Norwegia zamiast Nigerii, nadupki zamiast nagłówków, łoś zamiast łososia. To tylko kilka przykładów pomyłek, które ostatnio zdarzyło się popełnić nieuważnym dziennikarzom. Do tego dochodzą błędy ortograficzne, rzeczowe, literówki. Wyścig z czasem i konkurencją sprzyja zasadzie byle szybciej, byle więcej, co niekiedy oznacza także… byle jak.
Mówi się, że ludzką rzeczą jest się mylić. Internauci najwyraźniej nie podzielają tej opinii, gorliwie wytykając błędy mediom i poddając redakcje internetowemu ostracyzmowi – blisko 16 tysięcy osób kliknęło „Lubię to!” na fanpage’u „Cała Polska czyta dziennikarzom… ich własne babole”. Dzięki temu codziennie dostają świeżą porcję dziennikarskiej nierzetelności wprost na ekran swojego komputera. Takich śledczych stron w Internecie jest coraz więcej: Nagłówki nie do ogarnięcia, Czytam polską prasę muzyczną dla beki to przykłady kolejnych tropicieli czyhających na potknięcia redaktorów. Czyhać, jak się okazuje, jest na co.
Jak się dziennikarz spieszy, to się hejter cieszy
Przyglądając się stronie Cała Polska czyta dziennikarzom… można dojść do wniosku, ze najgorzej dzieje się na portalach i w telewizji, czyli w mediach reagujących szybko, tych najbardziej „gorących”. Na błędach regularnie przyłapuje się zarówno małe, lokalne serwisy internetowe, jak i ogólnopolskie portale i telewizje, którym na pasku w jaskrawym kolorze zdarza się walnąć potocznie zwanego orta. I tak: napływa do nas rzeźkie powietrze, Chińczycy pokarzą SUV-a, policja pilnuje pożądku, test jest dla szustoklasistów, obowiązek szkolny w Niemczech jest obowiązkowy, a 200 tysiacom osób zdarzyło się żyć z tą samą osobą tej samej płuci. Wszystkie te przykłady wyeksponowano na facebookowym profilu śledzącym dziennikarskie wpadki, uprzednio jednak zostały wypisane niemałą czcionką i pokazane na stronach głównych i ekranach telewizorów. Zapewne oprócz samego twórcy, przed publikacją przeczytał to (albo powinien przeczytać) redaktor prowadzący, korekta itd. Dlaczego więc taki „babol” trafia do odbiorców?
Dziennikarzom się spieszy, czytelnikom też. Konkurencja nie śpi, dzieje się mnóstwo, trzeba szybko reagować, a informacja to dziś towar łatwo przeliczalny na pieniądze. Teksty powstają w pośpiechu, czas oszczędza się pomijając korektę. Zastanawiający jest również fakt, że dziennikarze – zdawałoby się mistrzowie pióra, ludzie, którzy pracują słowem i których cechować powinna poprawność językowa, popełniają błędy niczym dzieci w szkole podstawowej. Jak to możliwe, że ludzie nie znający zasad ortografii tworzą teksty dla czytelników? To pytanie do szefów koncernów medialnych, redaktorów naczelnych i… temat na osobny artykuł.
Błąd błędowi nierówny
Premier Tusk w Norwegii głosi podpis na pasku jednego z największych kanałów informacyjnych pod fotografią przedstawiającą premiera z wizytą w Nigerii, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Poznaniu pod zdjęciem naukowca z Torunia, Bayern Monachium zapewnił sobie tytuł mistrza Polski na portalu gazety sportowej, premiera telewizyjna odbyła się 30 lutego – to tylko niektóre kwiatki spośród morza takich nieprawdziwych, niesprawdzonych a podanych widzom i czytelnikom informacji. Znowu wypadł jakiś etap pracy dziennikarskiej- zabrakło dobrego researchu, podstawowej wiedzy, albo – jak głosi jeden z uszczypliwych komentarzy: może dziennikarz był po nowej maturze?
Co jeszcze hejtuje Internet? Adeptom dziennikarstwa muzycznego skutecznie wytyka przerost formy nad treścią i brak kompetencji administracja strony „Czytam polską prasę muzyczną dla beki”. To fragment recenzji pewnej płyty: Świetny, spójny materiał, który skrzy się pomysłami i dopinaniem materiału na ostatni guzik. Pulsujące, funkujące basy czy gitary są tutaj litanią, ale raczej słuchawkową. Można do tego tańczyć, ale to materiał, mimo wszystko, emocjonalny, a nie – jakby mogło się zdawać – imprezowy. Pod wpisem na fanpage’u kilka osób kliknęło aprobujące „Lubię to!”, inni w komentarzach skarżyli się na niekompetencję piszących. Takich przykładów dziennikarskich potknięć jest na stronie kilkadziesiąt, a czytelnicy regularnie dostarczają nowych, tak jak nowych dostarczaj im serwisy publikujące teksty wątpliwej jakości.
Wpadki żurnalistów zaczynają się już od nagłówków i nie chodzi o kwestię ortografii. News na stronie głównej lokalnego portalu głosi Kot wszedł na drzewo. Zszedł gdy przyjechała straż, Na Korfantego przypalił się obiad, na stronie ogólnopolskiego serwisu: Sandra z Rabki prawie objęła Justina Biebera. Desperackie wołanie o uwagę czytelnika bywa groteskowe, począwszy od wypisanych grubą czcionką tytułów, po ich banalną treść.
Wiedz, że coś się dzieje
Internet prześmiewczo wytyka palcem takie przypadki, ku przestrodze jednych i uciesze innych. Nie brakuje komentujących, którzy prześcigają się w uszczypliwościach, przytyków w stronę konkretnych redakcji, wyśmiewania braku umiejętności. Można by długo dyskutować o słuszności takich działań, doszukując się w nich spisków dziennikarskiego środowiska albo rosnącej pozycji tzw. hejtingu jako nowego sportu narodowego Polaków. Poza oczywistym wytykaniem błędów nie wnoszą niczego więcej. Odbiorca już dawno stał się uczestnikiem medialnej walki, w której – jak widać – trup ściele się gęsto.