Szukam dziewczyny, która będzie ze mną śpiewała piosenkę „Tarzan” zespołu Tarzan Boy. Szczególnie zależy mi na refrenie gdzie ja będę śpiewał „Bum tarararara za oknami noc czego chcesz dziewczyno ja wiem” a Ty odpowiesz „Tarzana”.
Taki opis widnieje na profilu 25-letniego Michała. Michał jest jednym z 50 milionów aktywnych użytkowników aplikacji, która od niedawna bije w Polsce rekordy popularności. Po co ci wszyscy ludzie ściągają ją na swoje telefony? Żeby przesuwać. Średnio nabijają 850 milionów przesunięć dziennie. Do tego dochodzi 10 milionów sparowań, dających 10 milionów potencjalnych znajomości. Znajomości inicjowanych przez jedno przesunięcie palcem. Oto Tinder.
Zatańczymy?
Formalnie Tinder służy do zawierania nowych znajomości. Formalnie. Nie można oczekiwać od gruszki, że będzie jabłkiem. Tinder nie jest aplikacją matrymonialną. Służy do tego, by mieć dowolną liczbę partnerów seksualnych, wtedy, gdy ma się na to ochotę – mówi dr Paula Bialski, polsko-kanadyjska socjolożka.
Grindr – aplikacja dla homoseksualistów mających konkretny cel – znalezienie kogoś do łóżka. Sama nazwa jest wymowna – grind to taniec, podczas którego partnerzy ocierają się o swoje partie intymne. Ta aplikacja umożliwia znalezienie kolesia na szybki seks. Rozmowa jest krótka i konkretna – o upodobaniach seksualnych i rozmiarach penisa – mówi Piotr – użytkownik Grindra od ponad 2 lat. To właśnie Grindr był inspiracją dla twórców Tindera. To oczywiście o niczym nie świadczy, niektórzy chcą tylko pośpiewać z kimś największe hity disco polo, np. „Tarzana”.
Każdy ma matcha w głowie
To trochę jak siedzenie w klubie i obserwowanie dziewczyn. Patrzysz, przeskakujesz wzrokiem od jednej do drugiej. Czasami nawet podświadomie oceniasz każdą z nich: ta brzydka, ta za gruba, ta dziwnie ubrana, ale za to ta – piękna! Jesteś nią zainteresowany, a kiedy wasze spojrzenia się spotkają – już wiesz, że możesz podejść i zagadać – tak o Tinderze mówi 22 – letni Maciek, który aplikacji używa od roku. Tylko że aby zagadać do tej dziewczyny, musisz zrobić się na bóstwo, wylać na siebie pół flakonika perfum, dotrzeć do klubu i mieć kasę na drinka. Dzięki Tinderowi możesz osiągnąć ten sam efekt bez ruszania się z fotela – dodaje.
Co sprawia, że z Tindera korzysta codziennie 30 milionów ludzi na świecie? Dlaczego aplikacja stworzona w Stanach Zjednoczonych, również w Polsce bije rekordy popularności? Kiedyś, aby móc zaprosić kogoś na kawę, trzeba było się dobrze poznać, dużo rozmawiać. Innymi słowy: poświęcać wiele czasu i energii. Dziś, dzięki Tinderowi, wystarczy jedno przesunięcie palcem, kilka zdań na czacie i za godzinę możemy sączyć jakikolwiek napój w towarzystwie świeżo poznanego partnera. Partnera do rozmów/miłego spędzania czasu/wspólnych kolacji/seksu. Czasami takie partnerowanie może przerodzić się w coś więcej – niektórzy nawet na to liczą. Nikt z nas nie lubi przecież być samotny. A skoro istnieje możliwość łatwego przeciwdziałania takiej samotności, to dlaczego z niej nie skorzystać? Właśnie po to instaluje się Tindera – w celu znalezienia kogoś do pary.
Tej nie kocham, tej nie lubię…
Apilkacja stworzona w 2012 r. przez trzech studentów z Karoliny Południowej, opiera się na prostych zasadach. Dzięki połączeniu z Facebookiem, pobiera zdjęcia profilowe, wiek oraz lokalizację i tworzy profil użytkownika. Po dodaniu kilku słów od siebie, możemy zacząć przeglądanie kont innych osób. Gdy ustalimy nasze preferencje, aplikacja pokazuje „kandydatury” użytkowników z naszej okolicy i w interesującym nas przedziale wiekowym. Kiedy na ekranie telefonu pojawi się zdjęcie i podstawowe informacje, możemy polubić lub odrzucić daną osobę, przesuwając zdjęcie w prawo lub w lewo. Kluczowym momentem jest pojawienie się komunikatu „It’s a mach”, który świadczy o tym, że osoba, której profil wcześniej polubiliśmy, zrobiła to samo z naszym. Wtedy zjawia się okno czatu pozwalające przekonać się czy coś poza wyglądem, może nam się jeszcze w tej osobie podobać.
