Dawno, dawno temu – a dokładnie w wieku XII – w państwie Khmerów narodził się chłopiec, który wierzył, że jego przeznaczeniem jest zostać potężnym królem. Gdy miał lat czternaście, postanowił ziścić swoje marzenie. Pokonał więc dotychczasowego władcę – swojego wuja i ogłosił się cakravarti, czyli wszechwładnym królem, będącym także bogiem.
Żądny władzy nastolatek (nazywając rzeczy po imieniu – był nastolatkiem) został władcą państwa olbrzymiego – w swoich rozmiarach przypominało imperium romańskie. Przybrał imię Surjawarman II, czyli Tarcza Słońca. Ponieważ tron posiadł poprzez morderstwo, musiał udowodnić poddanym, iż królem został z woli bogów. Dlatego postanowił wybudować świątynię. Świątynię, która przetrwa wieczność, a jemu samemu zapewni miejsce w niebie, wśród bogów.
Surjawarman II pragnął, aby jego świątynia była największa i najpiękniejsza ze wszystkich hinduistycznych budowli, jakie kiedykolwiek powstały. Marząc o życiu wiecznym pośród bogów, postanowił, że już na ziemi stworzy jego namiastkę bożego królestwa. Według ówczesnych wierzeń hinduistycznych niebo znajdowało się w mitycznym miejscu w Himalajach. Tam właśnie, w otoczeniu pięciu mistycznych szczytów mieszkać miał Bóg. Dlatego król rozkazał zrekonstruować to miejsce, a centralną, najwyższą wieżę zadedykował Wisznu – bogowi wojny oraz śmierci. Świątynia Góry – centralna i najwyższa wieża mierząca aż 65 metrów oraz umieszczony w jej wnętrzu posąg Wisznu zwrócone są ku zachodowi. Zachód jest bowiem stroną śmierci.
Ponieważ prosto do nieba szli tylko ci władcy, których świątynie były dokończone jeszcze za ich życia (podobnie jak piramidy w Egipcie), khmerski władca musiał się śpieszyć. W rezultacie Angkor Wat została zbudowana w niecałe 35 lat. Jest to wynik niezwykle imponujący, szczególnie że większość olbrzymich katedr powstałych w Europie było budowane przez około dwieście – trzysta lat i było znacznie mniejsze od Angkor Wat. Ponieważ świątynia miała być ofiarą dla boga Wisznu, gleba na której powstawała, musiała być oczyszczona. Poza tym cały kompleks Angkor powstał… na wodzie. Praca przy tworzeniu podobnej konstrukcji (w dodatku zarówno podczas pory suchej, kiedy nie pada wcale, jak również pory deszczowej, która obfituje w monsuny i nieustanne ulewy) wymagała głębokiej wiedzy eksperckiej albo – mówiąc prościej – inżynierskiego geniuszu.
Teren Angkor Wat osiemset – dziewięćset lat temu był olbrzymim placem budowy pełnym ludzi, słoni, kamieni, lin oraz skomplikowanych systemów gałęzi bambusowych, które pomagały pracować robotnikom na wysokości. Jedną z głównych tajemnic Angor Wat jest lateryt – magiczny kamień, który pozwala formować się w dowolne kształty, a po zaschnięciu – może przetrwać wieczność. Sam w sobie nie jest atrakcyjny dla oka, dlatego pokryty został piaskowcem. Ten z kolei został miejscami odpowiednio ozdobiony i pomalowany tak, aby niektóre części świątyni lśniły w słońcu. Aby zaspokoić ambicje władcy, budowniczy musieli formować i transportować ok. 300-400 bloków piaskowca dziennie. Podejrzewa się, że w transporcie skał pomagały Khmerom wodne kanały oraz zwierzęta – słonie i bawoły.
