Kobiety z 6. piętra
Pogodna francuska komedia w reżyserii Fillipe’a de Guyana, która odniosła we Francji ogromny sukces oglądalności. Jedyny film z Przeglądu Nowego Kina Francuskiego, który wejdzie na polskie ekrany.
Cofamy się do Francji lat sześćdziesiątych i wkraczamy do pięknej, paryskiej kamienicy, której najważniejszymi lokatorami są poważany urzędnik, Jean-Louis Joubert wraz ze swoją żoną. Para żyje, a raczej spędza czas, w swoim wielkim, pięknym mieszkaniu, całkowicie prowadzonym przez służbę. Mąż spędza bowiem cały dzień w pracy, żona zaś na lunchach, obiadach i podwieczorkach w towarzystwie innych, podobnych jej żon. Państwo Joubertowie nie wiedzą, ani nie interesują się innymi swoimi współlokatorami. Nie mają pojęcia, że nad ich wielkim mieszkaniem gnieżdżą się nowo przybyłe do Francji Hiszpanki, wśród których mieszka ich własna służąca. Kobiety, które uciekły z własnego kraju przed prześladowaniem frankistów, żyją zaś w zupełnie innych warunkach niż ich lokatorzy z niższego piętra. Gnieżdżą się w ciasnych klitkach na poddaszu, korzystają z jednej, zatęchłej łazienki i ubikacji z zatkaną muszlą. Ciężkie warunku wcale ich jednak nie przerażają. Wszystkie są pogodne, pełne energii, jakby każda z nich przeżywała ostatnią chwilę. Zupełnie inaczej niż ich lokatorzy poniżej. Główny bohater, który od dziecka żyje w kieracie pracy w otoczeniu swojego kostycznego środowiska klas wyższych, nigdy nie miał okazji, aby kiedykolwiek odetchnąć pełną piersią. Dopiero uczucie, którym zaczyna darzyć nową służącą, Marię, budzi w nim zupełnie nowe i nieznane emocje. Zaintrygowany urokiem Hiszpanki, postanawia poznać życie jej współlokatorek. To co, odkrywa, wprawia go w niemałe osłupienie. Nie dość, że te kobiety żyją w standardzie zupełnie dla niego niewyobrażalnym, są od niego o stokroć szczęśliwsze. Towarzystwo swoich współlokatorek jak i rosnąca miłość do Marii sprawia, że bohater zaczyna na nowo odkrywać życie, jak i również samego siebie.
„Kobiety z 6. piętra” to kolejny dowód na to, że Francuzi nie tylko potrafią tworzyć świetne komedie, ale i przekazywać prawdziwe, ciekawe historie z pełnokrwistymi bohaterami i licznymi zwrotami akcji. Co ciekawe, twórcy filmu przedstawiają nam gamę przeróżnych bohaterów, śmieją się z pewnych postaw, ale na sposób pogodny, bez kpin i szyderstwa. Mamy więc zarówno prostą, gorliwie wierzącą Hiszpankę, jak i jej koleżankę, zapaloną komunistkę. Przedstawicielki francuskiej klasy wyższej, zmanierowane paryżanki, którym czas upływa na plotkach i wizytach w salonach piękności, również przedstawione w sposób ciepły i pogodny. Rozumiemy i odczuwamy racje wszystkich bohaterów, choć obserwujemy ich życie z niemałym rozbawieniem.
„Kobiety z 6. piętra” to oczywiście bajka, bajka o dobrym, nawróconym bogaczu i kopciuszku, z czego jednak twórcy filmu doskonale zdają sobie sprawę. Sam reżyser, w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 02.06.2010 stwierdził, że do takiej historii nie mogłoby dojść w latach sześćdziesiątych – istniejące wówczas różnice społeczne i kulturowe były zbyt potężne. Bajkowa i przewrotna konwencja filmu zupełnie jednak temu nie przeszkadza. Nie jest to bowiem dokument ani apel społeczny, ale przede wszystkim komedia o miłości, gdzie twórcy wyraźnie puszczają oko do francuskich widzów, subtelnie pokazując własne, narodowe wady i słabości. W efekcie widzowie otrzymują porządny kawał rozrywki, przez którą przebijają się treści wcale niebanalne. Myślę, że luka po sukcesie „Jeszcze dalej niż północ” została w dużej części zapełniona.