Magazyn PDF

Portal studentów Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW

Bez kategorii

Czy ja śnię…? – Sandy Skoglund: „Zemsta złotej rybki"

Kiedy pierwszy raz spojrzałam na to zdjęcie, poczułam coś w rodzaju zachwytu. Wydawało mi się, że zostałam wciągnięta do jakiejś bajkowej krainy, gdzie spełniają się wszystkie marzenia. Po chwili zauważyłam jednak, że miejsce przedstawione na fotografii to przecież zwykły pokój. Że znajdują się w nim zwykłe meble – łóżko, nocna szafeczka, lampy, lustro, komoda… Cały jest w niebieskiej tonacji, a stado złotych rybek unoszących się w powietrzu, wystających z szuflad, leżących na podłodze zupełnie nie pasuje do otoczenia. Doszło do mnie, że mam przed oczami obraz niezwykły. Analizując poszczególne elementy, z atmosfery przyjemnej fascynacji przeszłam w stan niepokoju i zadziwienia.

 

sandy-skoglund-zemsta-zlotej-rybki.jpgSandy Skoglund: „Zemsta złotej rybki”

 

Skoro złota rybka jest jednym z najbardziej przyjaznych człowiekowi stworzeń i wszyscy chcielibyśmy zamienić z nią parę słów, dlaczego zdjęcie Sandy Skoglund wywołuje taki niepokój? A może to sam tytuł, brzmiący jak oksymoron, nastraja widza negatywnie w stosunku do owego pożądanego przez wszystkich marzycieli stworzenia? „Zemsta złotej rybki” ma w sobie coś z sennego widzenia. Stawia widza na pograniczu surrealizmu i codziennej rzeczywistości. Skłania do pytania: niby za co mści się złota rybka i na kim? Dwie postacie przedstawione na zdjęciu (zgaduję, że rodzeństwo…) zdają się nie zauważać tłumu rybek, nie przejmując się tym samym rzekomą zemstą. Chłopiec siedzi na łóżku ze spuszczoną głową, jakby przed chwilą się obudził i wciąż przysypia na siedząco. Dziewczyna natomiast nadal twardo śpi, nakryta kołdrą, nie zauważając nawet, że jedna z dziesiątek znajdujących się w pomieszczeniu rybek, leży na poduszce tuż obok jej twarzy.

 

Sandy Skoglund jest jedną z najwszechstronniejszych znanych mi osobowości w świecie fotografii. Co ciekawe – początkowo nie zamierzała wcale poświęcić się tej dziedzinie sztuki. Studiowała równolegle dwa kierunki – historię sztuki i malarstwo. Poznała również tajniki technik drukarskich, sztuki filmowej oraz multimediów. Gdy otrzymała dyplom z malarstwa, zamieszkała w Nowym Jorku i zajęła się sztuką konceptualną. Chcąc dokumentować proces własnego tworzenia, Skoglund musiała nauczyć się również fotografii. Początkowo jej zdjęcia pełniły rolę sprawozdawczą i nie miały dla autorki wartości same w sobie. Z czasem jednak uznała je za główny sposób wyrazu. Długo jednak musiała czekać, aby jej fotografie zostały zaliczone przez ówczesnych krytyków do sfery sztuki. Nie były bowiem początkowo rozumiane ani brane na serio. Pamiętajmy bowiem, że „Zemsta zlotej rybki” powstała w 1981 roku, kiedy taka ekstrawagancja w fotografii nie zawsze przyjmowana była z otwartmi ramionami.

 

Samej Skoglund trudno jest zająć jedno i konkretne miejsce na artystycznej scenie. Nie uważa się ani za rzeźbiarkę, ani za malarkę, ani za fotografa. Nie podlega jasnej klasyfikacji. Jej twórczość to swoista hybryda różnych dziedzin sztuki. Nie interesuje jej relacjonowanie rzeczywistości takiej, jaką ją widzą wszyscy wokół. Kreuje ją sama – z nutą ironii, humoru, a nawet… horroru. Przyznaje zresztą otwarcie, że inspirują ją zarówno obrazy ze świata Walta Disneya jak i odrealnione wizje rodem z amerykańskich dreszczowców. Nie interesuje jej tzw. sztuka wysoka. Pragnie przemawiać przede wszystkim do emocji odbiorców, nie do ich intelektu. Mimo tego w kontakcie z widzem jej dzieła zaczynają żyć własnym życiem, stają się symboliczne, wpisują się w różnego rodzaju dyskusje społeczne. I tak jej „Radioaktywne koty” to według niektórych głos w debacie na temat atomu, a „Maybe Babies” komentarz do dyskusji o aborcji.

Ze swoją twórczością wpisuje się w odwieczną dyskusję na temat roli i charakteru fotografii, stając obok twórców, którzy manipulują obrazem, projektują świat i mają nad nim pełną kontrolę. Podobnie jak Hitchcock, który przeraził w latach sześćdziesiątych Amerykę wpuszczając w spokojne społeczeństwo małego miasteczka stado obłąkanych mew, tak Skoglund bezceremonialnie wprowadza do mieszkań klasy średniej gromadę wściekle zielonych kotów, czerwonych lisów czy niebieskich psów. Jednak ani koty ani złote rybki nie wyrządzają krzywdy współistniejącym na zdjęciach ludziom. Odrealnienie zdjęć fotografki polega na zderzeniu owych nieoczekiwanych gości z banalnym wystrojem zastanych wnętrz – kuchni, pokoju, salonu. Nie ma tu żadnych niezwykłych rekwizytów, które miałyby ów świat udziwnić. Artystka manipuluje „zwykłością” kreowanego świata za pomocą odrealnionych kolorów oraz niezwykłego zachowania bohaterów. Ludzie występujący na zdjęciach Sandy Skoglund zdają się nie zauważać „anomalii” własnego otoczenia. Ani para w jadalni, po której grasują czerwone lisy ani kobiety w salonie wypełnionym niebieskimi psami nie przerywają swoich czynności. Ich życie toczy się w oderwaniu od tych dziwacznych, odrealnionych zwierząt. Patrząc na fotografie artystki, możemy odnieść wrażenie, jakby dwa zupełnie oddzielne światy zostały na siebie nałożone i funkcjonują pomimo siebie. Jedynym zadziwionym bohaterem twórczości artystki jest sam widz. Popada w osłupienie.

 

green house.jpgSandy Skoglund: „The Green House”fox play.jpgSandy Skoglund: „Fox games”

 

W twórczości Skoglund sama fotografia jest zwieńczeniem znacznie większego dzieła. W przypadku tej artystki wykonanie zdjęcia nie ogranicza się do naciśnięcia spustu migawki. Nad stworzeniem scenografii do jednej fotografii potrafi pracować nawet pół roku! Każda z nich staje się ogromnym przedsięwzięciem, które wymaga wielkiego nakładu pracy i energii. Artystka rzeźbi, szkicuje, maluje, tworzy instalacje. Dba o każdy szczegół, konkretne detale dopracowuje tygodniami, a nawet miesiącami. Wnętrza tworzące świat na zdjęciach Skoglund powstają naprawdę. Po dopracowaniu do perfekcji wszystkich szczegółów autorka poświęca jedynie jeden dzień na wykonanie zdjęć, a następnie całą scenografię  demontuje. Jaka szkoda! – chciałoby się powiedzieć. Gdyby zestawić wszystkie przestrzenie, które stworzyła artystka, powstałby naprawdę niezwykły wszechświat…