Nie wiemy, ile ludzi zginęło podczas budowy – ilu spadło z wysokości, ilu zostało przygniecionych przez olbrzymie skały. Ale – budując niebo na ziemi – ludzie z pewnością nie bali się śmierci i większość z nich była przygotowana na każdą ofiarę. Mieli poczucie misji i nadzieję na zbawienie.
Jednym z najcenniejszych elementów świątyni jest 900-metrowy pas płaskorzeźb przedstawiający sceny z hinduskich eposów Ramajana i Mahabharata, z prawie 20 tysiącami postaci oraz samego króla Surjawarmana II. Możemy tam zobaczyć wielką armię – piesze i konne oddziały dumnych żołnierzy maszerujący w idealnym wojskowym porządku. Armia ta była gwarancją zachowania tronu oraz wielkości wciąż poszerzającego swe terytoria potężnego królestwa. Podobnie jak cała świątynia, w czasach świetności były pomalowane.
Czy Surjawarman II trafił po śmierci prosto do nieba? Istnieją wątpliwości co do tego, że za życia miał szansę zobaczyć ukończone dzieło. W każdy razie po śmierci fundatora świątynię zamieniano w jego mauzoleum. Dziś odwiedzają ją co roku miliony turystów, a przez przeciętnego zjadacza chleba kojarzona jest z całym kompleksem Angkor, które przed rewolucją przemysłową było największą metropolią świata. Angkor we współczesnym języku khmerskim oznacza stolicę i święte miasto. Podczas kiedy w Konstantynopolu mieszkało dwieście tysięcy ludzi, w Paryżu i Londynie – dwadzieścia pięć, a w Krakowie zaledwie dwanaście tysięcy, stolica imperium Khmerów liczyła ponad milion mieszkańców. I nagle, w tajemniczych okolicznościach miasto zaczęło pustoszeć. Zniknęło na kilka stuleci, oddając się pod władanie dżungli.
Odkryto je na nowo w roku 1861 roku, gdy na miejscu potężnej metropolii rósł kilkusetletni tropikalny las. Kiedy na starym kontynencie dowiedziano się, że w Azji zostało odkryte miejsce przewyższające swoją wspaniałością spuściznę Grecji i Rzymu, do Angkoru zjechały się tłumy poszukiwaczy skarbów. Jak nie trudno się domyśleć, parędziesiąt lat grabieży okazały się być bardziej szkodliwe niż kilkaset lat panowania dżungli. Na szczęście powołana w 1900 roku Francuska Szkoła Dalekiego Wschodu położyła kres niszczeniu Angkoru, a odkrywaniem tajemnic imperium khmerskiego zajęli się profesjonalni archeologowie. Okazało się, że konstrukcje wielu budowli zostały naruszone przez potężne pnie i korzenie lasu, dlatego odwiedzając dziś Angkor Wat, możemy zobaczyć wiele świątyń z wrośniętymi w nie drzewami. Nie było możliwości usunięcia ich bez ryzyka zniszczenia budowli. Proces odzyskiwania Angkoru trwa do dziś z przerwą na okres reżimu Czerwonych Khmerów. Ich rządy to nie tylko jedna z najbardziej okrutnych zbrodni na świecie – wymordowanie kilku milionów rodaków, lecz również zniszczenie dokumentacji archeologicznej, którą po 1979 roku trzeba było gromadzić od nowa.
Świątynia Angkor Wat, jak również cały kompleks Angkor to jedno z najbardziej imponujących światowych dziedzictw, jakie zostawiły nam dawne pokolenia. I faktycznie – rzuca na kolana. Jeden dzień to zdecydowanie za krótko, aby zobaczyć i poczuć atmosferę tego miejsca. Najlepszym rozwiązaniem jest więc zakup biletu tygodniowego. Niezwykła aura dawnej stolicy khmerskiego imperium to nie tylko piękne świątynie – przepustki do nieba dawnych królów, lecz również malownicze krajobrazy wciąż obecnej tu dżungli oraz rozległych jezior. Miejsce kontemplacji dzieł natury i nieskończonych możliwości pracy ludzkich rąk.