Partia francuskiego prezydenta — Emmanuela Macrona — La République En Marche! (REM), razem z koalicyjnym ugrupowaniem MoDem, zwyciężyła w II turze niedzielnych wyborów parlamentarnych we Francji. Przedstawicielom obu partii przypadnie zdecydowana większość, bo aż 355 spośród 577 mandatów Zgromadzenia Narodowego. Obecnie w żadnej innej demokracji zachodniej nie występuje taka koncentracja władzy w rękach jednej osoby.
Liczba mandatów potrzebna do uzyskania większości bezwzględnej w izbie niższej francuskiego parlamentu to 289. Koalicjanci — centrowa i proeuropejska partia REM (założona przez Macrona niecały rok temu) oraz centrowa MoDem — przekroczyli próg z pokaźną nadwyżką, zostawiając daleko w tyle Republikanów, którym przypadnie 125 miejsc. Wielkimi przegranymi okazali się rządzący przez ostatnie pięć lat socjaliści, którzy będą mieć 35 deputowanych. Skrajnie prawicowy Front Narodowy Marine Le Pen może liczyć na 8 mandatów.
Wybory odbywały się przy najniższej od wielu lat frekwencji. Według danych z godz. 17 (na podstawie informacji BFM TV) do głosowania przystąpiło nieco ponad 35% wyborców, co daje prawie 10 punktów procentowych mniej w porównaniu z wyborami w 2012 r.
Przedstawiciele opozycji zwracają uwagę na to, że system jednomandatowy zapewniający zwycięzcy ogromną przewagę, nie odzwierciedla tego, jak w rzeczywistości głosowali wyborcy. Przekonują, że w przypadku systemu proporcjonalnego, w I turze wyborów partia REM zdobyłaby 162 mandaty (186 razem z koalicjantem MoDem), a Front Narodowy – 76. Ta katastrofalna frekwencja podważa system wyborczy, który powoduje, że miliony rodaków nie chcą uczestniczyć w głosowaniu — mówiła Marine Le Pen do swoich zwolenników po ogłoszeniu wyników I tury.
Najsilniejszy
Emmanuel Macron osiągnął wszystko, co dało się osiągnąć — najpierw wygrał wybory prezydenckie, a później jego partia zdobyła większość w parlamencie. Sukces parlamentarny powinien zdecydowanie ułatwić mu realizację wyborczych obietnic. Sceptycy natomiast twierdzą, że sprawowanie władzy w zasadzie przez jedną osobę, sprzyja zacieraniu wcześniejszych deklaracji. Krytycy Macrona są nawet zdania, iż taka koncentracja władzy stanowi zagrożenie dla ustroju demokratycznego. Nowy rząd zdążył już oznajmić, że jednym z jego priorytetów będzie zmiana dotychczasowej większościowej ordynacji wyborczej w celu wzmocnienia reprezentacji mniejszych ugrupowań w Zgromadzeniu Narodowym. Zapowiadane modyfikacje mogą jednak wejść w życie dopiero podczas kolejnych wyborów, a silną władzą francuski prezydent dysponuje już dziś. W mediach społecznościowych Macron przezywany jest nawet „Kim Dzong Macronem”. Warto jednak zauważyć, że będąca u władzy przez ostatnie pięć lat Partia Socjalistyczna, jak i rządzący przed nią konserwatyści, również mieli swojego prezydenta i większość bezwzględną w parlamencie.
Tak ogromna większość w Zgromadzeniu Narodowym jest przede wszystkim dużą zaletą, bo daje prezydentowi możliwość wprowadzenia swoich reform. Jednak w dłuższej perspektywie może być też problemem, szczególnie jeśli reformy nic nie zmienią i gospodarka będzie się słabo rozwijać, a bezrobocie nie spadnie — mówi w wywiadzie z dziennikarzem „Gazety Wyborczej” Rémy Oudghiri z paryskiej firmy konsultingowej Sociovision.
EmmaUNIONel Macron
Flagowymi obietnicami Macrona z kampanii wyborczej są reformy w kodeksie pracy, mające znacznie ograniczyć wpływy związków zawodowych i uelastycznić rynek pracy oraz walka z terroryzmem. W kwestii polityki między narodowej wygrana prezydenta i jego partii ma wzmocnić europejskie struktury. Pozycja Macrona zdaje się być równie silna, co status niemieckiej kanclerz Angeli Markel. Niewykluczone zatem, że w sytuacji z Brexitem w tle, powstanie niemiecko-francuski duet, który będzie kierował Unią Europejską. Francuska głowa państwa zapowiada stworzenie osobnego budżetu europejskiego, uchwalanego przez parlament państw strefy euro. Dostęp do niego byłby zatem jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą kwestią państw członkowskich UE, a uzyskanie go miałoby być możliwe pod warunkiem przestrzegania wspólnych europejskich zasad.
We francuskim Zgromadzeniu Narodowym pojawi się wielu nowicjuszy, którzy nie występowali wcześniej na scenie politycznej. Ich zaletą będzie to, że nie będą marnować czasu na partyjne przepychanki, będą bardziej pragmatyczni i nie tak oderwani od prawdziwego życia jak zawodowi posłowie. Z drugiej jednak strony zawdzięczają swoje polityczne kariery Macronowi, bez niego nie mieliby większych szans na wejście do parlamentu, będą więc go bezwzględnie popierać i będą mu lojalni, przynajmniej na początku — mówi Oudghiri. Z kolei premier Francji — Edouard Philippe — stwierdził, że różnorodność członków REM stanowi szansę dla Francji.
Nowi posłowie przystąpią do pracy 27 czerwca. W trakcie posiedzenia wybiorą przewodniczącego parlamentu. Głosowanie zatwierdzające wybór premiera odbędzie się natomiast początku lipca.