Elektryczna muzyka przedmieść

Dalekie przedmieścia Londynu były miejscem, gdzie na początku lat osiemdziesiątych narodził się nowy gatunek muzyki i stylu reprezentowany przez Depeche Mode. Simon Spence w książce „Depeche Mode. I just can’t get enough. Narodziny Ikony” cofa się w czasie o dekadę i przeprowadza śledztwo nad rozwojem muzycznym, który doprowadził zespół do szczytu popularności.

Czytelnik, biorąc do ręki książkę „Depeche Mode. I just can’t get enough. Narodziny Ikony” tak, jak się spodziewa, dostaje obraz jednego z najpopularniejszych zespołów lat osiemdziesiątych. Jednak Simon Spence podszedł do realizacji biografii w sposób szczególny, ponieważ rozpoczyna ją od opisu powstającego od zera miasta, w którym muzycy wychowywali się i poznali. Dopiero później zaczyna przedstawiać członków zespołu. Na początku są to chłopcy w wieku szkolnym bawiący się na wielkim placu budowy, którym było Basildon. Książka stara się od podstaw zobrazować rodzącą się muzyczną pasję oraz jej rozwój, poprzez kolejne fazy dorastania. Jest opisem przemijających fascynacji kolejnymi zespołami, które ukształtowały późniejszy styl Depeche Mode. Autor zamyka historię w sierpniu 1986 roku, kiedy końca dobiega trasa koncertowa Black Celebration Tour, a członkowie zespołu zdobyli światowy rozgłos i mają około 25 lat.

depeche.jpeg

Zabierając się za pisanie biografii, Simon Spence wyszedł z założenia, że niepowtarzalny elektroniczny styl muzyki narodził się w wyniku otoczenia, w jakim dorastali Depeche. Dlatego też na początku książki znajduje się opis nowo powstającego miasta pośrodku niczego, odizolowanego od kultury Basildonu. Żaden szanujący się zespół nie chciał odwiedzać miejsca położonego na dalekich przedmieściach Londynu. Młodzi mieszkańcy miasta zakochani w muzyce skazani byli na słuchanie ulubionych wykonawców jedynie z kaset. To im nie wystarczało, zaczęli zakładać pierwsze zespoły, pisać teksty. Powoli budowała się młoda scena Basildon, odizolowana od reszty kraju, gdzie najstarsi wykonawcy mieli niespełna dwadzieścia lat.

Książka w dużej mierze składa się z wywiadów przeprowadzonych z ludźmi otaczających Depechów w czasach ich młodości. Możemy zapoznać się zarówno z relacją przyjaciół, byłych dziewczyn, jak i współpracowników pomagających przy produkcji pierwszej studyjnej płyty zespołu. Niestety w książce na palcach jednej ręki można zliczyć historie zapadające w pamięć. Jedną z niewielu jest opowieść o nadaniu Andy’emu Fletcherowi przezwiska Flush. Nie będziemy jej jednak zdradzać, aby nie psuć zabawy z czytania. Śledząc tekst ma się wrażenie, że autor postawił sobie za zadanie wymienienie w książce jak największej ilości miejsc, organizacji, inspiracji muzycznych oraz ludzi stykających się z członkami zespołu. Fragmentami biografia przypomina rozbudowany wpis na Wikipedii. Brakuje w niej miejsca na przedstawienie muzyków, jako ludzi z krwi i kości.

„Depeche Mode. I just can’t get enough. Narodziny Ikony” z pewnością nie jest pozycją porywającą, a wręcz może okazać się niezjadliwa dla ludzi nieznających twórczości zespołu. Jednak zabierając się za to, co stworzył Simon Spence, trzeba pamiętać, że jest to książka napisana przez fana dla fanów i ci na pewno będą usatysfakcjonowani, ponieważ znajdą w niej zarówno nazwy miejsc, do których chodzili młodzi Depeche, jak i śledzić drogę muzycznych inspiracji.

 

Depeche_mode.jpg„Depeche Mode. I just can’t get enough. Narodziny Ikony”

Simon Spence

Pascal 2013

 

Wenezuelski majdan
Symbolem tragicznej sytuacji gospodarczej Wenezueli stał się papier toaletowy, a...
Polski? Ogarniam
Fundacja na rzecz Rozwoju Szkolnictwa Dziennikarskiego realizuje projekt „Ulubiony –...
„Newsweek" kopią „Wprostu"?
Pasja, energia, odwaga – takie mają być główne cechy „Newsweeka”...
Rumunia na wiosnę
Cyganie, Drakula i Dunaj. To pierwsze skojarzenia przeciętnego Kowalskiego zapytanego...