Sztuka Simona Stephensa – autora między innymi „Dziwnego przypadku psa nocną porą” – tym razem bez krzty dydaktyzmu mówi o sile duchowego przebudzenia i niezgodzie na powszechną desperację.
Wystawiana w Teatrze Dramatycznym (Scena na Woli) sztuka Simona Stephensa „Harper” składa się z szeregu scen będących swoistą podróżą głównej bohaterki. Pokazuje zwykłych ludzi z ich codziennymi problemami – dotyczącymi pracy, pieniędzy, relacji z dorastającymi dziećmi. W pierwszej i chyba najlepszej scenie widzimy Harper w rozmowie ze swoim szefem, który nie daje jej urlopu na kilkudniowy wyjazd do umierającego ojca, co jest dla kobiety ciosem. Kolejne sceny wprowadzają nas w świat bohaterki, oddalającej się coraz bardziej od domu i rodziny.
Z każdą następną sceną Harper nabiera dystansu do swoich doświadczeń. Okazuje się, że pozostaje w konflikcie ze wszystkimi osobami ze swojego najbliższego otoczenia i ucieka od konfrontacji z bliskimi. Przybita wiadomością, że spóźniła się na spotkanie z umierającym ojcem, szuka ukojenia w pobliskim barze. To ją odmienia, ale nie pomaga. Postanawia odpowiedzieć na ogłoszenie zamieszczone na portalu randkowym. Ale i tu nie znajduje ani zrozumienia, ani własnego miejsca w świecie. Najważniejsze wydaje się jednak spotkanie Harper z matką – dystyngowaną, starszą panią (doskonała Halina Łabonarska). Podczas tej rozmowy bohaterka dowiaduje się czegoś, co pozwala jej lepiej zrozumieć własne relacje z córką Sarą.
Sztuka pokazuje człowieka w relacjach z drugim człowiekiem, prześlizgując się po problemach i ledwo je zaznaczając, czyni to zbyt powierzchownie. Trudno jest też wejść w świat pozostałych postaci. Konstrukcja spektaklu z ledwie nakreślonymi postaciami nie sięga do głębi. Podróż, jaką odbywa Harper, pomimo dobrze zagranej roli przez Agnieszkę Warchulską (umiejętnie trzyma widza w napięciu), to jednak nie scala się w całość. Adam Ferency gra dwie role: bezdusznego pracodawcy i czułego ojczyma Harper, ale role te są tylko tłem, jakby uzasadnieniem zachowań Harper. Scenografia jest neutralna, nie ma tu zbędnych przedmiotów, jednak ta pusta przestrzeń przygnębia i pogłębia nastrój samotności.