Na czym polega fenomen mody w PRL oraz czym są tytułowe ,,wielbłądy”? Aleksandra Boćkowska w swojej najnowszej książce najmniej pisze o ubraniach, ale o ludziach i miejscach, gdzie powstawała moda, była propagowana oraz sprzedawana.
Wyjątkowy design, czy też typowa meblościanka są charakterystyczne dla czasów PRL ze względu na walory estetyczne. Czym zatem była moda? Jak wynika z opowieści Aleksandry Boćkowskiej jest nie tylko sposobem na realizacje estetycznych tęsknot w uciążliwej rzeczywistości, ale także narzędziem budowania społecznej dystynkcji.
Nie ma złudzeń, że domy Mody Polskiej czy Hofflandu lansowały najnowsze trendy, wzorując się na zachodnich kanonach. Pierwsze kolekcje wschodzących kreatorów, na przykład Barbary Hoff były fiaskiem, a realistyczne, a zarazem pesymistyczne postrzeganie Jerzego Antkowiaka- „Nie mogę zaręczyć, że zaprojektowana przez nas czarna marynarka nie okaże się ostatecznie buraczana lub pomarańczowa z powodu trudności tkaninowych, braku priorytetu i stu innych powodów”, nasuwa myśl, że moda była niemalże walką z wiatrakami w prl – owskiej rzeczywistości. Zatem co można było zrobić by wykreować niesztampowy styl Polaków? ,,Przemycali, by nie rzec kopiowali, paryskie trendy, a fabryki przykrawały je do ówczesnych możliwości, zmieniając a to fason, a to kolor, a to tkaninę.”- twierdzi Aleksandra Boćkowska.
Na kartach książki obok projektantki, Barbary Hoff, czy ówczesnego wicedyrektora Mody Polskiej, Jerzego Antkowiaka, pojawia się także Jadwiga Grabowska. W wywiadzie z tvp.info Antkowiak mówi o niej tak: ,,Ona była bardziej niż polską Coco Chanel. To była przedwojenna dama, która ubierała się w najlepszych domach mody. Gdyby nie ona i jej zagraniczne wyjazdy, to Moda Polska nigdy by nie powstała.” Szczytem snobizmu było bywanie na pokazach u Graboletty – wspomina scenografka i projektantka, Xymena Zaniewska, która pod jej wpływem porzuciła architekturę dla mody. Ponadto Boćkowska ukazuję modelkę- Małgorzatę Wróblewską- Blikle, która wspomina prl – owskie krzyki mody, odkrywa fenomen bazarów oraz usług krawieckich.
Właśnie o tym pisze Aleksandra Boćkowska, czyli freelancerka, feministka, cyklistka. Dawniej dziennikarka „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka”, „Elle” i „Viva! Moda”, dziś autorka błyskotliwej opowieści o modzie w czasach Polski Ludowej– książki adresowanej zarówno do czytelników, pamiętających PRL, jak i do pokolenia tych, którzy chcą nie tylko zrozumieć fenomen kanonów ubierania się w tamtych czasach, ale także nauczyć się innowacyjnego myślenia o modzie. Postrzegać ją jako przyjemność manifestowania swojej indywidualności obecnie, gdy masowa produkcja przysłania nam prostotę i minimalizm w byciu oryginalnym.
Na koniec nasuwa się pytanie- czym są ,,wielbłądy” i co autorka miała na myśli umieszczając je w tytule? To pointa opowieści. Nie chcąc odbierać całkowitej przyjemności z lektury, zdradzę tylko, że chodzi o słynne sukienki z 1971 roku, stworzone dla francuskiej marki Pierre d’Alby. Jak pisze Joanna Bojańczyk, ,,To tzw. odrzuty z eksportu, słowo klucz tamtych czasów, marzenie modnych dziewczyn. Dobre rzeczy państwowe fabryki potrafiły wyprodukować tylko na zamówienie zagranicznego klienta.”