Dzięki Tinderowi świat wirtualny spotyka się z realnym. Przez telefon kawy raczej nie wypijesz. A do momentu spotkania tak właściwie nie możesz mieć pewności, z kim się tej kawy napijesz. Bo osoba, z którą niedawno czatowałeś, w rzeczywistości może okazać się zupełnie inna. I to właśnie jest pociągające. Wirtualne randkowanie niesie ze sobą erogenny pierwiastek niepewności – mówi Kuba, który średnio raz w tygodniu (a przynajmniej tak deklaruje) spotyka się z dziewczyną poznaną dzięki aplikacji.
Na zdjęciu byłaś ładniejsza
Twórcy Tindera podkreślają, że ocenianie innych użytkowników wyłącznie po wyglądzie wcale nie różni się od naszego postępowania w rzeczywistości. Wrażenie wizualne ma bowiem duże, jeśli nie największe znaczenie przy podejmowaniu decyzji o rozpoczęciu rozmowy z kimś obcym. Co więcej, na co dzień – w szkole, sklepie, na ulicy, oceniamy, choćby podświadomie, nawet więcej osób, niż podczas kilkunastominutowej sesji z Tinderem. Problem w tym, że Tinder to nie rzeczywistość.
Życie uległo digitalizacji. Ludzie młodzi egzystują w sieci, gdzie budują swoją tożsamość – mniej lub bardziej alternatywną do rzeczywistej. Internet daje dostęp do nieograniczonej liczby osób bez konieczności ich rzeczywistego poznawania. Eliminuje także nasz lęk przed ewentualnym odrzuceniem – tak popularność internetowych znajomości tłumaczy psycholog i seksuolog Krzysztof Tryksza.
Szybki początek
Wygoda, brak czasu, możliwość „zetknięcia się” z wieloma ludźmi w krótkim czasie, nieraz zwykłe lenistwo – to najczęstsze pobudki użytkowników Tindera. Dla innych z kolei jest to jedyna możliwość na poznanie kogokolwiek. Istnieją bowiem ludzie, którym wrodzona nieśmiałość nie pozwala na zawieranie nowych znajomości. A dzięki wstępnemu, wirtualnemu „sparowaniu” się z kimś, późniejszy, realny kontakt przychodzi łatwiej.
Tinder idealnie wpisuje się w kulturę wygodnej konsumpcji, w której potrzeby zaspokajane są natychmiast, w dodatku bez nieprzyjemnego napięcia – stwierdza Krzysztof Tryksza. Psycholog Katarzyna Kucewicz twierdzi z kolei, że: Nawet jeśli poznajesz kogoś klikając „like” pod zdjęciem, to może jest to wygodne poznanie, ale czy związek będzie wygodny? Tinder to szybki początek, ale reszta dzieje się już w realu, gdzie mamy tradycyjne reguły i zasady.
… tej nie pocałuję
Jeśli damy się wciągnąć w sidła Tindera, istnieje ryzyko, że stracimy kontakt z rzeczywistością. Poprzestaniemy na, często tylko płytkich, kontaktach wirtualnych, zatracając jednocześnie instynkt w kontaktach realnych. Z drugiej jednak strony, być może dzięki takiej aplikacji poznamy kogoś, z kim „przeniesiemy się” do świata autentycznego? Tinderowcy, szukając swoich par, naprawdę w to wierzą. Nie zgadzają się ze stwierdzeniem, że ich internetowe znajomości są mniej wartościowe od tych zawartych w realu. Ale czy naprawdę w Internecie poznajemy kogoś takim, jakim jest, czy takim, jakim wydaje nam się być? Dr Paula Biaski: Tinder jest chwytliwą aplikacją, której popularność w pewnym momencie się skończy. Niby fajnie, że dzięki niej poznajesz ludzi dookoła siebie, ale jeśli nawiązane relacje są płytkie, w pewnym momencie się znudzą.
Odsłoń więcej, daj się przesunąć!
Tinder doskonale odzwierciedla dzisiejsze relacje międzyludzkie rodzące się w sieci. Trudno kogoś poznać? Wejdź na Tindera, kliknij, gdzie trzeba i za chwilę znajdziesz kogoś z Twojej okolicy. Bez zbędnego przymilania się, sypania komplementami, zbędnego gadania. Rozmowę rozpoczniesz już po ocenie, a przecież tinderowcy wiedzą, po co Tindera używają. Dlatego pamiętaj – rozmawiaj bez zbędnych ceregieli.
Najlepiej emotikonami.