Maluch, puste półki w sklepie i „Teleranek” to synonimy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Polacy wracają do PRL-u, ale w wersji kapitalistycznej. Dzisiaj sentyment za Polską Rzeczpopolitą Ludową przywołują m.in sklep „Pan Tu Nie Stał”, knajpa „Lorneta z Meduzą” i czarno-białe pocztówki z neonami miast na Facebooku.
Nakarm mnie
Pod koniec marca na warszawskiej ulicy Foksal wskrzeszono restaurację „Kameralna”, przypominającą czasy, gdy do stałych bywalców należeli Leopold Tyrmand, Stanisław Grochowiak czy Agnieszka Osiecka. Na klimat PRL-u nowej „Kameralnej” składają się ściany wytapetowane gazetami z tamtego okresu, kelnerki w białych fartuchach czy karta dań pisana na maszynie z cenami wpisywanymi ręcznie. – „Kameralna” była najbardziej kultową restauracją Polski powojennej, to było miejsce bohemy warszawskiej, pierwszych prób jazzu w Polsce. Dziś chcemy, by z naszej oferty skorzystali ci starsi – podróżami sentymentalnymi, oraz ci młodsi – historiami o Osieckiej czy Hłasce – mówi Jacek Potoka, współwłaściciel restauracji. – Otworzyliśmy się dopiero teraz, nie dlatego, że to modne. Od 2006 roku staraliśmy się wskrzesić „Kameralną”, ale z różnych powodów administracyjno-technicznych otworzyliśmy się dopiero teraz – dodaje Potoka. „Kameralna” nie jest pierwszym i na pewno nie ostatnim miejscem, w którym tak silnie czuć klimat starego systemu.
Jedną z pierwszych knajp a’la Polska Ludowa otworzył w 2006 roku restaurator Adam Gessler. „Przekąski Zakąski” szybko podbiły rynek tanim alkoholem za 4 zł (wódka, piwo, wino) i zakąską (kiełbaska, ogórek kiszony, śledź) za 8 zł. Ponadto zmienił się sposób spożywania: na stojąco, bo w barze mieści się tylko klika stołków. Tym samym tropem poszły inne warszawskie lokale jak „Meta”, „Bar Warszawa”, a sama moda trafiła do innych miast Polski. W Krakowie pojawiła się „Ambasada Wódki i Śledzia”, we Wrocławiu „Setka”, a w Gdańsku „No to Cyk”. Rynek gastronomiczny wykorzystała też grupa Mex Polska S.A., która od 2011 roku wprowadziła w siedmiu miastach Polski sieć lokali „Pijalnia Wódki i Piwa”.
Gastronomiczny powrót do PRL-u jest in plus nie tylko właścicieli, ale również klientów. Według Jerzego (24 l.), klienta katowickiej „Lornety z Meduzą”, lokale a’la PRL mają czworaki charakter: wejść, napić się, zjeść i wyjść. – „Lorneta” jest ciekawsza, bardziej polska niż reszta knajp na Mariackiej w Katowicach – dodaje Jerzy. Podobnego zdania jest Michał (33 l.) z Gdańska – Fajnie, że takie knajpy powstają i że otwierają je Polacy, bo wpisują się w jakiś sposób do naszej polskości – tłumaczy. – Poza tym, knajpy w stylu PRL są urozmaiceniem w krajobrazie zagranicznych sieciówek i restauracji stylizowanych na zachodnią modłę.
Ubierz mnie
Kapitalistyczna „Polska Rzeczpospolita Ludowa” nie tylko nakarmi i napoi, ale również ubierze i udekoruje dom. Gadżety rodem z PRL-u można nabyć w internetowym sklepie Spod Lady, gdzie obok wody kolońskiej Brutal i perfum Pani Walewska jest także girlanda papieru toaletowego. Do łask powróciły też kubki bez ucha stylizowane na te, które produkowała Społem. Ponadto w Łodzi od 2006 roku funkcjonuje sklep z odzieżą i przedmiotami inspirowanymi designem lat 70. i 80. – „Pan tu nie stał”. Zaczęło się od publikowania w internecie przez Macieja Lebiedowicza, właściciela PTNS („Pan Tu Nie Stał”), skarbów znalezionych na łódzkich targowiskach. Kiedy został otwarty pierwszy sklep, marka była już rozpoznawalna, a koszulki z sentymentalnymi wzorami robiły furorę w Internecie. W sklepie internetowym PTNS można nabyć nie tylko koszulki czy bluzy z nadrukami nawiązującymi do mowy Polski Ludowej, ale również akcesoria, bieliznę czy meble.
Pierwszym zakupem Oli (26 l.) z Łodzi była torba „Sprawunki dla domu”. – PTNS to raczej sklep dla ludzi świadomych, którzy z przymrużeniem oka patrzą na te wszystkie slogany starego systemu, możemy tutaj mówić o funkcji edukacyjnej. Niestety koncept trafił też do małolatów, którzy mają podejście hipstera. Dla piętnastolatki z koszulką w ogórki kiszone taki nadruk znaczy tyle co lans – tłumaczy Ola.
