foals
Nawet gdyby wstrzymali kiedykolwiek działalność studyjną, to na zawsze pozostaną jednym z najbardziej pożądanych koncertujących zespołów na świecie. Nie był to ich debiut w Polsce. Foals po raz kolejny rozbudzili w widowni pokłady pozytywnych emocji. Energetyczna eksplozja Yannisa, który podczas koncertu rzucił się wprost na tłum, jest nie do opisania. Bywa też niebezpieczna. Yannis kilka razy, oczywiście nieświadomie, zranił fanów. Bezpieczeństwo to podstawa. Dance-punk, math rock, czy eksperymentalny rock – w takiej konwencji utrzymane są kawałki Foals.
Sigur Rós
Sigur Rós to z pewnością moje muzyczne odkrycie. Ogromne znaczenie dla artystów ma otoczenie, środowisko, w którym tworzą. Nic dziwnego – Islandia inspiruje. Po trzech latach przerwy od koncertowania, Islandczycy wracają w trzyosobowym składzie. Na scenie muszą się bardzo natrudzić, by odtworzyć takie brzmienie, jakie uzyskali w studiu. Eksperymentowali dość często, kiedyś nawet pracowali podczas trasy koncertowej. Przez dwa lata, każdego wieczora przed tłumem ludzi rekonstruowali i tworzyli piosenki, które przetrwały w formie albumu. Tworzą rockową alternatywę, a na czas ich wystąpienia, dzięki zaskakującej oprawie – od efektownych wizualizacji po oświetlenie, scena koncertowa zamienia się w teatralną.
Beirut
Aż trudno uwierzyć, że pierwszą płytę Zach Condon nagrywał sam w swojej sypialni. Zafascynowany muzyką bałkańskich orkiestr, po powrocie z Europy do swojego rodzinnego Nowego Meksyku, w wieku 17 lat rozpoczął pracę nad debiutancką płytą „Gulag Orkestar”, która spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem. Podczas koncertów występuje z akompaniamentem znajomych, którzy grają na perkusji, skrzypcach, klawiszach, saksofonie i trąbce. Cały przekrój instrumentariów świetnie uzupełnia wokal Condona. Sam wokalista gra na ukulele, skrzydłówce i trąbce.
źródło zdjęć: galeria Opener 2016 oraz diymag