Niełatwo opisać i podsumować obraz poskładany z wielu części, różnorodny i wielowątkowy. Łatwo się w nim jednak zakochać. Taki właśnie jest najnowszy film Mike’a Millsa – „Debiutanci”.
Dużo jest w „Debiutantach” radości, mimo że do śmiechu nie jest żadnemu z bohaterów. Muszą odnaleźć się w nowych życiowych rolach. Podstarzały i schorowany, ale pełen energii Hal po latach udawania chce wziąć głęboki oddech i żyć po swojemu. Jako gej. Zszokowany wyznaniem ojca, prawie czterdziestoletni Oliver próbuje poukładać naruszony światopogląd, co nie jest łatwe w obliczu choroby Hala, jego nowej miłości – Andy’ego oraz aktywnego uczestnictwa w społeczności homoseksualnej. W życiu Olivera zagościć ma jeszcze Anna, francuska aktorka, której domami są hotele w kolejnych obcych miastach, przez co wydaje się zagubiona i nieobecna.
Homoseksualizm ujawniony przez siedemdziesięcioletniego Hala jest tylko pretekstem do głębszej rozprawy o miłości w wielu jej aspektach. Mimo pojawiających się co jakiś czas na ekranie sztucznych ogni uczucia w „Debiutantach” nie są wybuchowe. Brakuje tu fajerwerków i nadmiernej ekscytacji. Miłość pokazana zostaje jako skomplikowany twór, który za każdym razem przyjmuje inny kształt. Związek Olivera i Anny rodzi się powoli i niewinnie. Jej milczenie i jego smutek są początkiem wspólnej przygody, pełnej szalonych pomysłów, spontaniczności i dziecięcej radości. Pokój hotelowy francuskiej aktorki zamienia się w przystań, gdzie razem z nieodłącznym psem Olivera czują się bezpiecznie – ona z dala od domu, on osamotniony po śmierci ojca. Z kolei relacja śmiertelnie chorego Hala z dużo młodszym Andy’m to radosna próba zatrzymania czasu, pełna naiwności i bezgranicznej ufności. Tłem pozostają oczywiście uczucia między rodzicami, miłość do syna, przywiązanie do psa. Wszystkie te wątki tworzą niezwykłą mozaikę, pozwalającą w pełni poznać historię i postać Oliviera.
Jako debiutanci bohaterowie radzą sobie całkiem nieźle. Trochę po omacku i instynktownie, ale zmierzają we właściwym kierunku. Na pierwszy plan wysuwają się tutaj trzy główne postaci, przy nich reszta obsady pozostaje mało widoczna. Ewan McGregor, Christopher Plummer i Francuzka Melanie Laurent tworzą doskonały tercet, mimo że w ani jednej scenie nie występują wszyscy razem. Aktorzy doskonale wpisali się w uroczą, ale trudną opowieść. Potrafili bez nadęcia i błazenady uczynić ze swoich bohaterów wyjątkowe postaci, które na długo zapadają w pamięć.
Debiutantem nie można nazwać jednak twórcy filmu. Reżyser i scenarzysta, Mike Mills, stworzył coś w każdym calu dojrzałego i fachowego. Genialny scenariusz, łączący formę kolażu, opowieści, oparty na retrospekcjach i pociętej fabule, która tworzy harmonijną całość. Oryginalny pomysł na montaż i prezentację bohaterów jest wielkim atutem filmu, wprowadza świeżość i wzbudza zainteresowanie obrazem, który mógłby zostać uznany za kolejny romantyczny komediodramat. Mills serwuje nam wielowymiarową fabułę, której daleko do oklepanych scenariuszy komercyjnych produkcji. Film wciąga wielością odniesień do kultury i historii, każda ze 105 minut zagospodarowana jest w najpełniejszy sposób. W oczy rzuca się zamiłowanie reżysera do sztuki – jako wzięty grafik przelał swoją pasję na głównego bohatera. Oliver nie rozstaje się z flamastrem, a ściany jego mieszkania zdobią plakaty polskich twórców; reprodukcja plakatu Andrzeja Krajewskiego do filmu „Siedem razy kobieta” i „Wielkiej majówki” Marii Ihnatowicz. Millsowi udało się również to, co ostatnio w kinie można uznać za prawdziwą sztukę – jego film jest zabawny w naturalny, niewymuszony sposób. Duża w tym zasługa wspomnianych już aktorów. I psa Arthura.
„Debiutanci”
reż. Mike Mills
premiera: 15 lipca 2011
dystrybucja: Gutek Film