Zabaw mnie
Moda na miniony system panuje również w mediach i kulturze. Do gazet dodawane są płyty DVD z kronikami filmowymi PRL-u czy serialami takimi jak „Wojna domowa”. W programach rozrywkowych młodzi i utalentowani śpiewają teksty Czesława Niemena i Ewy Demarczyk, natomiast polskie wokalistki jak Gabriela Kulka i Katarzyna Nosowska odnawiają utwory Wojciecha Młynarskiego i Agnieszki Osieckiej. Na stronach fanowskich miast na Facebooku pojawiają się stare pocztówki ulic i lokali. Coraz więcej imprez ma w sobie wpisany charakter PRL-u jak np. ubiegłoroczna Kieślówka – imperza studentów Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego.
Jeśli socjalizm tak silnie zakorzenił się kulturze popularnej to czy można go odtworzyć? Reporter Witold Szabłowski wraz z żoną antropologiem Izabelą Meyzą podjęli się tego zadania, a owocem ich eksperymentu jest książką „Nasz Mały PRL” (Znak 2012). Dziennikarze wyrzucili telefony, odcięli internet a na ścianie powiesili dywany i odłączali sobie wodę i światło. Postawili na przepisy z „Przyjaciółki”, niezawodnego w kuchni i łazience Ludwika oraz fiata 126p. Po co? Żeby sprawdzić czym różni się współczesne życie od tego z lat 80. ubiegłego wieku i przede wszystkim czy dzisiaj żyje nam się lepiej.
Tylko po co?
Kapitalistyczny powrót do PRL-u można nazwać żartem. Prof. Łaciak z Katedry Socjologii i Antropologii Obyczajów i Prawa Uniwersytetu Warszawskiego na pytanie dlaczego panuje moda na PRL, odpowiada: – Bladego pojęcia nie mam. Nie widzę w tym nawet funkcji edukacyjnej, bo gdyby taka istniała, studenci orientowaliby się w sytuacji politycznej czy ekonomicznej tamtego czasu. Nazwałabym to modą na PRL-owski kicz – twierdzi. Według prof. Łaciak nie tyle chodzi o sentyment za PRL-em, ale o szukanie w modzie i obyczajności tamtych lat elementów, które można twórczo wykorzystać. – To jest jak z modą – korzysta się ze starych wzorców, niewiele się tworzy teraz nowości, ale szuka się w jaki sposób to co stare, odświeżyć – tłumaczy prof. Łaciak. – Zawsze podoba nam się to, co oldschoolowe. Kiedy byłam w liceum w latach 80., pamiętam jak podobały nam się lata 60., piosenki big-beatowe. Wspominaliśmy też XX-lecie międzywojenne, co też jest śmieszne, bo tego to już na pewno nie mogliśmy pamiętać! – dodaje.
„Obrazów PRL-u jest tyle, ilu ich autorów” pisze antrolopog Zuzanna Grębecka w artykule „O potrzebie antrolopogii komunizmu”. W książce „Popkomunizm. Doświadczenie komunizmu a kultura popularna” Grębecka wraz z Magdaleną Bogusławską i Jakubem Sadowskim pisze we wstępie o „popkomunizmie” jako zjawisku, które rozpoczęło się na polu kultury popularnej i wyraża się za pomocą kultowych przedmiotów -symboli dawnych czasów jak pralka „Frania”, saturator, samochód „Syrenka”, internetowych stron fanowskich, pokazów filmowych, wystrojów lokali i imprez utrzymanych w duchu PRL-u. Autorzy wiążą pojawienie się mody na komunizm w kulturze masowej poprzez masową produkcję płyt z muzyką z tamtych lat, kronikami filmowymi czy produkcją koszulek z PRL-owskimi sloganami. To właśnie przez rynek z okołokomunistycznymi gadżetami pojawiła się nostalgiczno-komercyjna próba ożywienia bohaterów literackich, filmowych czy muzycznych.
– Wydaje mi się, że ogarnia nas taki polski sentyment, że ciągnie nas do tego co było kiedyś, dlatego wszędzie ten PRL – twierdzi Ola. Podobnie uważa Michał. Według niego to, co skłania nas do nostalgii to zawodna pamięć. – Moje wspomnienie PRL-u jest czarno-białe. Młodzi ludzie, którzy urodzili się po 1989 roku tworzą sobie w głowach obraz komunizmu jako zjawiska pozytywnego. Na podstawie kilku ładnie opakowanych symboli nie mają świadomości, że to jest niemiarodajny, kapitalistyczny produkt dopasowany do dzisiejszych realiów i potrzeb rynku – tłumaczy Michał. – Poza tym fajnie jest pójść do takiej knajpy i liznąć świat, który już nie wróci. Nam, Polakom podoba się to pewnie dlatego, że nie czujemy kompleksu niższości, nie musimy się wstydzić bo mamy coś swojego, w stu procentach polskiego.