Nakarmieni grą pozorów, sielskimi obrazkami z życia przeciętnej amerykańskiej rodziny i widoczkiem z przedmieść Nowego Jorku czekamy na wstrząs, coś, co zburzy perfekcyjny ład i zawiąże akcję. „Między Światami” okazuje się jednak filmem kontemplacji i współodczuwania, w którym scena po scenie musimy odkrywać kolejne elementy układanki.
Bohaterów poznajemy w momencie, gdy od kilku miesięcy borykają się z pustoszącą ich stratą. Śmierć jedynego dziecka burzy ich dotychczas spokojne i poukładane życie. Becca (Nicole Kidman) i Howie (Aaron Eckhart) muszą zmierzyć się z pustką, jaką pozostawił po sobie czteroletni syn i pulsującym, ale niewypowiadanym na głos żalem. Każde z nich próbuje stopniowo powracać do normalności, robią to jednak na różne sposoby. Tak jak widz, tak i oni przekonują się, jak wiele ich różni. Howie miota sie między terapią grupową, pracą, wieczornymi maratonami wspominania a paleniem marihuany. W przeciwieństwie do żony nie stroni od ludzi, ma ochotę wykrzyczeć swój gniew. Becca, z pozoru opanowana, ale niepogodzona z losem kobieta, wewnętrzny chaos stara się zrekompensować pedanterią wokół siebie i zacieraniem wspomnień. Dzięki niej rośliny w ogrodzie rozkwitają, kolacja czeka punktualnie na męża, dom pachnie ciastem, z lodówki znikają rysunki zmarłego chłopca, a jego ubranka lądują w skrzyni dla potrzebujących. Ostateczną deską ratunku mają okazać się spotkania z Jasonem, chłopakiem winnym śmierci dziecka. Zaczynają przybierać charakter oczyszczającej terapii, która zyskuje na sile w momencie pojawienia się w rękach kobiety autorskiego komiksu nastolatka. Surrealistyczny wątek równoległych światów i kojąca myśl o istnieniu alternatywnej rzeczywistości pomaga Becce w uporaniu się z bólem.
Motyw utraconego dziecka i zmagających się z żałobą rodziców został w kinie przerobiony na wszystkie możliwe sposoby. Mimo dosyć grząskiego tematu film Johna Camerona Mitchella okazuje się całkiem świeży w zalewie pogrzebowych historii. Opowieść poprowadzona zostaje realistycznie i naturalnie – zamiast dwugodzinnej histerii i bicia głową o ścianę oglądamy prawdziwy dramat dojrzałych, doświadczonych ludzi, próbujących przezwyciężyć zatruwający ich żal. Zamiast mitycznego cierpienia, które umacnia miłość, dostajemy obraz mijających się w bólu, nie potrafiących odnaleźć wspólnego języka ludzi. Z wyjątkiem migawek z telefonu ojca ani przez chwilę nie widzimy dziecka, którego śmierć stała się przyczyną niemego koszmaru, co chroni nas przed tkliwym rozpamiętywaniem malca. Chłopiec pozostaje dla nas nieznajomym poruszycielem, wiemy o nim tyle, ile powiedzą sami bohaterowie, a mówią niewiele. W końcu poznajemy sprawcę wypadku – ujawniany stopniowo nie wzbudza w nas negatywnych emocji.
Film, zbudowany w linearny, przejrzysty sposób być może nie jest porywający, ale też nie o to w nim chodzi. Mimo obyczajowego charakteru zaskakuje, nie jest uwłaczająco prosty, nie gra na emocjach, ale porusza. Reżyser nie stosuje tanich tricków, z premedytacją nie korzysta z retrospekcji. W zdjęciach dominuje klarowna surowość, czystość i jasność kontrastująca z niepokojem bohaterów. Najmocniejszym ogniwem, za sprawą Nicole Kidman, staje się tutaj postać Becci. Odgrzewany od czasu do czasu talent Australijki tym razem przyćmił wszelkie niedoskonałości produkcji. Jej wyważona gra i naturalność wbudzają zaufanie, jednocześnie potrafi uczynić ze swojej bohaterki kogoś więcej niż tylko wzbudzającą współczucie, pokrzywdzoną matkę.
„Między Światami”
reż. John Cameron Mitchell
premiera: 29 kwietnia 2011
dystrybucja: Kino Świat